
Łukasz Kaczyński: Czy masz prawo jazdy, używasz samochodu? Bo z Twoich wypowiedzi, a zwłaszcza patrząc na Twoich bohaterów w Wieży. Jasnym dniu, wyłania się obraz osoby mocno krytycznej wobec dobrodziejstw cywilizacji, które czynią nasze życie bardziej luksusowym, prostszym i wygodnym.
Jagoda Szelc: Śmieszne, bo nienawidzę kręcić scen w samochodzie. Tak, mam prawo jazdy. Dobrodziejstwa owszem, ale gdzie umiar? Nawiązujesz do tego, że często powtarzam, iż znajdujemy się dziś w sytuacji pasażerów samochodu wiszącego nad przepaścią, którym się wydaje, że wciąż kontrolują sytuację?
Nawet nie, myślę o pierwszej z opozycji, na których zbudowałaś film. Zaczyna się ujęciami, w których kamera filmuje nocą monstrualną siatkę dachów, kominów, potem ulic, po których jak w Grand Theft Auto porusza się samochód bohaterów – a potem zmienia się perspektywa, jest dzień i kamera podąża za nim wśród zielonej gęstwy. Twoi bohaterowie z jednego układu – miasta – przenoszą się w inny, który nie jest tak kontrolowany przez nich i opiera się na innych busolach niż na przykład ten GPS, który ich zawodzi w lesie.
Film miał zaczynać się od czegoś, co wygląda jak matryca komputera, czegoś industrialnego, i kończyć się wejściem w las. Kamera miała pracować w trybie od punktu zero i zbliżać się do samochodu, stopniowo zmieniając kąt. Ta scena ma długą historię – kręciliśmy ją trzy razy, była szczegółowo zaplanowana w 3D, ale cały czas nawalały nam drony. Jeden spadł, z drugim przyjechał jakiś szowinista i puszył się, ale jak przyszło co do czego, to praca okazała się dla niego za trudna, w końcu z trzecim dronem przyjechał Paweł Sudoł i zrobił, co trzeba. Fajnie, że dostrzegłeś GPS, nie wszyscy widzą, że bohaterowie od początku znajdują się w przestrzeni, której nie mogą łatwo kontrolować.