
Kiedy odbierała nagrodę za poprzedni film, na statuetce zobaczyła swoje imię w męskiej formie. O tym, dlaczego nie poprosiła o zmianę, o sytuacji autochtonów w USA i potrzebie nakręcenia rdzennie amerykańskiej komedii, z reżyserką Ericą Tremblay rozmawia Artur Zaborski.
Kiedy Erica Tremblay pojawia się w hotelu The Lodge w zaśnieżonym Park City w stanie Utah, gdzie odbywa się Sundance – festiwal filmowy stworzony przez Roberta Redforda – dziennikarze mają wątpliwości, czy to na pewno ona jest reżyserką zbierającego świetne recenzje Little Chief (polska premiera na American Film Festival w listopadzie 2020 r.). Powód? Zupełnie nie wygląda na przedstawicielkę plemienia Seneca-Cayuga, z którego się wywodzi. Tylko co to właściwie znaczy? Na to pytanie odpowiada już sama artystka, która w swojej twórczości zadaje kłam przekonaniu, że rasa to coś, co mamy wypisane na twarzy.
Erica Tremblay: Czy w polskiej szkole miałeś lekcje poświęcone rdzennym Amerykanom?
Artur Zaborski: Pamiętam jedną, na której usłyszałem o podstawowych różnicach pomiędzy autochtonami zamieszkującymi prekolumbijską Mezoamerykę a głównymi grupami ludności z Ameryki Północnej. Pamiętam, jaki szok przeżyłem, gdy z westernów dowiedziałem się, jak bardzo zróżnicowana jest rdzenna ludność.
Tak samo jest w szkołach w USA.
Nie uwierzę, że w Waszym programie nauczania nie ma na to miejsca.
Nie tyle nie ma miejsca, ile po prostu nie ma wypracowanego modelu, który pozwoliłby mówić o tym temacie. To nie jest historia, którą da się sprowadzić do stwierdzenia: „Byli jacyś ludzie, potem przyjechali inni, którzy ich wybili, zabrali im ziemię, którą zaimpregnowali przywiezioną