Kolor zmiany Kolor zmiany
i
Paul Gauguin, „Jeźdźcy na plaży” (fragment), 1902 r., Stavros Niarchos Collection, Grecja; zdjęcie: domena publiczna
Doznania

Kolor zmiany

Karol Sienkiewicz
Czyta się 12 minut

Już przed wiekami był ulubieńcem arystokracji i symbolem luksusu. Wszystko wskazuje na to, że dziś jego przyszłość również rysuje się różowo.

Gdy w 1904 r. Pablo Picasso zmienił paletę z niebieskiej na różową, był młodym i wrażliwym artystą. Błękity służyły mu do ukazania biedy, samotności i smutku. W ciągu dwóch lat, które nastąpiły po okresie niebieskiej melancholii, w jego obrazach pojawiły się radośniejsze motywy.

Sam Picasso nie traktował okresów niebieskiego i różowego jako osobnych rozdziałów w swojej karierze – zrobili to za niego krytycy. Nastrój obrazów artysty zmienił się jednak radykalnie. Można było się o tym przekonać w 2018 r. na wystawie w paryskim Musée d’Orsay, przedstawiającej obie epoki twórczości malarza.

Wraz ze zmianą palety rozmyła się mroczna, przygnębiająca atmosfera jego wcześniejszych prac. W tym czasie Hiszpan był w szczęśliwym związku z Fernande Olivier, co niektórzy biografowie uznają za powód tej metamorfozy. Chociaż malował tematy radosne, np. karnawał, i używał do tego odcieni różu, czerwieni oraz pomarańczu (a także kolorów cielistych i ziemistych), portretowani przez niego klauni czy arlekini zwykle przebywają gdzieś na zapleczu areny cyrkowej; często zamyśleni, niekiedy zupełnie pozbawieni energii. I tak na płótnie Aktor z 1904 r. młody, smukły mężczyzna w różowym kostiumie i błękitnych butach sprawia wrażenie, jakby przygotowywał się do roli gdzieś w kulisach teatru. Jest skupiony, zatrzymany w swojej wystudiowanej, nieco dramatycznej pozie. Mimo przebrania trudno tu mówić o frywolności.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bojowy i delikatny

Bo też kolor kolorowi nierówny. Inny jest róż wczesnego Picassa, inny róż Warhola. Pudrowe odcienie w malarstwie rokoka różnią się od krzykliwego pink, jaki znajdziemy na obrazach artystów pop. Obecny renesans różowego – od popularności wszystkiego, co związane z lalką Barbie, poprzez karierę millennial pink (odcień balansujący między różem, łososiowym a brzoskwiniowym) we wnętrzach, pokazy mody i sztukę drag, po polityczne protesty – ukazuje jeszcze inne oblicze, również znajdujące odbicie w sztuce.

Różowy tak ma: nikogo nie pozostawia obojętnym. Albo się go kocha, albo nienawidzi. Uchodzi za kolor kontrowersyjny, bo potrafi wywoływać skrajne emocje. Dla jednych zbyt miękki, dla innych – zanadto szokujący. Związany ze stereotypowym postrzeganiem ról genderowych; może być uważany za zbyt kampowy, w złym guście, infantylny, kiczowaty. Raz za luksusowy, innym razem za bardzo erotyczny czy buduarowy, różowy przypisywany jest sferze kobiecej, ale też temu, co transgresywne.

W przeszłości znaczenia i odczytania różu także nieustannie się zmieniały. Jego symbolika pozostaje skrajnie odmienna w różnych kulturach. W Japonii był barwą wojowników, męskości, w Europie – delikatnej cielesności. To właś­nie jego rozmai­te konotacje sprawiają, że niesie za sobą nieoczywisty przekaz. Dlatego tak chętnie sięgają po niego projektanci mody i artyści. W dzisiejszej, nowej erze różu kolor ten oznacza przede wszystkim: robię to, bo chcę i mam do tego prawo. Nikt mi różowego nie zabroni (ani niczego innego!).

Czysty luksus

Zachodni artyści zaczęli mówić o różowym jako osobnej barwie dopiero w czasach renesansu. Stał się popularny w połowie XVIII w., głównie w strojach i dekoracji wnętrz. Pastelowe róże, odcienie łososiowego czy koralowego były wybierane zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn. Europejscy arystokraci nosili pudrowe ubrania jako symbol luksusu niezależny od płci – jeśli jakiś kolor uznawano wówczas za typowo kobiecy, był to raczej zielony.

Różowy odnajdziemy w malarstwie Jea­na An­toine’a Watteau, Thomasa Gains­borough, François Bouchera czy Jeana-Honoré Fragonarda. Był barwą elit, a jego popularność promieniowała z Francji na inne kraje Europy. Za wielbiciela ornamentów w tym kolorze uchodził zwłaszcza król Ludwik XV. Markiza de Pompadour, jego kochanka i najbardziej wpływowa kobieta na francuskim dworze, tak bardzo lubiła róż, że producenci królewskiej porcelany z Sèvres, manufaktury należącej do monarchy, nazwali na jej cześć jeden z jego odcieni – rose pompadour. To ona zamówiła też u François Bouchera dwa przedstawienia wschodu i zachodu słońca (1753), na których Apollo – w jego rysach powinniśmy dopatrzyć się właśnie Ludwika XV – ukazany jest jako nagi młodzieniec. Nagość tę skrywa jednak fantazyjnie udrapowana różowa tkanina, która niby przypadkiem, za sprawą wiatru, owinęła się wokół jego ciała. Samą markizę zaś Boucher przedstawił w sukni z różowymi wstążkami i takimiż policzkami na portrecie Toaleta Madame de Pompadour (około 1760).

Rokokowe ujęcie antycznego motywu – Jean-Honoré Fragonard, „Wenus i Kupidyn” , XVIII w.; zdjęcie: domena publiczna
Rokokowe ujęcie antycznego motywu – Jean-Honoré Fragonard, „Wenus i Kupidyn” , XVIII w.; zdjęcie: domena publiczna
Apollo okryty różową wstęgą na obrazie François Bouchera, „Wschód słońca”, 1753 r., Wallace Collection; zdjęcie: domena publiczna
Apollo okryty różową wstęgą na obrazie François Bouchera, „Wschód słońca”, 1753 r., Wallace Collection; zdjęcie: domena publiczna

Na bodajże najsłynniejszym obrazie rokoka – Huśtawce Jeana-Honoré Fragonarda z 1767 r. – widzimy młodego mężczyznę wykorzystującego okazję, by zajrzeć pod suknię roześmianej kobiety na huśtawce. Strój ten układa się w dynamiczną różową formę przypominającą niesubordynowaną bezę. Warstwy zwiewnego odzienia mogą symbolizować rosnące uniesienie. Tym bardziej że – jak twierdzą historycy – pod takimi sukniami nie nosiło się wówczas bieliz­ny. Klimat potęguje spadający ze stopy kobiety różowy pantofelek.

Chociaż filozofowie oświecenia krytykowali frywolność prac Fragonarda, przez wieki malarstwo rokoka fascynowało odbiorców swoim bezceremonialnym erotyzmem. Brytyjska artystka Flora Yukhnovich zrobiła ostatnio karierę dzięki współczesnym reinterpretacjom obrazów tamtej epoki. Pod jej pędzlem realistyczne przedstawienia z XVIII w. zmieniają się w dynamiczne, niezwykle dekoracyjne kompozycje, płynnie poruszające się między abstrakcją a figuracją. Bezbłędnie przywołują na myśl bukoliczną atmosferę twórczości Bouchera, Watteau czy Tiepola. Aby móc je odczytać, trzeba uruchomić intuicję i wiedzę z historii sztuki, ale też kultury popularnej, z której często pochodzą tytuły prac, np. Maybe She’s Born with It [fragment słynnego hasła marki kosmetycznej: „Może to jej urok, może to Maybelline” – przyp. red.]. Za obrazami Yukhnovich kryją się nierzadko konkretne dzieła sztuki z przeszłości. Jej Crème de la Mer z 2022 r. jest powidokiem właśnie słynnej Huśtawki Fragonarda.

Szokujący i niegrzeczny

Pod koniec XIX stulecia różowy powrócił w malarstwie impresjonistów i post­impresjonistów – głównie za sprawą mody na wszystko, co japońskie, która nie ominęła również francuskich malarzy. Echa dalekowschodnich fascynacji można odnaleźć choćby w Liliach wodnych Claude’a Moneta czy serii z tancerkami Edgara Degasa.

Mniej więcej w połowie XIX w. mężczyźni zaczęli nosić ciemniejsze barwy, pozostawiając jaśniejsze i pastelowe odcienie kobietom. Od tego momentu można mówić o „feminizacji” różowego. Zaczęto go postrzegać jako kolor wyrażający delikatność, ale też erotyzm – z powodu bliskości do odcieni skóry, nagości. Powoli pojawiała się damska bielizna w tych tonacjach, a w literaturze i sztuce różowy traktowano jako esencję pożądania. Wraz z rewolucją przemysłową i większą dostępnością barwników kolor ten stał się bardziej popularny, mniej luksusowy, zaczęto go utożsamiać z pracą seksualną. Przeszedł przemianę od wyrafinowanego do wulgarnego.

Do kolejnego renesansu różowego przyczyniły się gwiazdy Hollywood. Elvis Presley jeździł kultowym jasnoróżowym cadillakiem z 1955 r. Za wielbicielkę różu uchodziła aktorka Jayne Mansfield, która mieszkała w Los Angeles w Różowym Pałacu, czterdziestopokojowej posiadłości przemalowanej przez nią na ten kolor. Marilyn Monroe jako Lorelei Lee w filmie Mężczyźni wolą blondynki, śpiewając o diamentach jako najlepszym przyjacielu dziewczyny, miała na sobie wściekle różową satynową sukienkę z kokardą z tyłu zaprojektowaną przez Williama Travillę. W latach 80. zainspirowana Monroe Madonna nosiła swoją wersję tej kreacji w teledysku do piosenki Material Girl.

W różowej sukni Marilyn Monroe śpiewała o diamentach – przyjaciołach dziewczyny. Tu dokładna kopia stroju aktorki w teledysku „Material Girl” Madonny; zdjęcie: Pictorial Press Ltd/Alamy Stock Photo
W różowej sukni Marilyn Monroe śpiewała o diamentach – przyjaciołach dziewczyny. Tu dokładna kopia stroju aktorki w teledysku „Material Girl” Madonny; zdjęcie: Pictorial Press Ltd/Alamy Stock Photo

Ten odcień określany jest jako shocking pink. Nazwa została przejęta od perfum Shocking sprzedawanych w intensywnie różowym pudełku. Flakonik zaprojektowała surrealistyczna malarka Leonor Fini dla włoskiej designerki Elsy Schiaparelli – to prawdopodobnie właśnie Schiapa­relli pierwsza wypromowała tak silne połączenie określonego koloru z marką.

Różowy w sztuce drugiej połowy XX w. zazwyczaj wiązał się z inspiracjami kulturą popularną. Do tego rodzaju konotacji chętnie odwoływali się twórcy amerykańskiego pop-artu, np. Andy Warhol w sitodrukowych portretach Marilyn Monroe, które zaczął produkować tuż po jej śmierci w sierpniu 1962 r. Przeważnie posługiwał się fotografią wykonaną przez Gene’a Kronmana promującą film Niagara z 1953 r., dzięki któremu aktorka zyskała status seksbomby. Warhol – zafascynowany zarówno sławą, jak i śmiercią – celowo wybrał zdjęcie dosyć neutralne, a zarazem typowe, ikoniczne. Monroe uśmiecha się na nim uwodzicielsko. Artysta powielał ten wizerunek wielokrotnie. Jedne z najbardziej znanych sitodruków należą do serii z 1967 r. nazywanej czasem Różową Marilyn. Włosy aktorki są na nim jaskrawo żółte, jej twarz jest różowa, a tło ma odcień shocking pink – landrynkowe kolory już wtedy były mocno przeżute przez amerykańską popkulturę, której Monroe była jednym z symboli.

Krzyczący archipelag

W roku 1983 artyści Christo i Jeanne Claude owinęli 11 wysp w zatoce Biscayne w Miami różowym materiałem, tworzącym wokół nich pływające szerokie kontury. Chociaż oficjalna nazwa eskpozycji brzmiała Surrounded Islands, w wywiadach dla prasy nazywali ją „różowym projektem”. Wszystkie z ich instalacji, wśród których najbardziej znane jest zapewne opakowanie niemieckiego Reichstagu, wymagały wielu lat przygotowań, pertraktacji z władzami i sponsorami. Nie inaczej było w Miami. Artyści musieli konsultować się z prawnikami, inżynierami, biologami i ornitologami, a nawet uzyskać pozwolenie od amerykańskiej armii.

Wybór nie był przypadkowy. Różowy miał się odnosić do amerykańskiej kultury popularnej: sukienki Marilyn Monroe, garsonki Chanel noszonej przez Jackie Kennedy w dniu zabójstwa jej męża czy cadillaca Elvisa, ale też do kultury latynoamerykańskiej, silnie obecnej w Miami. Odcień użyty w Surrounded Islands – nazywany „różem meksykańskim” – można odnaleźć w pracach Fridy Kahlo i Rufina Tamaya. Christo pragnął, by wyspy otoczone różowym materiałem przypominały Lilie wodne Moneta. Artystom zależało jednak przede wszystkim na wyborze możliwie najbardziej nienaturalnego dla tej scenerii koloru, oznaczającego przedmioty stworzone przez człowieka, pozostające w kontrze do natury zatoki Biscayne. Kolor archipelagu miał bić na alarm.

Barwa protestu

Dopiero stosunkowo niedawno, w połowie XX w., w Stanach Zjednoczonych wymyślono, by dziewczynki ubierać w ciep­łe kolory, a chłopców w zimne, co sprawiło, że różowy zaczęto stosować w przypadku produktów przeznaczonych dla dziewczynek, niebieski zaś – dla chłopców. Te rozróżnienia umocniły się za sprawą badań prenatalnych, które umożliwiły poznanie płci dziecka przed narodzinami. Sztuczne i wzmacniane przez komercję podziały funkcjonują do dziś, mimo że wielu osobom już się przejadły. Nic dziwnego, że spotykają się z krytyką. Świetnym przykładem jest tu twórczość koreań­skiej fotografki JeongMee Yoon, która od 2005 r. portretuje dziewczynki zanurzone w ocea­nie różowych, „dziewczęcych” plastikowych przedmiotów: ubrań, zabawek, mebli; z kolei chłopcy przedstawieni są na niebieskim tle. Jak zauważyła, dziewczynki przyucza się do tego, by lubiły różowy. Tendencja ta jest tak silna, że trudno z nią wygrać. Zamiast walczyć z różowym, dyskurs feministyczny coraz częściej anektuje ten kolor i trawestuje jego znaczenie. W nowym wydaniu nie jest to już symbol niewinności i słodyczy, lecz oznaka siły i buntu. W epoce Me Too różowy na dobre rozgościł się na feministycznych demonstracjach. Kilka lat temu pojawił się na włóczkowych czapkach zwanych pussyhats noszonych przez uczestniczki protestu przeciwko wyborowi Donalda Trumpa na prezydenta. Różowe sari stało się zaś znakiem rozpoznawczym Gulabi Gang – rozwijającego się od 2006 r. ruchu oddolnego feminizmu w Indiach, którego członkinie walczą o wzmocnienie roli kobiet w tradycyjnych kastach oraz ich ochronę przed przemocą domową i seksualną.

Róż zyskał ostrość już w latach 80. za sprawą punkowych zespołów, m.in. The Clash czy Sex Pistols. W tej samej dekadzie upodobały go sobie gwiazdy rocka, takie jak David Bowie czy Elton John, które swobodnie grały ze stereotypowym postrzeganiem płci. Dziś po kolor ten – podobnie jak w XVIII w. – coraz odważniej sięgają mężczyźni; często wykorzystywany jest też w aktywizmie politycznym. A jeśli coś jest polityczne, to również odbija się w sztuce.

Od kilku dekad kolor ten jest anektowany przez różne grupy społeczne jako barwa protestu. Różowe trójkąty, stosowane w nazistowskich obozach koncentracyjnych do oznaczania osób homoseksualnych, w latach 70. XX w. stały się jednym z symboli aktywistów LGBT. Przejęła je na początku epidemii AIDS Grupa ACT UP, czyniąc z nich znak oporu i siły. Różowy trójkąt pojawił się na słynnym plakacie ACT UP z 1987 r. z hasłem Silence = death [Milczenie równa się śmierć; milczenie na temat AIDS – przyp. red.]. Od tego czasu trójkąt ten jest symbolem nie tylko pamięci o queerowych ofiarach Holokaustu, wykorzystywanym w pomnikach na całym świecie, m.in. w Amsterdamie i Sydney, lecz także całego ruchu queer liberation.

W przewrotny sposób używa różu polski artysta Karol Radziszewski. Zdarzało mu się np. zmienić kolor niebieskiego paska – emblematycznego dla prac Edwarda Krasińskiego – na różowy, co można odczytać jako queerowy komentarz do polskiej historii sztuki. Wyobrażone przez Radziszewskiego gejowskie bojówki Fag Fighters nosiły różowe kominiarki dziergane m.in. przez babcię artysty. Gra z różem ma w sobie moc transgresji i cały bagaż tradycji globalnego ruchu LGBTQ+.

Antropologia różu

W 2020 r. w lublińskiej galerii Labirynt Radziszewski otworzył wspólną wystawę z Maurycym Gomulickim, zatytułowaną Ménage á Deux. Twórców połączyła m.in. słabość do różowego. Gomulicki jest prawdziwym znawcą tego koloru, zwykle jako nośnika heteroerotycznych treści. Śledzi przejawy różu w kulturach całego świata, przez kilka lat prowadził na ten temat blog Pink not dead!, w którym miejsce znajdowało wszystko, co różowe i różowo-erotyczne. Dlatego artysta bywa czasem nazywany „antropologiem różu”. Z jednej strony jest entuzjastą i eksploratorem tej barwy, z drugiej – ze swoich badań czerpie inspiracje dla twórczości. Upodobał sobie zwłaszcza odcienie ultrajaskrawe, krzyczące, plastikowe.

U Gomulickiego to przede wszystkim kolor afirmatywny: symbol rozkoszy, szczęścia, erotyki. Jego sztuka może przybierać formę Światłotrysku, różowego neonu w kształcie szklanki z migającymi bąbelkami, który stanął w parku Kępa Potocka na warszawskim Żoliborzu, albo pozowanych zdjęć nawiązujących do erotycznych fetyszy. To bardziej humor niż eksces – jak żartobliwe rzeźby w kształcie różowych, kulistych piersi ze sterczącymi sutkami. Jego Obelisk przypominał z kolei powiększone różowe dildo – i to wszystko w przestrzeni publicznej z obowiązującymi w niej normami społecznymi [instalacja stała m.in. w Poznaniu, w niedalekim sąsiedztwie średniowiecznego pręgierza – przyp. red.].

Pościelowe rzeźby

Jedną z pierwszych polskich twórczyń eksplorujących moc różu była Maria Pinińska-Bereś. Barwa ta pojawiła się w jej twórczości już pod koniec lat 50., by w następnych dekadach całkowicie ją zdominować. W wydaniu artystki był to kolor pościelowy, intymny. Od rzeźb twardych Pinińska-Bereś przeszła do miękkich, w których tworzywem stały się tkaniny,

obszyte materiałem gąbki czy pikowane kołdry. Róż wiązał się więc z intymnością, ale też cielesnością. Jej prace przedstawiały ciało kobiece jako uprzedmiotowione, gotowe do konsumpcji. W ten sposób artystka ironicznie krytykowała tradycyjne role społeczne, czym wpisywała się w ówczesną refleksję feministyczną. W Różowym zwierciadle (1970) jej autorstwa szuflady sekretarzyka skrywają fragmenty kobiecego tułowia. W tytule innej pracy pytała wprost, chociaż sardonicznie: „Czy kobieta jest człowiekiem?”.

Za duchową spadkobierczynię Pinińskiej-Bereś może uchodzić tworząca współcześnie krakowska artystka Iwona Demko, która z mocnego różu uczyniła swój znak rozpoznawczy. Wcześniej wiele z jej prac dotyczyło afirmacji ciała i kobiecej seksualności. Pod wpływem lektury książki Catherine Blackledge Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury tworzy sztukę zaangażowaną, której nadała nazwę „waginatyzm”. Na okładce drugiego wydania publikacji brytyjskiej dziennikarki (2019) wykorzystano fragment pracy Demko Różowy kwadrat na białym tle.

Różowy stał się kolorem jej walki o rozpoznanie miejsca kobiet w historii sztuki, zwłaszcza na Akademii Sztuki w Krakowie, gdzie wykłada. Demko przywraca wiedzę o pierwszych studentkach swojej uczelni, sama próbowała też zostać jej rektorką. Gdy przegrała wybory, na wystawie w Toruniu zaaranżowała gabinet i strój „Jej Magnificencji Rektory” – oczywiście na różowo.

Amerykańska historyczka mody Valerie Steele w książce Pink: The History of a Punk, Pretty, Powerful Color stawia tezę, że wraz z generacyjnymi zmianami społecznymi róż przestaje być postrzegany jako infantylny i związany ze sferą erotyczną. Dzisiaj kolor ten przyciąga zawartymi w sobie pozornymi sprzecznościami. Bywa ładny i silny jednocześnie, erotyczny, podniecający i feministyczny; staje na przekór tradycyjnym podziałom płciowym. Można powiedzieć o nim wszystko, ale nie to, że jest słaby. To kolor zmiany społecznej, kuszący swoją wielowarstwową symboliką i historią.

Maria Pinińska-Bereś, „Transparent”, 1980 r. (dokumentacja performansu); zdjęcie: dzięki uprzejmości Fundacji im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia oraz Galerii Monopol
Maria Pinińska-Bereś, „Transparent”, 1980 r. (dokumentacja performansu); zdjęcie: dzięki uprzejmości Fundacji im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia oraz Galerii Monopol

Czytaj również:

Mowa kwiatu Mowa kwiatu
i
„Blossoming”, Paul Klee, 1934 r. (domena publiczna)
Doznania

Mowa kwiatu

Rebecca Solnit

Róże to kwiaty spowite gęstą pajęczyną ludzkich reakcji – od poezji po uprawę na skalę przemysłową.

Róże mogą znaczyć wszystko, a to zbliża je do granicy absurdu. Używano ich w kontekście wielkich idei, począwszy od średniowiecznego filozofa Pierre’a Abélarda, który odwołał się do róży w swoich rozważaniach uniwersaliów, po modernistyczną poetkę Gertrude Stein i jej wers „Róża jest różą jest różą”. W jednym z dzieł antropolożki Mary Douglas pojawia się wzmianka, że tak jak wszystko symbolizuje ciało, tak ciało może być symbolem wszystkiego innego. To samo powiedzieć można o różach w kulturze zachodniej. Jako obrazy są wszechobecne; wtapiają się w tło – a niekiedy dosłownie stają się nim, przybierając postać tapet – i nieustannie umieszczane są na przeróżnych przedmiotach, od damskiej bielizny po nagrobki. Cięte róże używane są podczas zalotów, ślubów, pogrzebów, urodzin i wielu innych okoliczności, a więc jako wyraz radości, smutku i żałoby, nadziei, zwycięstwa i przyjemności. Kiedy w 2020 roku zmarł John Lewis, czarny członek Kongresu i przywódca ruchu praw obywatelskich, jego trumnę przewieziono konnym karawanem przez most w Alabamie, gdzie ponad pół wieku wcześniej, podczas pamiętnego marszu protestacyjnego, został pobity niemal na śmierć przez funkcjonariuszy policji stanowej. Na całej długości trasy konduktu pogrzebowego rozrzucono płatki czerwonych róż, mające symbolizować przelaną tamtego dnia krew.

Czytaj dalej