Artysta złotnik, kolekcjoner, badacz i projektant biżuterii. Szczególnym uwielbieniem darzy pierścienie. Fascynuje go alchemia i sztuka współczesna.
Podobnie jak dziś pamiątkowe fotografie, tak kiedyś wspominaniu zmarłych służyła żałobna biżuteria, którą bogacze zamawiali u mistrzów rzemiosła, a biedacy wykonywali sami z kosmyków włosów swoich bliskich.
Zapomniany dziś zwyczaj noszenia biżuterii żałobnej korzeniami sięga antyku, ale największy rozkwit tej tradycji przypadł na czasy pomiędzy średniowieczem a końcem XIX w. Popularne motywy wanitatywne, takie jak czaszki i skrzyżowane piszczele, miały początkowo skłaniać właściciela ozdoby do refleksji nad przemijalnością życia i dóbr doczesnych. Podobne moralizatorskie przesłanie niosło rytowane w metalu wezwanie memento mori znaczące dosłownie „pamiętaj o śmierci”. W epoce renesansu zaczęto przykładać więcej wagi do personalizowania żałobnych ozdób. Od XVI w. znane są zapisy w testamentach przekazujące środki oraz instrukcje dotyczące klejnotów mających upamiętnić legatora. Tradycyjnie były to pierścienie.
Żałobne klejnoty wykonywano najczęściej ze złota, które następnie dekorowano czarną emalią oraz wspomnianymi motywami. Przez wieki ten rodzaj stylistyki utrwalił się jako wzorzec, choć z czasem ozdoby nabrały dużo bardziej osobistego wyrazu. Już w XVII w. biżuterię zaczęto zaopatrywać w miniaturowe przedstawienia upamiętnianej osoby. Być może wzór dla nich stanowiły pierścienie angielskich rojalistów ozdobione wizerunkiem króla Karola I Stuarta.
Karol I pomimo licznej grupy stronników był władcą niepopularnym. Przejawiał zapędy absolutystyczne, prowadził bezwzględną politykę podatkową oraz wzorem swojego ojca porwał się na próby przejęcia kontroli nad Kościołem. Decyzje, które poróżniły go z częścią poddanych i parlamentem, doprowadziły w końcu do wybuchu wojny domowej. Przegrana w niej zakończyła się dla króla tragicznie. 30 stycznia 1649 r. w Londynie Karol I Stuart jako pierwszy i jedyny angielski władca został poprowadzony na szafot i ścięty. Wraz z egzekucją króla na pewien czas zniesiona została sama monarchia, a rządy jako lord protektor przejął Oliver Cromwell.
Zepchnięci na margines stronnicy króla zaczęli wykorzystywać biżuterię z podobizną Karola jako symbol żałoby oraz lojalności wobec władzy królewskiej. Wielu z nich w okresie bezkrólewia utraciło majątki na rzecz protektoratu, więc poza ideologicznymi mieli również finansowe powody, by popierać monarchię. Okazując swoją lojalność, liczyli na wynagrodzenie po ewentualnym odzyskaniu tronu przez Stuartów.
Klejnoty musiały być na tyle dyskretne, by ich noszenie nie stwarzało ryzyka zdemaskowania. Poza niewielką miniaturą portretową umieszczoną pod kryształem mogły być przyozdobione królewskimi inicjałami lub datą śmierci. W okresie represji wykonywano je w formie sekretników. Istniały także ozdoby z ukrytymi w schowkach kosmykami włosów króla lub kawałkami tkaniny przesiąkniętej jego krwią. Po przywróceniu ustroju monarchicznego w 1660 r. biżuteria wyrażająca żałobę po Karolu I Stuarcie stała się legalna. Jednocześnie jej noszenie nie utraciło wcale politycznego charakteru – klejnoty często stawały się osią sporów pomiędzy tymi, którzy uważali się za długoletnich zwolenników monarchii, a pozostałymi, których ci pierwsi oskarżali o podlizywanie się nowej władzy.
Mimo konfliktów, jakie wzniecały, precjoza poświęcone Karolowi I są istotnym przykładem wspólnoty różnych klas społecznych na polu rojalizmu. A także bardzo ważnym etapem w rozwoju samej biżuterii żałobnej. Symbolika tych ozdób wykraczała bowiem daleko poza wątek rojalistyczny, odnosząc się bezpośrednio do idei upamiętnienia samej śmierci. Z biżuterii monarchistów wyewoluowały ozdoby wyrażające żal po osobistej stracie. W niedługim czasie ten rodzaj upamiętnienia stał się niezwykle popularny, czego efektem było ukształtowanie się całej dziedziny złotnictwa skupiającej się na żałobie.
U schyłku XVII w. mało kto miał dostęp do emaliowanych lub malowanych miniatur, dlatego wybierano raczej inne rozwiązania identyfikujące ozdobę ze zmarłą osobą. Obok inicjałów, inskrypcji i związanej ze śmiercią ikonografii wybór padał najczęściej na włosy. Z wielką precyzją umieszczano je w pierścieniach, zawieszkach, broszkach, kolczykach, a nawet spinkach do mankietów. Charakterystyczne dla tego okresu były klejnoty ozdobione płaskim kryształem o fasetowanych bokach przykrywającym kompozycję misternie plecionych włosów zmarłej osoby, ozdobionych maleńkim monogramem ze złotego drutu. Ze względu na swoją proweniencję dziś ozdoby te nazywane są kryształami Stuartów.
W tamtych czasach śmierć była stałym towarzyszem życia. Wojny, choroby (w tym liczne epidemie), ciężkie porody oraz wysoka śmiertelność wśród dzieci powodowały, że niemal niemożliwe było napotkanie osoby niedotkniętej stratą. Kondukty pogrzebowe stanowiły regularny widok na ulicach brytyjskich miast. W zależności od pozycji społecznej zmarłego mogły składać się nawet z setek osób.
Znany angielski urzędnik państwowy i pamiętnikarz Samuel Pepys zapisał w swoim dzienniku, że na ceremonię związaną z pogrzebem złotnika sir Thomasa Vynera musiano wynająć aż dwie miejskie sale zgromadzeń, a goście i tak zmuszeni byli tłoczyć się w ciasnocie. W innym miejscu Pepys wspomina kondukt pogrzebowy swojego kuzyna Anthony’ego Joyce’a, który według jego rachuby liczył 400 lub 500 żałobników. Tak znaczna liczba zgromadzonych nie wynikała jedynie z samego żalu, lecz również z obowiązku zapraszania jak największej liczby krewnych i przyjaciół przez najbliższych zmarłego. Do powinności pogrzebowych należało także rozdawanie czarnych szalików, opasek oraz żałobnych pierścieni, które klasyfikowane były według rangi i stopnia pokrewieństwa. Zapisywane w testamentach, drogie i zdobne pierścienie ze złota przypadały zazwyczaj najbliższej rodzinie. Na pogrzebie samego Samuela Pepysa w 1703 r. rozdano aż 123 takie pierścienie (podzielone na trzy klasy w cenie 10 szylingów, 15 szylingów i 20 szylingów – ostatnia wartość równała się około 100 dzisiejszym funtom brytyjskim). Pierścienie rozdawane na pogrzebach nie musiały mieć wyszukanej formy, a jedynie grawerunek z inskrypcją dotyczącą zmarłej osoby. Zdarzało się, że niektórzy bywali żałobnicy gromadzili pełne szkatuły takich ozdób, które, nigdy nienoszone, przetrwały do naszych czasów w niemal nieskazitelnym stanie.
W 1742 r. pisarz Edward Young wydał nowy poemat Myśli nocne: treny, albo myśli nocne o życiu, śmierci i nieśmiertelności. Niezwykła popularność tego dzieła niemal na pewno jeszcze wzmogła zainteresowanie biżuterią żałobną. W tym samym czasie – pod wpływem estetyki rokoka – kryształowe elementy żałobnych pierścieni uległy zmniejszeniu, przybierając często wymowne, ornamentyczne kształty, np. maleńkich trumien. Bardziej fantazyjnych form nabrały także obrączki pierścieni. Przypominały wstęgi lub zwoje, na których grawerowano pamiątkowe napisy poświęcone zmarłej osobie. Niektóre pierścienie ozdabiano miniaturkami ludzkich szkieletów z kości słoniowej, emalii lub papieru. Oprawę nadal tworzono w barwach czarnej i złotej, choć wyjątek stanowiły emaliowane na biało pierścienie poświęcone dzieciom i osobom przed ślubem.
W połowie XVIII w. rokoko ustąpiło pola modzie neoklasycystycznej i wzorom nawiązującym do antyku. Wykonywane wówczas ozdoby cechowała niezwykła elegancja i dbałość o detal. Używano różnych odcieni złota, kolorowych emalii oraz ulubionych maleńkich pereł, z których komponowano inicjały, ornamenty, a nawet całe scenerie. Biżuterię sentymentalną zdobiły także miniatury żałobne malowane na kości słoniowej lub białym emaliowym podkładzie. Przedstawiały najczęściej sceny smutku z ubraną w tunikę postacią, pogrążoną w żałobie przy urnie ustawionej pod płaczącą wierzbą (po angielsku weeping willow, czyli Salix sepulcralis po łacinie – wybór drzewa naturalnie był nieprzypadkowy). Aby nadać ozdobie osobisty charakter, długie gałęzie wierzby tworzono niekiedy z włosów upamiętnianej osoby.
W latach 20. XIX w. wyobraźnią artystów zaczął rządzić neogotyk (niemniej nadal chętnie powracano do wcześniejszych stylów). Zaczęto tworzyć ozdoby oparte na ujednoliconych wzorcach. Ponownie największą popularnością cieszył się czarno-złoty zestaw kolorów. W dekoracjach wykorzystywano głównie charakterystyczny gotycki krój pisma. Widoczne części klejnotów często przyozdabiano napisem In memory (Ku czci), podczas gdy od wewnętrznej strony umieszczano pamiątkowy tekst.
Epoka wiktoriańska wyniosła zwyczaje żałobne na nowy, nieznany dotąd poziom. Po śmierci księcia Alberta w 1861 r. królowa Wiktoria wraz z całym dworem pogrążyła się w głębokim smutku wyrażanym serią osobistych rytuałów. Jej żałoba trwała aż 40 lat. W tym czasie królowa nakazywała służbie utrzymywać pałac w takim stanie, w jakim był w dniu śmierci Alberta. Dbać o jego garderobę, gorącą wodę do golenia oraz pościel, tak jakby książę żył. Dzięki rozwojowi fotografii część zwyczajów Wiktorii stała się znana opinii publicznej. Za sprawą konwenansu oraz surowych społecznych norm kształtujących niemal każdy aspekt życia angielskich obywateli smutek królowej nie mógł być odbierany inaczej niż jako wzór.
Żałobę trzeba było wyrażać długo i publicznie. Obowiązywały ścisłe zasady dotyczące zachowania oraz wyglądu – głównie kobiet. Używanie większości rodzajów ozdób w czasie żałoby było zabronione. Wyjątek czyniono dla biżuterii żałobnej.
Duża część ozdób tworzona była z użyciem czarnego gagatu z Whitby, spopularyzowanego podczas Wielkiej Wystawy w 1851 r. Ten błyszczący i lekki minerał wyjątkowo łatwo poddawał się modelowaniu. Powstawały z niego naszyjniki, bransolety, kolczyki i inne ozdoby tak powszechnie dziś kojarzone ze stylem epoki wiktoriańskiej. Drugim materiałem używanym na masową skalę były włosy – tych, które pochodziły od upamiętnianej osoby, było często zbyt mało lub miały złą jakość, więc by sprostać olbrzymim potrzebom klientów, angielscy rzemieślnicy zmuszeni byli importować około 50 ton ludzkich włosów rocznie. Biżuterię wykonywali nie tylko złotnicy, lecz także perukarze i fryzjerzy. Ozdoby tworzone z włosów były pracochłonne, a w związku z tym kosztowne. Kogo nie było stać na zamówienie takiego przedmiotu u rzemieślnika, ten próbował wykonać pamiątkę własnoręcznie. Było to możliwe dzięki łatwo dostępnym wzornikom, książkom oraz „zestawom startowym”. Wielkie zapotrzebowanie na ozdoby żałobne wynikało z wysokiej śmiertelności, jaką notowano w owych czasach – w Londynie średnia długość życia mężczyzn z klasy średniej i wyższej wynosiła 44 lata, 25 lat dla handlarzy oraz jedynie 22 lata dla robotników.
Biżuteria żałobna używana była również poza Wielką Brytanią i krajami Wspólnoty Brytyjskiej. W rozbiorowej Polsce oprócz typowych pamiątek sentymentalnych używano także wyjątkowych ozdób patriotycznych. Tzw. czarną biżuterię zaczęto wyrabiać w okresie powstania styczniowego – poza ideami patriotyzmu przedmioty te miały za zadanie wyrażać symboliczną żałobę po ojczyźnie.
Sentymentalna biżuteria wyszła z mody na początku XX w., chociaż pamiątkowe ozdoby na krótko przypomniały o sobie w okresie drugiej wojny światowej. Po jej zakończeniu o tradycji zapomniano. Dziś taki rodzaj upamiętnienia może wydawać się groteskowy, lecz jeśli bez uprzedzeń przyjrzymy się czasom, dla których był charakterystyczny, zrozumiemy związane z nim ludzkie emocje. Możliwość zatrzymania przy sobie cząstki ukochanej osoby, jaką oferowały ozdoby, poza żalem pozwalała wyrazić przede wszystkim miłość. I jest to gest, który wykracza poza czas i kulturę.
Tomasz Wichrowski:
Artysta złotnik, kolekcjoner, badacz i projektant biżuterii. Szczególnym uwielbieniem darzy pierścienie. Fascynuje go alchemia i sztuka współczesna.
Poeta i prozaik. Autor pięciu książek prozatorskich i trzech tomów wierszy. Urodził się, mieszka i pracuje w Częstochowie.
Śmierć
Cmentarz w słabym słońcu zmierzchu.
Na nowym nagrobku nazwiska bez dat,
więc te ciała ciągle żyją. On go mija,
a w wypolerowanej powierzchni odbija się
zarys sylwetki, najwyraźniej jak duch.
Śmierć prześwieca. Przegląda się w żywych,
przymierza imiona i nazwiska,
szuka wcielenia. Dwoje dzieci bawi się
w chowanego między mogiłami. Te
najstarsze, zniszczone kryją najlepiej.