Długo zastanawiałem się, jak rozpocząć tę recenzję. Być może w ogóle nie powinienem jej pisać. Wrażenie, które wywarła na mnie ostatnia książka włoskiego pisarza, nie poddaje się z łatwością opisowi.
Z drugiej strony, zbycie tej publikacji milczeniem gryzłoby moje recenzenckie sumienie – nie chciałbym bowiem, aby dzieło wielkiego twórcy przeszło bez echa, a także by moje milczenie zinterpretowano jako przejaw niechęci. Początek najnowszej pozycji Umberta Eco zaskakiwał, podobnie jak jego rozwinięcie; zakończenie zaś zostawiało z uczuciem zdumienia, ale też rodziło pytanie o sam sens książki. Istnieją utwory literackie potrafiące porwać od pierwszej strony, jak również takie, które ujawniają swoją wartość dopiero kilkadziesiąt stron później, albowiem jedynie z pewnego dystansu jesteśmy w stanie docenić koncept. Co ciekawe, książka włoskiego pisarza nie należy ani do pierwszej, ani do drugiej kategorii. Bez wątpienia w dziele znalazło się sporo sensownych zdań, uszeregowanych zgodnie z regułami języka. Prawdą jest, że czasem przeglądałem te strony zupełnie bezmyślnie, gdyż często podczas lektury nie potrafię się skupić. Mimo to myślę, że mamy do czynienia z dziełem wyjątkowym, tylko pozornie podobnym do innych.