Kim jest słomiany wdowiec? Kim jest słomiany wdowiec?
i
rys. Joanna Grochocka
Przemyślenia

Kim jest słomiany wdowiec?

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Na ile się orientuję, literatura światowa milczy, jeśli chodzi o problem słomianego wdowca: nie znam tekstów psychologicznych ani nawet prozatorskich, które podjęłyby wyzwanie wnikliwego wniknięcia w głąb tej osobliwej postaci. Od razu podkreślam jednak, że moja chęć zmiany tego stanu rzeczy jest skromna, a ambicja ogranicza się do tego, aby ta krótka notatka, oparta na własnych doświadczeniach, stała się zarówno rodzajem propedeutyki, jak i punktem wyjścia dla innych zainteresowanych problemem, którym w przyszłości uda się zbudować bardziej zadowalające uogólnienia.

Otóż pierwszą rzeczą, jakiej doświadczyłem w okresie słomianego wdowieństwa, był rodzaj nieokreślonego niepokoju i lęku. Pamiętam, że po przebudzeniu rozglądałem się po pokoju z dość tępym wyrazem twarzy (informowało mnie o tym lustro).

Po jakichś dwóch godzinach, kiedy wydobyłem się z szoku i paraliżu woli, uległem złudzeniu wolności absolutnej, o której niespełna dwa stulecia temu pisał Max Stirner – czułem się anarchistycznym i wszechmogącym podmiotem wszelkiego działania, niekwestionowanym środkiem świata.

Złudzenie trwało kilka godzin, ale miało swoje liczne konsekwencje, nade wszystko dietetyczne. Gwoli przykładu, pamiętam, że natychmiast na stole pojawiło się białe pieczywo. Liczba warzyw gotowanych została zredukowana właściwie do minimum; podkreślam zdecydowaną dominację dań smażonych, niskowartościowych oraz tanich cukrów.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ponadto równocześnie drastycznie spadło moje zainteresowanie jakością noszonej odzieży. Jest także pewne, że z biegiem czasu zwiększa się obojętność wobec kwestii estetycznych, a nawet higienicznych (oczywiście znajdą się czytelnicy, którzy stwierdzą, że to banalna uwaga, ale uczciwość nakazuje mi ją odnotować).

Wieczorem kończyło się owo złudzenie: wrażenie nieskończonej wolności znikało z mego horyzontu podobnie jak słoneczne światło.

Razem ze zmierzchem pojawiał się ów początkowy lęk, przy czym nie tylko nie skończył się z nocą, ale w ogóle nie miał końca.

Resztę dni spędziłem w szafie, skulony i drżący.

Szczęśliwie po niespełna tygodniu moja Joanna wreszcie wróciła i odnalazła mnie, prawie odwodnionego.

Ufam, że ta garść opisanych powyżej faktów i spostrzeżeń przyczyni się do lepszego poznania specyficznego stanu duszy, jaki charakteryzuje postać słomianego wdowca.

Czytaj również:

Fotografka jak żadna inna Fotografka jak żadna inna
i
fotografia: Maria Lubomirska, Sestri Levante, Włochy, 1908; ze zbiorów rodziny Morawskich
Opowieści

Fotografka jak żadna inna

Joanna Kinowska

Właśnie odkurzono archiwa Marii Lubomirskiej. Zeskanowano negatywy oraz odbitki, dzięki czemu ukazał się nowy prywatny mikrokosmos. Z takich ukrytych w skrzyniach światów utkana jest historia fotografii.

Zdjęcia odnalazła rodzina. To trochę więcej niż prywatne fotografie, a trochę mniej niż retrospektywa twórczości mistrzyni fotografii tamtych czasów. Fotografie wyglądają na wykonane spontanicznie na własny użytek, mogły więc się zapodziać w domowych archiwach, nie zwracając większej uwagi. Na strychu, w skrzyniach, pudłach, pudełkach, teczkach. Pod grubą warstwą kurzu. Albo tkwiły w salonach, tyle że ukryte w albumach czy starych książkach. Może czasem nawet ktoś tam zajrzał, chciał wskazać kogoś z przeszłości, zbłądzić wspomnieniem. Taką przeszłość zwykle ogląda się przy okazji pogrzebów czy innych uroczystości. Pewnie te zdjęcia wydawały się zbyt zwykłe, żeby je pchać w świat. Kogo to może interesować? Jaką to ma wartość?

Czytaj dalej