Imigranckie morze Imigranckie morze
i
"Northeaster", Winslow Homer (1895), ze zbiorów The Metropolitan Museum of Art
Doznania

Imigranckie morze

Forrest Gander
Czyta się 21 minut

Pobudza go jej niedostępność, pragnąłby
jej życia, niechby bardziej w nim żyło. Patrzą

na falujące morze, stojąc tak blisko siebie, że wyczuwa
bijące od jej mokrych włosów ciepło. Co

łączy go z tą tu osobą, tak znajomą
i obcą? Badając jej twarz,

bada sam siebie. Podmuchy wiatru ubijają grzywy fal,
źdźbła wiosennych traw rysują okręgi

na piasku, gdzie oni są bez słów, a chciałaby
mu powiedzieć, że wszystko ma ładunek, nawet trawa –

dodatni, pyłki zaś – ujemny, więc kiedy trawa faluje,
to jakby łowiła w powietrzu. On wyczuwa elektryczność,

jakby dziki dramat nadchodzącej burzy coś już
o nich wiedział – obcych na tym brzegu. Drobne

szafirowe kwiaty ozdabiają wydmy.
Zastanawia się, czy dał się sobie spłaszczyć,

wygładzić jak ruchome schody i czy w końcu zniknie
pod powierzchnią bez jednego szarpnięcia, bez

oporu. Ale odwraca się ku niemu jej promienna, szczodra twarz
z wilgocią w kącikach oczu – od wiatru; pokonany tym

przepychem znowu się sobie pojawia.

 

Tłumaczyła Julia Fiedorczuk

 

Wiersz mogą Państwo również przeczytać w oryginale na naszej angielskiej stronie.

 

Czytaj również:

Dziecię słodkie Ildefons Dziecię słodkie Ildefons
i
kolaż: „Przekrój”
Doznania

Dziecię słodkie Ildefons

Marcin Orliński

W redakcji zjawiał się nagle, jakby przybywał z innego świata. Przynosił teksty napisane wiecznym piórem, zawsze zielonym atramentem. Konstanty Ildefons Gałczyński, „hochsztapler”, „słodki szarlatan”, ale przede wszystkim jeden z najważniejszych autorów dawnego „Przekroju”.

Marian Eile poznał Gałczyńskiego wiosną 1939 r. Przyszły założyciel „Przekroju” był wówczas dziennikarzem najważniejszego w dwudziestoleciu międzywojennym pisma liberalnej inteligencji „Wiadomości Literackich” i pojechał do Anina przekonywać poetę do współpracy. O wizycie mówił tak: „Elektryczną kolejką dojazdową, w pogodne popołudnie, przyjechałem do Anina. Poszedłem do Zaruby, a z nim do Gałczyńskich. Czekał na nas podwieczorek, mocna herbata, świeże domowe ciasto. Natalia była piękna, miła, gościnna. Konstanty – spokojny, przyjazny. Jak zawsze, przez całe życie, mówił cicho, łagodnie, jakby trochę duchem nieobecny”.

Czytaj dalej