Indie się gotują Indie się gotują
i
Fotos z filmu „Niewidzialne demony”, reż. Rahul Jain, © Ma.Ja.De, Toinen Katse, 2021 r./materiały prasowe MDAG
Opowieści

Indie się gotują

Mateusz Demski
Czyta się 12 minut

New Delhi walczy z kilkoma plagami. Ludzie mówią, że w mieście skumulowały się wszystkie nieszczęścia świata: to tam panują najwyższe upały na Ziemi, mieszkańców regularnie nawiedzają powodzie i głód, a wielu z nich nie ma nawet dostępu do wody pitnej. Nad krajobrazem górują ogromne cmentarzyska. O upale, życiu w cieniu katastrofy klimatycznej i alarmującym filmie Rahula Jaina Niewidzialne demony pisze Mateusz Demski.

„Indie się gotują. W New Delhi słupek rtęci pokazuje 49 kresek – 8℃ więcej, niż spodziewali się synoptycy. Te cyfry brzmią abstrakcyjnie, ale to jeszcze nic. Będzie tylko gorzej” – to fragment popularnego indyjskiego serwisu informacyjnego NDTV.

Dalej klasyczne dziennikarskie obrazki, do których przez lata wszyscy w mieście zdążyli się już przyzwyczaić.

Ulice jak patelnie.

Autobusy jak piekarniki.

Miasto jak betonowa pustynia, na której trudno oddychać.

W jednym ujęciu widać gęsto zabudowany kwartał, szare domy z wielkiej płyty z ciasno powciskanymi jeden obok drugiego rzędami klimatyzatorów. Kłopot w tym, że wiatraki w stalowych obudowach są przeciążone. Przestały za gorącym powietrzem nadążać.

Jak relacjonuje reporterka, ucieczka przed upałem to wciąż luksus. W 2018 r. Międzynarodowa Agencja Energetyczna ustaliła, że tylko 5% indyjskich gospodarstw domowych stać na zainstalowanie klimatyzacji. Dla porównania: w USA wskaźnik ten wynosi 90%. Komentuje to rikszarz z Delhi:

– Klimatyzacja? Taki biedak jak ja może zapomnieć – mówi. – Kto bogaty, ten może się

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Planeta wolnych wiosek Planeta wolnych wiosek
i
Mahatma Gandhi, 1931 r., Londyn; zdjęcie: domena publiczna
Marzenia o lepszym świecie

Planeta wolnych wiosek

Paulina Wilk

Na spotkania z przedstawicielami globalnego imperium przychodził w sandałach, okryty pasem ręcznie tkanej bawełny. Mówił, że Indie mają dość ziemi, by nakarmić i ubrać swoich obywateli. Nie ufał masowej produkcji i globalizacji. Wierzył w samodzielność małych wspólnot, w ekonomię pozbawioną chciwości i przemocy. Co dziś radziłby nam Mahatma Gandhi?

Gdy jako delegat Indyjskiego Kongresu Narodowego przyjechał w roku 1931 na oficjalne negocjacje konstytucyjne z rządem w Londynie, Winston Churchill nie znalazł czasu, by się z nim spotkać. Mówił o nim drwiąco „półnagi fakir” – z niesmakiem tym większym, że kilka dekad wcześniej Mohandas Karamchand Gandhi studiował w brytyjskiej stolicy prawo, nosił pantofle, trzyczęściowy garnitur i zegarek w kieszonce kamizelki. Wydawał się wówczas chodzącą reklamą skuteczności imperium brytyjskiego w reprodukowaniu kolonialnej mentalności w najdalszych nawet zakątkach świata. Gandhi, urodzony w 1869 r. w miasteczku Porbandar na zachodnim wybrzeżu Indii, syn lokalnego indyjskiego urzędnika, odebrał królewską edukację i został wyszykowany do roli strażnika istniejącego ładu, miał więc służyć w hierarchii przewidującej dla niego jedną tylko rolę – subordynację. Po latach będzie krytykował prawników, lekarzy czy urzędników jako realizatorów przemocowej dominacji Europy nad Indiami, zatrudnionych w wielkiej kolonialnej machinie.

Czytaj dalej