Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że wyjdę na spacer z psem swojej dziewczyny, odpowiedziałbym, że to niemożliwe. Byłem tak bardzo uprzedzony do psów, że nawet umówienie się z jakąkolwiek „panią” nie wchodziło w grę.
Psy żyły sobie gdzieś obok, jako najlepsi przyjaciele ludzi. Koło mnie zawsze były koty. Żeby przyszły i okazały przyjacielską bliskość, trzeba było uzbroić się w cierpliwość, szanować ich wolność. Z wyższością patrzyłem na spacery, smycze i gwarantowaną bliskość z kimś wytresowanym, przyuczonym. Nie byłem zainteresowany dziedziczoną w genach lojalnością i wyuczonym oddaniem.
Wydawało mi się, że jego obecność będę w stanie po prostu zignorować.
Pierwszy raz zobaczyłem go na ekranie własnego komputera. Wskoczył koło niej na kanapę, zaraz na początku naszej nieśmiałej, pandemicznej randki na Zoomie. Spodziewałem się, że po chwili będzie musiał zeskoczyć. Znajomi wyznaczali swoim psom miejsca do wypoczynku dosyć blisko, ale jednak na podłodze. Nie minęła minuta, kiedy wiedziałem, że w tym przypadku jest inaczej. Psa przytulono, pozwolono mu lizać się po twarzy, odwzajemniono pocałunek. Jego wszechobecność została chwilowo wytłumaczona niewielkim rozmiarem, chociaż terrierowi, jakim