Stary Kato mawiał „Piękna niewiasta jest jak złocone jabłko, pigułka miła dla oczu, gorzka dla ust”. Potrzeba złocenia, gładzenia lica jest potrzeb kobiet od najdawniejszych czasów. Była też potrzebą naszych prababek, a jest ona po okresie zaniedbania w czasie fin de siecle’u i potrzebą dzisiejszej kobiety.
Katechizmem piękna naszych prababek była uczona książka baronowej Staffe, która z Paryża wysyłała na świat cały, a także do Polski praktyczne rady, wskazówki i przepisy dla kobiet, pragnących bronić swej piękności przed „atakami czasu, wieku i trudów życia”. Rady swe przeznaczyła nie dla kobiet przez wszystkich wielbionych, ani dla kobiet, które „oszołomione żądzą podobania się zaprzęgają do swego rydwanu tłumy mężczyzn”, ale dla tych, które odznaczają się „świętą zalotnością”. Do nich to zwraca się mądra baronowa:
„Troszcz się o swą piękność, abyś była rozkoszą dla oczu i serca tego, który jest podporą twej zachwycającej słabości i którego antenaci spoza grobów patrzą na ciebie, jako na matkę swoich prawnuków i praszczurów. Obowiązkiem Twoim jest podobać się i zachwycać, bo jesteś ideałem w ciężkim życiu mężczyzny, nie schodź z piedestału, na jakim on cię postawił”.
O piękność swą troszczyć się winna światowa kobieta w gabinecie toaletowym w „sanctuarium”, którego progu nie przestąpi nikt, nawet ukochany małżonek, a on szczególniej, zwłaszcza w chwilach, gdy ona zajmuje się podtrzymaniem swej piękności.
Sanctuarium to winno mieć — zdaniem mądrej baronowej — obicie o barwach nikłych, by przy nich nie traciły kolory sukien i strojów damskich. Na podłodze winien być rozłożony dywan perłowy w deseń z róż lub bzów. W gabinecie toaletowym umieścić należy dwie toalety. Jedna z dzbankiem i miednicą srebrną, z półeczką, na której ustawione byłyby flakony z wodami, octami, kroplami i eliksirami, druga zaś z delikatnymi wodami pachnącymi, olejkami, pomadami, pudełeczkami do pudru, do puszku, do grzebieni i szczotek.
Bogate „miliardzistki”, bogate damy wielkiego świata posiadały w owych czasach łazienki, których ściany wyłożone były onyksem, wanny zrobione z różowego marmuru. Ze sufitów zwieszały się fantastyczne kandelabry i lampy z różowego kryształu.
W „sanctuarium” tak urządzonym winna dama korzystać z porad baronowej Staffe. Baronowa Staffe jest zwolenniczką czystości skóry, bo odgrywa ona „ważną rolę w sprawie asymilacji pokarmów przez organizm. Jakkolwiek to może być niestosowne porównanie, ale zaznaczyć muszę, iż uznano ogólnie, że nawet wieprze dobrze myte mają delikatniejsze mięso, niż wieprze brudne”.
Wytworne damy kąpią się w rozmaitych odwarach skutecznych muchotrzewia lub mokrzycy. Księżna zaś Maria C. kąpała się w winie Malaga. Wino to zlewane po kąpieli w butelki, kupowali jej wielbiciele i… wypijali. Sprzeczne już było w owych czasach z wymaganiami „wyrafinowanej higieny” kąpać się w wodzie, która służyła przedtem innej osobie. Pożądane były kąpiele kwiatowe i owocowe. Po kąpieli z malin i poziomek jest bowiem — zdaniem naszych prababek — ciało świeże i pachnące, skóra ma delikatność aksamitu, a cera przybiera kolor bladoróżowy.
A oto przepis baronowej Staffe: Bierze się dwadzieścia funtów poziomek, dwa malin i po rozgnieceniu owoców wrzuca się to do wanny. Baronowa Staffe jest zwolenniczką czystości „dopóki nie jesteśmy czystymi duchami, dopóty musimy żyć po ludzku”. Piękna karnacja skóry jest objawem cnotliwości i jest dziedziczna. Kiedy zapytano się pewną sławną piękność, jaka jest tajemnica tego odcienia płatka róży na jej policzkach, odpowiedziała: „Pochodzę z rodu ludzi cnotliwych”.
Linia współczesnych kobiet była w owych czasach nie w modzie, ponieważ zdaniem ówczesnych piękności kobieta szczupła nie mogła mieć nigdy pięknej cery „nie ma bowiem pięknej skóry na kościach”.
Troską jak wiadomo kobiet wszystkich epok były zmarszczki. Oto jak je leczyły nasze prababki. Jedna z kobiet światowych, chcąc zatrzeć zmarszczki, gdy czuła się zmęczoną, wyczerpaną, jeśli miała kłopoty i czarno patrzała na świat, kładła się do łóżka i pozostała w nim dopóty, dopóki przykrość nie minęła, a nie wrócił dobry humor. Wtedy wstawała świeża i bez zmarszczek.
Inną metodę walki ze zmarszczkami stosowała Lady Londonderry sławna piękność angielska. Na dni dziesięć jeden pozostała ona stale w łóżku. Spała dopóki się sama nie obudziła. Wtedy brała ciepłą kąpiel, wracała do łóżka i kazała sobie podać lekkie śniadanie i znowu zasypiała lub leżała spokojnie wyciągnięta nic nie robiąc i nie myśląc. O godzinie szóstej wieczorem wstawała, narzucała negliż, jadła obiad w swoim gabinecie toaletowym i bezczynnie siedziała nie myśląc do godziny 10-tej, a potem znowu się kładła.
Wrogiem w owych czasach urody kobiecej były czynniki atmosferyczne. Dlatego kobiety dbające o swą urodę nosiły w zimie maski aksamitne (tourets de nez), a latem maski fularowe dla ochrony przed piegami. Piegi leczono marchwią, a jako kosmetyków używano spirytualia w każdej postaci, głównie wina czerwone francuskie i reńskie, wody z bobu, z kwiatu pomarańczowego, masła, jajek, szmalcu, myrry, cukru itd. Włosy myto w piwie lub w wodzie wapiennej. Zęby leczono pietruszką ugnieconą, którą wkładano do ucha po stronie bolącego zęba. Nogi można było myć, ale nie za często, „bo częste mycie nóg wywiera zły wpływ na mózg i wzrok”.
Oprócz wielkich tajemnic piękności podaje baronowa i drobne tajemnice i stąd twarz zwiędłą ożywia wodą deszczową, w której gotowano miękuszkę chleba i korzenie topolówki, do której dodano żółtka jaja i świeżą śmietankę. Nie zapomniała baronowa o witaminach i dlatego wspomina inną słynną piękność, która za czasów Ludwika dożyła przeszło osiemdziesięciu lat przy świeżej cerze i „oczach pełnych blasku”, a przez czterdzieści ostatnich lat życia jadała wyłącznie tylko pomarańcze i to tuzin na śniadanie i tuzin na obiad.
Tak to dbała o urodę naszych prababek baronowa Staffe. Jej rady były widocznie bardzo skuteczne. Jeden bowiem z miliarderów amerykańskich przeznaczył milionową dotację dla najbrzydszej kobiety. Ani jedna się nie zgłosiła, nie było bowiem takiej — słuchały widocznie zbawiennych rad i wskazówek pramatki naszych kosmetyczek.
Henryk Mierzecki, docent UJ
Tekst pochodzi z numeru 102/1947 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.