Jestem przypisem! Jestem przypisem!
Przemyślenia

Jestem przypisem!

Paulina Wilk
Czyta się 8 minut

Spotkałam ją – moją najważniejszą w życiu pisarkę – za sprawą serii przypadków. Latem, w ostatnim roku XX stulecia, przeczytałam kupioną na straganie Kulturę kłamstwa. Głośny esej był analizą zafałszowywania przeszłości, jakie doprowadziło do wojny w rozpadającej się „na żywo”, na naszych oczach Jugosławii. Ugrešić rozłożyła obłęd na części pierwsze, jej książka była aktem zadziwiającej przytomności w czasach nienawiści, ale też straceńczej odwagi. Za obnażenie nacjonalistycznej polityki i za jugonostalgię została w nowej Chorwacji wyklęta. Podobnie jak inne „literackie czarownice”, choćby Vedrana Rudan, straciła możliwość publikowania. Wyjechała. Szybko została najsłynniejszą intelektualną emigrantką z Bałkanów, etatową „tłumaczką” konfliktu. A także, wbrew woli, „pisarką chorwacką”. Powtarzała, że urodziła się w Jugosławii – kraju, którego już nie ma, a nie w Chorwacji, której w praktyce nie ma. „Istnieje kłamstwo – mówiła mi – broszura turystyczna. Ale wystarczy zanurzyć dłoń w złotym piasku, by natrafić na kości”.

***

Po przeczytaniu Kultury kłamstwa byłam przekonana, że Ugrešić nie żyje. Mój umysł chyba wstawił ją na półkę wielkich – czyli martwych – klasyków. Rok później kręciłam się po księgarni przy Nowym Świecie. Młody sprzedawca przestawiał książki na półce, jedną upuścił – pod nogi spadł mi Amerykański fikcjonarz. W nim, jak w pamiętniku ocalonej z zagłady, opisała udrękę bycia i niebycia na wojnie. Ona wyjechała, ale leżąc – z objawami depresji – w amerykańskim mieszkaniu, w zawieszeniu, oglądała „swoją” wojnę w telewizji. Rozpoznawała ulice, a może tylko jej się zdawało, że widzi je w kadrach wypełnionych ruinami i ogniem. Wszystko się mieszało – wspomnienia nalotów, gdy wraz z matką zbiegała do piwnic, z przywidzeniami, że do jej amerykańskich drzwi pukają wyratowani z pożogi krajanie. Ona była bezpieczna, ale chorowała z niepokoju o bliskich. Jako pisarka, profesorka literatury rosyjskiej, szukała ratunku w słowach.

Kilka dni po tym, gdy z księgarskiego nieba spadł mi Amerykański fikcjonarz, przyjaciel studiujący slawistykę – na którą i ja się dostałam, ale jakoś nigdy nie dotarłam na zajęcia – napomknął, że na wydziale zaraz zacznie się spotkanie z „taką chorwacką pisarką”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pobiegliśmy. Zapytałam ją, czy sądzi, że jej pęknięta tożsamość emigrantki kiedyś się zabliźni, a walizka zawierająca „najpotrzebniejsze rzeczy” – która stała się symbolem jej schronienia – na zawsze już pozostanie jedynym domem. Odpowiedziała, że pokłada nadzieję w upływie czasu.

***

Teraz odnajduję w jej nowej książce dalszy ciąg tamtej rozmowy. Odpowiedzi, niekoniecznie kojące, które przyniósł czas.

Dubravka Ugrešić jest jedyną autorką, z którą się znam. Snujemy cieniutką nić relacji od blisko 20 lat, tkamy ją z maleńkich przypisów: ­kilkuzdaniowych e-maili, rzadkich długich rozmów, z wielokrotnych lektur jej esejów i powieści. Czytam równolegle jej książki i epizody jej życia, nigdy nie mając pewności, co należy do fabuły, a co do rzeczywistości.

Ugrešić to „Lisica” – tytułowa bohaterka nowej książki (tak brzmi tytuł w języku chorwackim, tom ukazał się w Wielkiej Brytanii jako Fox). Dokonuje uwodzicielskiej przemiany. Powiedziała mi kiedyś, że to życie naśladuje literaturę, nie odwrotnie.

***

Lisica – zwierzę, które w językach Wschodu występuje zwykle w rodzaju żeńskim, jest symbolem oszustwa, czarownicą, demonem, ale też mistrzynią transformacji oraz sztuki iluzji. Ugrešić wielokrotnie używała siebie i bliskich jako wehikułów niosących metaforyczne znaczenia. I jako kotwic, które zaczepiały jej wywody w codzienności. Jest jedną z najbardziej utalentowanych prestidigitatorek eseistyki – potrafi budzić dżinny, z jednego słowa powoływać do życia skomplikowane uniwersa, a potem zwijać je i zakorkowywać błyskotliwą puentą.

Lisica to esej przeobrażający się w powieść i na odwrót. Przez ceremoniał przypomina nam, że literatura jest sztuką transformacji.

Dlaczego właśnie teraz Ugrešić o tym pisze? Bo dostrzega, jak niewiele dzieli literaturę od jarmarcznej rozrywki. Samą siebie nazywa „pisarką klasy economy”. Należy do niższej kasty autorów, którzy lecą na koniec świata z bolącym kręgosłupem, by dyskutować w pustawej sali. Ale jej zdaniem wszyscy pisarze – także ci z klasy biznes – są już tylko ludźmi rozrywki, dają występy.

Rynkowi książki poświęciła przed laty ironiczny esej Czytanie zabronione, a teraz wraca do tych wątków z gorzką powagą. Różnice jakościowe pomiędzy, dajmy na to, jej pisarstwem a ambicjami artystycznymi Marleny, Polki sprzątającej jej holenderskie mieszkanie, utraciły znaczenie. Z literatury wyparowało ryzyko, a wraz z nim – sens.

Wszechobecna trywialność jednak jej nie martwi. Uważa ją za siłę wspomagającą geniusz. Pisze: „Literatura światowa jest niczym wieloryb, wokół którego gromadzą się glonojady, praktykujący piraci. Przysysają się do wielorybiego ciała i czyszczą pasożyty z jego skóry. Nie mam złudzeń co do swego talentu. Jestem literackim glonojadem. Moją misją jest zabieganie o zdrowie wieloryba”.

***

Miała swoje pięć minut sławy, gdy cierpienie Bałkanów obchodziło Zachód. Później utrzymywała się na fali dzięki tematyce migracji, jaką podejmowała m.in. w eseju Nikogo nie ma w domu. Teraz jednak czuje, że czas – i główny nurt spraw – redukuje jej literackie życie do roli notki.

„Wszyscy jesteśmy przypisami, wielu z nas nigdy nie otrzyma szansy bycia przeczytanymi, wszyscy trwamy w bezlitosnej i desperackiej walce o życie, o życie przypisu, aby pozostać na powierzchni, nim, na przekór wszelkim wysiłkom, zatoniemy”. Pisze to nie frustratka, ale nieskłonna do złudzeń przedstawicielka mniejszości, tych wszystkich „ginących gatunków” i życiorysów, którym odbieramy znaczenie; dogorywają cicho na marginesie spektakularnego marketingu pustki.

Dziesięć lat temu siedziałyśmy w barze warszawskiego hotelu Novotel. Dała mi w prezencie okazałą śliwkę i z gorzkawą rezygnacją powiedziała, że świat jest już zupełnie wyzuty z substancji, istniejemy wyłącznie w powierzchowności, cywilizacji opakowań.

Trwał kryzys wywołany handlem bezwartościowymi papierami na Wall Street. Ona paliła papierosa i wzruszała ramionami, gdy pytałam, co dalej. „Może ten upadek to dla nas szansa? Może, rozczarowani fikcyjnością kapitalizmu, wrócimy do uprawiania swoich ogródków?”

Minęła dekada, a Ugrešić w Lisicy pisze, że przypominamy wiewiórki – z zapałem budujemy kulturę odpadków. Stawiamy konstrukcje z nic nieznaczących błyskotek, ufamy lob­bingowi i reklamie. Z zapałem wyznajemy tandetę.

***

Cztery lata temu w e-mailu donosiła: „Świat wokół mnie rozpada się tak błyskawicznie… Nie znalazłam schronienia. Trudno mi wrócić do Zagrzebia i równie trudno pozostawać tu, w Amsterdamie”.

Domyślam się, że z tego czasu pochodzi część Lisicy poświęcona jej próbie powrotu do domu. Pewien entuzjasta książek Ugrešić zostawił jej w spadku dom na chorwackiej wsi. Pojechała, by go obejrzeć. Okazało się, że zamieszkał w nim mężczyzna – Bojan. Przed wojną był prawnikiem, zbyt uczciwym, by w nowej Chorwacji chcieć się „ustawić”. Został więc saperem, zajmował się rozminowywaniem pól (wciąż trwa usuwanie tysięcy ładunków ukrytych na łąkach, pastwiskach i w lasach).

W książce spędzają razem jakiś czas. Cieszą się rozmowami, uprawianiem ogródka, rozgwieżdżonym niebem, niespiesznym seksem. Ugrešić po raz pierwszy od lat myśli: „dom”.

Lisie Dubravka Ugrešić szuka schronienia w literaturze. I znajduje je – swój jedyny dom – w zdaniu dopisanym drobnym druczkiem.

Ale Bojan ginie, nastąpiwszy na minę. A ona wyjeżdża, myśląc: „Świat jest polem minowym i innego domu nie ma. Muszę się do tego przyzwyczaić”.

W Amsterdamie kupiła mieszkanie, ale to tylko urządzona w sterylnej bieli przestrzeń. Coś na kształt oddziału ratunkowego; miejsce, z którego można zniknąć bez śladu.

To literatura okazuje się jedyną przestrzenią przetrwania. Powtarza za Bułhakowem: „Rękopisy nie płoną!”. A za Nabokovem, że wszyscy jesteśmy zaledwie przypisami w wielkim manuskrypcie. Tu lisica znalazła swą norkę.

Czytaj również:

Książki na receptę – 2/2018 Książki na receptę – 2/2018
Przemyślenia

Książki na receptę – 2/2018

Bibliocreatio

Na wiosenne deszcze, mżawki i przejaśnienia proponujemy książki z „Przekrojowej” apteczki.

Czytaj dalej