Nie na każde pytanie trzeba znać odpowiedź. Obrazy duńskiego malarza Vilhelma Hammershøia są tego dobrym przykładem. Zatrzymując rzeczywistość, oferują współczesnemu człowiekowi przestrzeń. Obecnie można je oglądać w Muzeum Narodowym w Poznaniu, później będą prezentowane w Krakowie. Zwiedza Agnieszka Drotkiewicz.
Kobieta w czarnej sukni odwrócona jest do nas plecami, włosy ma upięte, światło pada na jej szyję. Przed nią szara ściana, brązowa fornirowana konsolka. Na konsolce stoi biała waza w niebieskie kwiatki – znawca porcelany rozpozna w niej model manufaktury królewskiej w Kopenhadze. Czy to kadr z przedstawienia teatralnego? Czy może jest to zdjęcie z wysmakowanego pisma o wystroju wnętrz? A może ilustracja będąca punktem wyjścia do terapii małżeńskiej? – Fascynująca jest pojemność obrazów Hammershøia, wielość interpretacji, które umożliwiają – mówi Martyna Łukasiewicz, kuratorka wystawy „Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza / Light and silence” w Muzeum Narodowym w Poznaniu. – Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam jego obrazy, miałam wrażenie, że świat się zatrzymuje.
Hammershøi, duński malarz przełomu XIX i XX w. (urodził się w 1864 r., zmarł przedwcześnie, na raka krtani, w 1916 r.) najbardziej znany jest z monochromatycznych, surowych widoków wnętrz. Doceniany za życia, po śmierci został zapomniany na kilka dekad. Ale od lat 80. jego popularność znów stale rośnie. W ciągu ostatnich dwóch lat miał dwie duże wystawy w Paryżu i Tokio.
Obecnie część z jego najbardziej