Janis
i
Znaczek pocztowy z Janis Joplin z serii „Music Icons Forever Stamp”, zdjęcie: Shannon McGee/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Opowieści

Janis

Anna Wyrwik
Czyta się 7 minut

Przełom lat 60. i 70. to był dla kontrkultury ciężki czas. Kończyła się era beatnikowo-hipisowskiej wolności. Wiele z tych postaci, które w latach 50. i 60. odpaliły lonty, spaliło się, by wystrzelić z hukiem, ostatecznie i na zawsze.

W nocy z 2 na 3 lipca 1969 r. zamordowany został Brian Jones, założyciel i pierwszy lider The Rolling Stones, 3 września 1970 r. przedawkował gitarzysta bluesowy Al Wilson z zespołu Canned Heat, 18 września 1970 r. zmarł w Londynie Jimi Hendrix, 3 lipca 1971 r. w paryskim apartamencie odkryto zwłoki Jima Morrisona, 8 marca 1973 r. zmarł Ron „Pigpen” McKernan z Grateful Dead, przez chwilę związany z Janis Joplin, która z kolei została znaleziona martwa w pokoju nr 105 hotelu The Landmark w Los Angeles 4 grudnia 1970 r. Przedawkowała heroinę China white, o wiele mocniejszą niż ta, którą brała normalnie, pochodzącą od francuskiego hrabiego – tego samego dilera, od którego swą ostatnią dawkę miał nabyć też wokalista The Doors.

Janis Joplin nie lubiła Teksasu, a przynajmniej tak mówiła. Opowiadała, jaki to Teksas jest nudny i że nic się tam nie dzieje. A ja jednak myślę, że Teksas w dużej mierze ją ukształtował i niewykluczone, że bez niego byłaby kimś innym. Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałam o jej pochodzeniu, nie zdziwiłam się. Stwierdziłam, że to jak najbardziej pasuje. Pamiętam też, gdy dowiedziałam się, że pochodziła ze zwykłego domu zwykłej klasy średniej i to takiej – jak przystało na lata 50. – awansującej, może trochę square, ale też z nakłanianiem do książek, z kolei zdziwiłam się bardzo, ponieważ Janis Joplin lubiła podkoloryzować swoje dzieciństwo, że było straszne, że wyrzucono ją z domu i że tego typu historie. Jednak w latach 50. i 60. chyba nie trzeba było być z nie-wiadomo-jak-wymagającej-buntu rodziny, by się zbuntować, bo wystarczyło być po prostu młodym, przeczytać W drodze Jacka Kerouaca, wsłuchać się w nuty i teksty piosenek, ruszyć w kierunku Kalifornii i wolności.

Janis Joplin ruszyła. Już jako nastolatka przeciwstawiała się panującym regułom z taką zawziętością, jakby pragnęła wymyślić świat na nowo. To nie był bunt dla buntu, ale ostra jazda po bandzie, wynikająca z potrzeby wyrażania setek ton emocji. Czytając o niej, ma się wrażenie, że żyła szybciej, niż mówiła, niż myślała, niż czuła, że zanim jeszcze impuls spowodowany jakimś wydarzeniem docierał do jej mózgu, by wzbudzić emocję, to ona już ją wyrażała, jakby to wszystko wyprzedzała w pędzie na łeb na szyję, na mur, na skarpę, gdziekolwiek, byle naprzód. Myślę, że gdyby wpadła do baru, w którym siedzielibyśmy spokojnie, popijając piwo, to wypiłaby pół towaru, połamała kilka krzeseł, poskakała w tańcu po kilku stołach, przespałaby się z połową klientów, a drugą połowę pobiła albo skrzyczała. A potem poszłaby dalej, zostawiając za sobą pogorzelisko z resztkami Southern Comfort kapiącymi po barze z rozbitej butelki i postronnych obserwatorów z rozdziawionymi ustami, porażonych jej energią.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Czy ona w ogóle spała?

Janis Joplin była jedna na milion, i nie jest to tylko takie gadanie. Wielu uważa, że jest jedną z najwybitniejszych wokalistek wszech czasów, że była czarująca i charyzmatyczna. I rzeczywiście – gdy się o niej czyta, gdy się jej słucha i ją ogląda, widać i słychać te emocje, które wrzucała w każdą sekundę każdego utworu – to taka się myśl nasuwa. A za nią idą myśli o talencie i geniuszu. Napisałam, że czuć w niej Teksas, w którym się wychowała, ale czuć w niej też Kalifornię, gdzie mieszkała i tworzyła, czuć epokę, w której żyła, książki, które czytała, i muzykę, której słuchała. Tylko że żadna socjologia, psychologia ani kapitał kulturowy nie tłumaczą w całości jej fenomenu, więc po prostu warto metafizycznie stwierdzić, że była swego rodzaju wybrańcem.

Znaczek pocztowy z Janis Joplin z serii "Music Icons Forever Stamp", zdjęcie: Shannon McGee/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Znaczek pocztowy z Janis Joplin z serii „Music Icons Forever Stamp”, zdjęcie: Shannon McGee/Flickr (CC BY-SA 2.0)

Jej geniusz objawiał się swoistą dwoistością natury. Białe i czarne. Z jednej strony bunt, rewolucja i niezależność, z drugiej zaś niedająca się zaspokoić potrzeba spełnienia oczekiwań rodziców, ciągła pogoń za społeczną akceptacją, z której narodziło się marzenie o byciu sławną i podziwianą. Co ciekawe, nie szła za tym żadna gra, bo Janis była prawdziwa, naturalna i zdawała się robić to, co czuje, a to wraz z tamtymi skrajnościami fenomenalnie układało się w wybuchową całość złożoną ze sprzeczności. To była mieszanka hipiski z krwi i kości (wolna miłość, dragi, alkohol, muzyka i pióra we włosach) z dziewczyną marzącą o rodzinie i domu z białym płotkiem, za którym pewnie poczułaby jakąś stabilizację czy bezpieczeństwo, których część jej duszy szukała. Mieszanka twardej w gestach i słowach (wulgaryzmy wyskakiwały jej z ust niczym naboje z karabinu maszynowego), pewnej siebie chłopczycy z wrażliwą, emocjonalną i zakompleksioną osóbką.

To odbijało się na jej podejściu do seksualności. Miała gdzieś społeczne konwenanse dotyczące ciała, płci, seksu, spała, z kim chciała, z mężczyznami i kobietami, kochała się z nimi, bo kochała się kochać. Nie przeszkadzało jej, gdy przespała się z kimś dla pieniędzy na bilet autobusowy. Była ponad to, ponad to całe myślenie według gotowych ram, reguł, definicji grzechów i niemoralności czy statusu środków wymiany płatniczej, a także innych społecznie narzucanych nam zasad współżycia. Janis Joplin była bardzo seksualna w nowym znaczeniu tego słowa. Z rozmachem niszczyła granice mieszczańskiej moralności. Mam wrażenie, że w jej pojmowaniu seksu zatarta była płeć, bo liczył się człowiek, a różnice pomiędzy seksualnością w rozumieniu męskim i kobiecym nie istniały. Potrafiła być jednocześnie wulgarna, ponętna, emocjonalna, szalona, czuła… Rozumiała erotyzm na swój sposób i nie obchodziło jej, co o tym myślą inni.

To znaczy nie obchodziło jej na zewnątrz, bo wewnątrz pewnie tak, choć mam wrażenie, że w głębi to liczyły się dla niej jednak najbardziej jej własne emocje. A może nie. Trudno Janis Joplin uchwycić. Jej biografia pt. Janis. Życie i muzyka autorstwa Holly George-Warren to pewnie jedna z lepszych biografii legend rocka. Zresztą już samo nazwisko autorki daje gwarancje. Od lat zajmuje się muzyką i pisze o muzyce, napisała biografie gwiazd country i rocka, współtworzyła słynną The Road to Woodstock, jest redaktorką m.in. książki o Beat Generation, a do tego zasiada w komitecie Rock and Roll Hall of Fame i produkuje płyty (była dwa razy nominowana do Grammy). Nad książką o Janis pracowała cztery lata. Prócz wielu oczywistych cech bohaterki z książki George-Warren wyłania się ta mniej oczywista – zamknięcie w sobie. To ono powoduje, że, chociaż dzięki tej lekturze tak wiele się o Janis dowiadujemy, wciąż wiemy o niej niewiele. Jaka była? Co tak naprawdę myślała? Co nią kierowało? Jakże inne są biografie pisarzy czy poetów, którzy codziennie produkowali dziesiątki stron listów, pamiętników i dzienników, w których znaleźć można stan ich ducha. Czy prawdziwy, czy wykreowany to inna sprawa – to wciąż materiał do analizy. A u Janis jest trochę listów, za mało, by coś zrozumieć, na tyle dużo, by zasiać w nas wątpliwości. Opowieść prowadzą relacje ludzi, którzy ją znali. I pewnie to dobrze, bo zostaje nam postać taka, jaką widzieli ją inni, postać nieoczywista, szalona i wrażliwa, całe życie szukająca miłości, pragnąca akceptacji, pełna buntu, marząca o dwóch skrajnych drogach życiowych, potrafiąca wszcząć bójkę w barze i kochać do łez, czarująca i klnąca jak szewc, lojalna wobec przyjaciół, radosna, i smutna, uciekająca w muzykę, w której znalazła sposób na wyrażenie siebie, a mało kto z ludzi ma to szczęście, by go znaleźć.

Przemknęła przez życie jak rakieta

Może to spełnienie jest nie do wytrzymania? Niesamowite, ile ci wszyscy ludzie, co umarli na przełomie lat 60. i 70., w 27 lat (albo coś około tego), przeżyli. Gdy spojrzymy na dzisiejszy świat, to wydaje nam się, że wszystko jest szybsze, bo szybciej się poruszamy, szybciej kontaktujemy z innymi, szybciej docierają do nas informacje, szybciej robimy zakupy, mamy szybszy dostęp do muzyki czy literatury, więcej możemy zrobić w ciągu dnia. Tymczasem mam wrażenie, że sama świadomość możliwości, jakie mamy, zupełnie nam wystarcza, więc siedzimy sobie, smętnie przeglądając Internet i snując plany, i czas mija.

Gdyby Janis Joplin wciąż żyła, 19 stycznia 2021 r. skończyłaby lat 78. Przemknęła jednak przez życie jak rakieta, pozostawiając ślad na wszystkim, co stanęło na jej drodze, próbując wszystkiego, co wpadło jej w dłonie, wszystkiego, co było w zasięgu wzroku, żyjąc na maksa i tworząc życiorys, którym spokojnie można by obdarzyć cały zespół gospel. I pozostała wierna zdaniu, które kiedyś wypowiedziała, a które George-Warren cytuje na wstępie swojej książki: „Nie sprzeniewierzaj się sobie samemu. Ty sam – to wszystko, co masz”.

"Janis. Życie i muzyka", Holly George-Warren, Wydawnictwo Czarne, 2020
„Janis. Życie i muzyka”, Holly George-Warren, Wydawnictwo Czarne, 2020

Czytaj również:

Najlepiej słucha się muzyki na żywo, trzymając w ręku piwo
i
Festiwal w Jarocinie, 1993 r., zdjęcie: Krzysztof Maria Krawczyk (CC BY-SA 4.0)
Przemyślenia

Najlepiej słucha się muzyki na żywo, trzymając w ręku piwo

czyli rozmowa z Wojciechem Kozielskim
Anna Wyrwik

Weltschmerz Hardcore to powieść o Macieju Wolnym, który wchodzi w świat punk rocka i już w nim zostaje. To Polska PRL-u lat 80. na przykładzie śląskiej prowincji i świat XXI w. na przykładzie Londynu. Pierwsi przyjaciele, pierwsze tanie wina w parku, pierwsze fajki, pierwsze koncerty, przegrywane kasety w pudełkach ze skserowanymi okładkami, milicja ścigająca za długie włosy, rygorystyczna szkoła i młodzieńczy bunt, a przede wszystkim muzyka odkrywana na wszelkie możliwe sposoby, przeżywana nie tylko estetycznie, ale też ideologicznie jako podłoże drogi życiowej oraz jeden z powodów marzenia o wolności i lepszym świecie. Z autorem Weltschmerz Hardcore Wojciechem Kozielskim rozmawia Anna Wyrwik

Anna Wyrwik: Piwo czy muzyka?

Czytaj dalej