Słowa, które po ogłoszeniu werdyktu 74. edycji canneńskiego festiwalu padały najczęściej, to: „sensacja”, „niespodzianka” i „rewolucja”. Jury pod przewodnictwem Spike’a Lee Złotą Palmę przyznało Francuzce Julia Ducournau za wywrotowy, feministyczny body horror Titane. Tym samym została drugą, po Jane Campion, reżyserką w długiej historii festiwalu, która odebrała tę główną nagrodę.
Trzydziestosiedmioletnia Julia Ducournau dała się poznać w Cannes już w 2016 r. za sprawą debiutanckiego Mięsa. Już wtedy nazwana została „królową gore”, a teraz jedynie potwierdziła miano naczelnej ekstremistki współczesnego kina. W Titane nie przebiera się w środkach. Trup ściele się gęsto, a krew tryska na wszystkie strony. Co wrażliwsi podczas projekcji opuszczali salę w popłochu, a ci bardziej wytrzymali wiercili się nerwowo w fotelach.
Bohaterką filmu jest dwudziestoparoletnia Alexia (w tej roli debiutantka Agathe Rousselle), która po wypadku samochodowym żyje z tytanową płytką w głowie. Pracuje jako tancerka, a po godzinach jest bezwzględną zabójczynią. Kiedy zaczyna czuć na plecach oddech policji, postanawia zmienić tożsamość i udawać mężczyznę, zaginionego przed laty syna pewnego strażaka (Vincent Lindon). Titane to wizualna uczta i jedna z najbardziej oryginalnych, a jednocześnie ekstremalnych opowieści o… miłości oraz potrzebie bliskości.
Kuba Armata: Oglądając Pani film, trudno nie myśleć o takich gatunkowych klasykach jak Crash (1996) Davida Cronenberga czy