Jak odróżnić film od serialu w czasach, gdy jeden powoli zmienia się w drugi i vice versa? Co mają w tym temacie do powiedzenia Steve McQueen, Luca Guadagnino i David Lynch? I dlaczego przynajmniej dwóch z nich może się mylić?
Gdyby nie pandemia, serial Luki Guadagnino Tacy właśnie jesteśmy zadebiutowałby na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Cannes, gdzie pokazano by go jako jedną, bardzo długą całość. Okrągłe 446 minut wyświetlono w końcu ciągiem na innym festiwalu, w San Sebastian. Sam reżyser przyznał, że kręcąc serial, myślał o nim jako o „ośmiogodzinnym filmie”.
Mały topór Steve’a McQueena, pięcioczęściowa „antologia”, trafiła pod koniec roku na szereg list „best of 2020” i zebrała liczne nominacje do środowiskowych nagród, szerząc przy okazji niemałą konfuzję. Jedni specjaliści wyróżniali poszczególne segmenty, nazywając je „filmami”, inni brali pod uwagę całość i wrzucali ją do jednego worka z produkcjami serialowymi. Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z Los Angeles nominowało zaś Mały topór do swojej nagrody w kategorii… „najlepszy film”. Antologia McQueena była też pokazywana na festiwalach, ale – w przeciwieństwie do serialu Guadagnino – w kawałkach, które funkcjonowały jako osobne, zamknięte, skończone „filmy”.
Tymczasem najpopularniejszym kinowym produktem ostatniej dekady pozostaje cykl produkcji o przygodach superbohaterów z uniwersum Marvela: rozpisany na ciąg zazębiających się fabularnie historii filmowy „serial”, którego każdy „odcinek” sprytnie wieńczy ukryta po napisach scena, stawiająca narracyjny wielokropek odsyłający do kolejnych „epizodów”.
Serial, czyli film
Jak zatem odróżnić film od serialu w czasach, gdy jeden powoli zmienia się w drugi i vice versa? Słownik Języka Polskiego