Z poprzedniego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie wpadliśmy niemal prosto w lockdown. Tegoroczne wydarzenie pandemia podzieliła na dwie części. W pierwszym tygodniu marca branża obejrzała filmy online. Jurorzy przyznali nagrody. Statuetki zostaną wręczone w czerwcu, kiedy w stolicy Niemiec filmy z tegorocznej selekcji doczekają się projekcji w kinach, festiwalowych pałacach, na pokazach plenerowych. Warto wtedy znaleźć się w Berlinie, bo poziom festiwalowych premier był na tyle wysoki, że można sformułować wniosek: „kino nie daje się złamać”. Filmowcy radzą sobie nawet w trudniejszych warunkach. Dają do myślenia i przykuwają uwagę. Co ciekawe, na Berlinale znów triumfuje film podzielony na trzy części. Przed rokiem Zło nie istnieje – irańskie trzy nowele o konsekwencjach stosowania kary śmierci. W tym roku Babardeală cu bucluc sau porno balamuc (Bad Luck Baging or Loony Porn) – rumuński tryptyk, satyra na ludzką zdolność do uprzykrzania sobie życia.
Laureat Złotego Niedźwiedzia to film o nauczycielce, która staje przed grupą rozwścieczonych rodziców. Dyrektorka szkoły zwołuje zebranie, gdy do Internetu trafia sekstaśma z udziałem pani od historii. Rumuński reżyser Radu Jude (Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy) stworzył bezkompromisowe arcydzieło. Punkt wyjścia nie jest specjalnie oryginalny – dobrych siedem lat temu domowe porno wymknęło się do sieci bohaterce Cameron Diaz w popularnej komedii. Ale Jude nie tworzy dla Hollywood, nie tyle o czymś opowiada, ile chce być szczery w tym, co pokazuje. Od pierwszej sekundy dostajemy więc po oczach rzeczoną sekstaśmą, bez upiększeń. Domowe porno wygląda jak domowe porno, a ulice Bukaresztu, jak ulice Bukaresztu. Bad Luck Baging… nakręcono w czasie pandemii – na ekranie najpierw będą opadać maseczki, a na sam koniec opadnie maska. A widzom szczęka.
Wcześniej wędrujemy za główną bohaterką przez miasto na zebranie rodziców. W sklepowych witrynach plastikowe Elsy, na betonowym parkingu przed centrum handlowym pstrokaty dmuchaniec z Psim patrolem. Na ulicach tłoczno, na chodnikach zacięta walka o miejsca parkingowe. W cieniu brzydkich płacht wielkoformatowych reklam, przemawiających seksistowskim językiem, nieśmiało przebijają się przez beton pojedyncze kwiaty. W ponurym pejzażu kipi od wzajemnej agresji. Większe szanse, by się przebić, mają owe kwiaty niż jakikolwiek odruch empatii. Ludzie wyzywają się w każdej spornej sytuacji, ewidentnie mają dosyć. Nauczycielka jest coraz bliżej konfrontacji ze społecznością…
I wtedy reżyser robi cięcie. Między drogę do szkoły a scenę osądu wprowadza przywołujący konteksty przerywnik pełen obrazów i aforyzmów. Są to niby rzucone luźno myśli, które jednak uderzają jak obuchem w głowę, szczególnie w zestawieniu z późniejszą sceną obłudnej i nienawistnej „rozprawy”. Rodzice są niby