Produkuje nie tylko acid house, trance i techno, ale także instrumenty, na których gra. Kiedy nie składa modularów, bada filtry rezonansowe w kultowych syntezatorach. Ewa Justka przyznaje, że musi zajmować się wieloma tematami jednocześnie, by nie popaść w stan pustki i nihilizmu. W kwietniu nakładem Editions Mego – jednej z najważniejszych wytwórni zajmujących się eksperymentalną elektroniką – ukazała się jej płyta Upside Down Smile.
Jan Błaszczak: Na okładce Twojej najnowszej płyty umieściłaś smutną buzię. Szkicowość tej okładki, jej bliskość do emotikony, ale też charakter muzyki zawartej na Upside Down Smile sprawiły, że skojarzyłem ją ze „Smiley Face” – jednym z symboli acid house’u. Czy takie kulturowe nawiązanie było twoim zamierzeniem, czy chodziło raczej o kwestie zupełnie osobiste?
Ewa Justka: Czerpię inspiracje z acidu, zwłaszcza z europejskiego ciężkiego brzmienia wywodzącego się z lat 90. Na przykład nagrań z wytwórni Drop Bass Network, Acid Orange czy Future Frontier. Są to dość niszowe wydawnictwa, które moim zdaniem reprezentują idealną surowość acidu. Tę płytę zrealizowałam w dość przełomowym dla mnie momencie, kiedy, że tak powiem, nie byłam na wyżynach niekończącego się szczęścia. Mam w zwyczaju, że często przełamuje jakieś egzystencjalne rozpacze żartem, więc okładka Upside Down Smile ma znaczenie zarówno na poziomie muzycznym, jak i osobistym.
Mam wrażenie, że scena klubowa końca lat 80. i początku