Śmierć, wyzysk, przeczucie nadchodzących zmian, które będą nieodwracalne – taki obraz świata wyłaniał się z niemal każdego filmu, który widziałem w trakcie Nowych Horyzontów. Jak brzmi i wygląda koniec świata?
Dźwięk nadchodzącej katastrofy
Motywem przewijającym się w wielu filmach był dźwięk zwiastujący zmianę, nieszczęście. Zazwyczaj dojmujący, choć nie wszyscy go słyszeli.
W polsko-amerykańskim Komarze Filipa Jana Rymszy było to bzyczenie tytułowego owada, który ukąsił pewnego genialnego analityka giełdowego. Bohater – przerażony działaniami kolegów wykonujących wyjątkowo niebezpieczne operacje finansowe – nie zauważa, że zaczyna puchnąć i przemieniać się w potwora. W jego mieszkaniu zagnieżdżają się chmary insektów, których nie może się pozbyć. Wchodzi więc z nimi w dziwną symbiozę. Owadzi szum narasta, ale nigdy nie staje się prawdziwie inwazyjny – aż żal, że w kulminacyjnej scenie dyrygowania rojem komarów nie słyszymy noise’owego utworu opartego tylko na nagraniach owadów.
Poza tym, w filmie Rymszy słyszymy bardzo konwencjonalnie użytą muzykę współczesną skomponowaną przez Cezarego Skubiszewskiego, chociaż równie dobrze można byłoby użyć utworów Pendereckiego wykorzystywanych przez Kubricka w Lśnieniu. Ciekawiej wybrzmiewa Lirnik Franza Schuberta – chyba najbardziej rozpaczliwa pieśń z cyklu Podróż zimowa, która towarzyszy bohaterowi spacerującemu po opustoszałych przestrzeniach Giełdy Papierów Wartościowych. Osobliwym zabiegiem są dialogi nagrywane w studiu, zupełnie niezsynchronizowane z odgłosami otoczenia. Nad filmem unosi się duch Davida Cronenberga z Muchy i Cosmopolis – spod tych inspiracji trudno dostrzec indywidualny styl Rymszy.
W Czerwonym księżycu nadmorską wieś przeszył niepokojący syreni ryk, a na plaży pojawiła się nowa skała, przypominająca jakiegoś