Idzie gorąca burza Idzie gorąca burza
Przemyślenia

Idzie gorąca burza

Paulina Wilk
Czyta się 9 minut

Młoda prawniczka o azjatycko-afrykańskich korzeniach skomponowała świeżą i błyskotliwą opowieść, jakiej świat nie słyszał. Bo miejsca dla takiej historii nie było. Piękny debiut Hafsy Zayyan to skowronek ery nowych głosów.

Jest córką Nigeryjczyka i Pakistanki, mieszkała w wielu krajach – USA, Singapurze, Arabii Saudyjskiej – zanim jej rodzina osiadła w Wielkiej Brytanii. Ukończyła uczelnie w Cambridge i Oksfordzie, specjalizuje się w rozwiązywaniu sporów i sprawach dotyczących arbitrażu międzynarodowego, pracuje w Londynie. Ma nieco ponad 30 lat, a w ubiegłym roku trafiła na listę 500 najważniejszych prawników na Wyspach Brytyjskich. Ale trochę wcześniej, w roku 2019, zdobyła wyróżnienie literackie – #Merky Books New Writers’ Prize – a wraz z nim kontrakt na wydanie pierwszej powieści We Are All Birds of Uganda, która na początku 2021 r. doczekała się światowej premiery. Nowa nagroda została wymyślona przez dużych wydawców, by wzmocnić głosy autorów

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Haft opowiadający o wojnie Haft opowiadający o wojnie
i
Berthe Morisot, „Embroidery”, 1899, Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Haft opowiadający o wojnie

Elisabeth Åsbrink

Czasem przypadkowe znalezisko może wiele nam powiedzieć o historii, traumie i przeżyciach ludzi, które kryją się za pozornie zwykłymi przedmiotami. A także, być może, o nas samych.

Pewnego dnia, kilka lat temu, szłam z mężem ulicami Kopenhagi. Było to późnym latem, może pod koniec sierpnia lub na początku września, w każdym razie w jeden z tych dni, kiedy słońce świeci ciemnożółtym i miękkim światłem, ale i tak wprawia w przygnębienie, bo kres lata może nadejść w każdej chwili. Nie spieszyliśmy się. W mieście panował spokój, a większość sklepów była zamknięta. Ciemnozielone liście drzew pokrywał pył. Przechadzaliśmy się bez celu, właśnie przecięliśmy Israels Plads, gdzie w weekendy spontanicznie rozkłada się pchli targ, i planowaliśmy pójść gdzieś na kawę, kiedy nagle zobaczyłam coś, przez co musiałam przystanąć. Akurat tamtej niedzieli stał tam tylko jeden stół, obładowany starymi futrami z norek, mosiężnymi świecznikami, popielniczkami, biżuterią ze sztucznymi kamieniami i sztućcami z niepolerowanego srebra. Ale było tam też coś jeszcze. Na ziemi oparty o nogę stołu stał obraz. Dostrzegłam go, właściwie w ogóle na niego nie patrząc. Dopiero gdy przechodziliśmy obok, zauważyłam, że to tak naprawdę oprawiony w ramę haft i że właśnie przeczytałam na nim słowo „Hitler”. Wyszyte haftem krzyżykowym? Odwróciłam się, by się przyjrzeć, i wypatrzyłam kolejne wyhaftowane słowo: „Gestapo”. Tuż obok widniały litery „SS”. Nazistowska makatka? Postanowiłam kupić obraz. I tak też zrobiłam. Mąż niósł go całą drogę do domu wyszytym motywem skierowanym w stronę ciała.

Czytaj dalej