Jeden gest Jeden gest
Przemyślenia

Jeden gest

Maciej Stroiński, Wojtek Ziemilski
Czyta się 4 minuty

Trafiłem na ten spektakl totalnym przypadkiem, a do tego stopnia, że nawet nie wiedziałem, na co tak w ogóle idę, bo kolega zgarnął mnie z ulicy trzy minuty przed tzw. szmatą w górę, trzy minuty przed początkiem. Coś tam bąknął, że Ziemilski i że głuchoniemi. Aha, OK, czyli będzie słabe, ale również krótkie, bo Ziemilski robi krótkie.

Krótkie było, słabe – nie! Nie należy mieć zdania, jak się czegoś nie widziało.

Pozwolę sobie na dużą dozę szczerości, bo jesteśmy wśród znajomych. Te wszystkie „projekty” na temat wykluczeń… Brr. Tyle tego było, tyle się nawykluczaliśmy, napochylaliśmy i nazaangażowywaliśmy. Temat się nie wyczerpał – bo to temat rzeka, nie było nas, był las – tylko moja zdolność słuchania o tym temacie. Kiedy słyszę: wykluczenie, myślę odruchowo, że będzie sentymentalnie, ale też cynicznie, że będzie słabo zrobione, bo temat uświęca formę (której nie uświęca), że ogólnie nie polecam, przynajmniej samemu sobie.

A Ziemilski nie jest taki! Sprawę niesłyszenia omawia poza rubryką „wrażliwość społeczna”. Bo może niepełnosprawni nie są od tego, by się nad nimi pochylać? Może wystarczy, jak o każdym innym, o nich opowiedzieć. Zawsze uważałem, że w przełamywaniu barier chodzi również o to, żeby przestać się rozczulać, a zacząć traktować ludzi po prostu zwyczajnie.

Jeden gest powstał poza banałem „wrażliwości”, „zaangażowania” i „walki o sprawę”. No to czym jest, skoro nie tym wszystkim? Jest spektaklem OŚWIATOWYM. „Z »Jednego gestu« Wojtka Ziemilskiego można się wiele dowiedzieć” (Piotr Morawski, „Dwutygodnik”). Zamiast walczyć w jakiejś sprawie, zdaje sprawę ze sprawy. Żeby o coś walczyć, trzeba wiedzieć o co.

Czego nie wiedziałem o temacie niesłyszenia i niedosłyszenia, co wiem po spektaklu. 1. Język migowy ma odmiany narodowe 2. i tyle znaków na seks, ile jest rodzajów seksu. 3. Można mieć swój styl w języku migowym, czyli indywidualność gestu, 4. można być Polakiem nieznającym polskiego, 5. nie każdy głuchy jest głuchoniemy, 6. „głuchy” to nie jest obraźliwe określenie. Niech obejrzą Państwo sami, bo jest tego więcej.

Ciekawostka: „ja” wygląda identycznie w każdym z narodowych systemów migania.

Jak to jest zrobione? Czworo nie aktorów, lecz występujących i tak zwane sytuacje. Razem trwa godzinę. Spektakl jest non fiction, zatem mówię: nieaktorzy. Nie można powiedzieć, żeby „byli sobą”, bo sytuacja jest jednak sceniczna, ale z drugiej strony też nie „grają” siebie. Współczesna teatrologia ma na to jeden czasownik: performować. Jak powiem, że „performują”, to nie będzie pytań, choć nikt nie wie, co to znaczy.

Tytuł spektaklu będzie zrozumialszy, gdy go przepuścić przez język angielski. One gesture at a time, czyli „od gestu do gestu”. Chodzi chyba o strukturę języka migowego, gdzie pokazujemy jeden znak, a potem drugi, a nie oba naraz. Taki warunek bycia zrozumiałym. Podobnie skądinąd działa język niemigowy – też słowo po słowie.

Każdy spektakl teatralny ma inspicjenta, a w praktyce – inspicjentkę, czyli powiedzmy: opiekuna wieczoru martwiącego się o wszystko, za wszystko odpowiedzialnego, ale ten ma kogoś więcej. Jeden gest grają z udziałem tłumaczki, tłumaczącej w obie strony, i jej obecność też poddano namysłowi, bo się okazuje, że język migowy sam jest jakby tłumaczeniem… Z niemego na nasze. Język typu: volume up.

Spektakl miał premierę w 2016 r., ale nie jest stary, bo nic, tylko jeździ – jeździ i zdobywa. Wilno, Zurych, Drezno, Sarajewo, Berlin, Praga, Chiny, Łotwa. Nawet Katowice! Dzieła typu Jeden gest są nietrudne do wożenia, mało „aktorów”, mało „scenografii”, siła sztuki tkwi w koncepcie, który można od biedy nawet WeTransferem przewieźć. Sztuka, jak w najntisach, głęboko konceptualna. Są to spektakle typowo festiwalowe, w stylu międzynarodowym. Gdybym był złośliwy – a przecież nie jestem – powiedziałbym: objazdowy freak show.

I właśnie konceptualność jest największym wyzwaniem dla bohatera wieczoru, to znaczy migania. Jak pokazać zło? Nie, że ktoś „jest zły”, tylko zło w ogóle. Piękne zadanie aktorskie. Albo poezja migowa – jeszcze lepiej. Zrób, jak jesteś taki mądry! Współczesny teatr ruchowy bardzo wiele się uczy od performansów typu Jeden gest. Uczy się precyzji, wyrazistości, ekspresyjności i swobody wyrazu.

Najciekawszy był dla mnie fragment o różnicach – że każdy miga inaczej. „Obóz” głuchych jest podzielony jak wszystkie obozy. Żrą się jak wszyscy, czyli są nasi. Świetny mieli również pomysł z odwróceniem sytuacji: słyszący nierzadko myślą, że jeśli wolno powiedzą, będą zrozumiani. Więc ci na zasadzie „szpak dziobał bociana” robią nam to samo: w jednej scence bardzo powoli migają. <3

Występujący mieli fantastyczną aurę. Jasną, otwartą i zapraszającą. Nie czułem się w nic wciągany, ale obdarowywany.

Jeden gest ma w sobie coś z TED-a. Krótkie, na temat, klarowne, oszczędne i motywacyjne. Taka nowa bezpośredniość, bardzo inteligentnie zaaranżowana. To już wiem, skąd ściąga Anna Karasińska! Zresztą ona nie ukrywa swojej inspiracji, mówiła w wywiadzie, że była kiedyś u niego, Wojtka Ziemilskiego, na warsztatach twórczych.

Bardzo doceniam, że ten spektakl jest, czym jest, i jest, o czym jest, i niczego nie udaje, niczego nie sugeruje, nie sili się, nie napina, nie snobuje, nie wymądrza, i dużo bym jeszcze mógł tego na „nie”, na cały dzień by starczyło. Jeden gest nie jest o życiu, o kondycji ludzkiej, o teatrze, o opresji, tylko – o głuchocie.

 

Czytaj również:

Samba w&nbsp;świecie ciszy Samba w&nbsp;świecie ciszy
i
rysunek: archiwum
Wiedza i niewiedza

Samba w świecie ciszy

Berenika Steinberg

Tuląc się do nogi fortepianu, odpoczywając w fotelu z głośnikami pod siedzeniem, dotykając dłonią altówki albo rapując w języku migowym na wibrującej podłodze – głusi i niedosłyszący opowiadają, jak zaspokajają swój głód muzyki.

– Moja siostra wracała ze szkoły i do wieczora ćwiczyła na fortepianie – Paweł Sosiński, emerytowany grafik Volvo, opowiada mi o dzieciństwie i początkach swojej miłości do muzyki. – Z pokoju obok nic nie słyszałem, ale z bliska już trochę tak. Ona siadała przy instrumencie, a ja pod nim. Przystawiałem głowę do nogi fortepianu. Czułem wibracje i słyszałem dźwięki strun nad sobą. Najbardziej lubiłem Beethovena. To było mocne. Nie rozumiałem, o co w tym chodzi, ale czułem, że to coś pięknego.

Czytaj dalej