Gdy wchodzę do domu bez szuflady, w której mogłaby być czekolada, czuję, jak gdybym rozmawiał z człowiekiem bez duszy.
Siadam wtedy na podłodze i myślę, czym jest prawda.
Prawdę znają dzieci. A jednak żeby móc ją wypowiedzieć, muszą urosnąć, czyli nauczyć się kłamać.
Podobnie jest z ciastem: drożdże pozostawione zbyt długo na wolności zaczynają mamić zmysły – próbują dać do zrozumienia, że są czymś więcej niż tym, czym są.
Spójrzmy na wróble. My, aby się nasycić, potrzebujemy cały bochen, a im wystarczy okruszek.
Mniej więcej w takim punkcie swoich refleksji wstaję i wychodzę z takiego domu, i trzaskam drzwiami.