O polityce, religii, dorastaniu w Argentynie i sile kobiecej literatury z Marianą Enríquez, autorką głośnej powieści „Nasza część nocy”, rozmawia Aleksandra Lipczak.
Aleksandra Lipczak: „Królowa realizmu gotyckiego” albo „Hrabina latynoskiego horroru”– to tylko dwa z wielu tytułów, które nadała Ci prasa. Jeszcze inny to: autorka nowych »Stu lat samotności«, ale bardziej gejowskich. Mariano, wygląda na to, że rozmawiam z pierwszą damą latynoskiej prozy.
Mariana Enríquez: Kiedyś porównano mnie nawet do Roberta Bolaño, co jest istnym wariactwem. Uwielbiam jego książki, ale jedyne, co nas łączy, to ich objętość (powieść Nasza część nocy Mariany Enríquez ma ponad 700 stron – przyp. A.L.). Wszystkie przydomki, które mi nadano, wydają mi się sympatyczne.
Sama też jestem dziennikarką, więc rozumiem, że to sposób, w jaki próbuje się umiejscowić autora w literackim ekosystemie – i że w tym celu trzeba mu przykleić jakieś etykiety. Tym bardziej że pisanie powieści gatunkowych po hiszpańsku jest czymś raczej niezwyczajnym. Teraz, po latach 50. czy 60., w Argentynie dominowała właśnie fantastyka: zajmowali się nią Jorge Luis Borges, Bioy Casares, Ernesto Sábato czy Silvina Ocampo. Nawet nasze największe bestsellery zawsze miały w sobie coś dziwnego i mrocznego. Argentyna ma też szczęście do wielu trudno klasyfikowalnych autorów w rodzaju Césara Airy, o którym nie można powiedzieć, że jest realistą.
Bawią mnie te wszystkie próby nazywania mojego pisarstwa, bo lubię prozę gatunkową i w żadnym wypadku się od niej nie odżegnuję.
O swojej powieści Nasza część nocy mówisz wprost: to horror.
Na dodatek to zdecydowane zanurzenie w gatunku: jest tam pewna mroczna sekta, przywołuje się demony, pojawiają się alternatywne wymiary rzeczywistości. I nie jest to żadna metafora, tylko czysta proza gatunkowa, choć oczywiście każda fikcja jest w jakiś sposób metaforyczna.
Próbuję spojrzeć na to wszystko z boku i zrozumieć, dlaczego to akurat Nasza część nocy doczekała się takiego rozgłosu. To książka, która spełnia wymogi klasycznej powieści latynoskiej z czasów boomu z lat 70.: jest długa, podobnie jak wiele z nich zahacza o prozę gatunkową, dotyka polityki, ale właśnie przez filtr określonego gatunku. Tym, co jest tutaj wartością dodaną i co zwraca uwagę, jest jednak jej autorstwo. Mówiąc wprost, mam wrażenie, że chodzi o to, że napisała ją kobieta.
No tak, mówi się przecież o drugim latynoamerykańskim boomie, tym razem kobiecym.
Przeżywamy ważny moment, feministyczna mobilizacja doprowadziła w Argentynie w ciągu paru lat do epokowych zmian, to samo stanie się pewnie niedługo w Chile. Ale poczekałabym jeszcze chwilę z mówieniem o nowym rozdziale w historii latynoskiej literatury. Jesteśmy raczej w momencie zwiększonego zainteresowania ze strony świata i rozpoznawania złożoności oraz różnorodności naszego pisarstwa. W tym sensie my, kobiety, jesteśmy bardzo