Mowa kwiatu
i
„Blossoming”, Paul Klee, 1934 r. (domena publiczna)
Doznania

Mowa kwiatu

Rebecca Solnit
Czyta się 8 minut

Róże to kwiaty spowite gęstą pajęczyną ludzkich reakcji – od poezji po uprawę na skalę przemysłową.

Róże mogą znaczyć wszystko, a to zbliża je do granicy absurdu. Używano ich w kontekście wielkich idei, począwszy od średniowiecznego filozofa Pierre’a Abélarda, który odwołał się do róży w swoich rozważaniach uniwersaliów, po modernistyczną poetkę Gertrude Stein i jej wers „Róża jest różą jest różą”. W jednym z dzieł antropolożki Mary Douglas pojawia się wzmianka, że tak jak wszystko symbolizuje ciało, tak ciało może być symbolem wszystkiego innego. To samo powiedzieć można o różach w kulturze zachodniej. Jako obrazy są wszechobecne; wtapiają się w tło – a niekiedy dosłownie stają się nim, przybierając postać tapet – i nieustannie umieszczane są na przeróżnych przedmiotach, od damskiej bielizny po nagrobki. Cięte róże używane są podczas zalotów, ślubów, pogrzebów, urodzin i wielu innych okoliczności, a więc jako wyraz radości, smutku i żałoby, nadziei, zwycięstwa i przyjemności. Kiedy w 2020 roku zmarł John Lewis, czarny członek Kongresu i przywódca ruchu praw obywatelskich, jego trumnę przewieziono konnym karawanem przez most w Alabamie, gdzie ponad pół wieku wcześniej, podczas pamiętnego marszu protestacyjnego, został pobity niemal na śmierć przez funkcjonariuszy policji stanowej. Na całej długości trasy konduktu pogrzebowego rozrzucono płatki czerwonych róż, mające symbolizować przelaną tamtego dnia krew.

Równie często co w ornamentach róże występują w aforyzmach, poezji i popularnych piosenkach. Kwiaty przypominają o ulotności i przemijalności istnienia, toteż były stałym elementem motywu vanitas (marności), tak powszechnego w siedemnastowiecznym malarstwie europejskim. Na obrazach wanitatywnych misternie skomponowane bukiety ukazywano pośród czaszek, owoców oraz innych ikon przypominających, że kwitnienie i więdnięcie, życie i śmierć są nierozłączne. W piosenkach róże symbolizują miłość i reprezentują ukochaną osobę, zwykle przedstawioną jako cenna zdobycz, której niepodobna pochwycić ani utrzymać przy sobie. Wśród popularnych piosenek z ostatnich kilku dekad mamy chociażby La Vie en rose [Życie na różowo], Ramblin’ Rose [Róża pnąca], My Wild Irish Rose [Moja dzika irlandzka róża], (I Never Promised You a) Rose Garden [Nigdy nie obiecałam ci ogrodu różanego], A Rose Is Still a Rose [Róża to wciąż róża] czy Days of Wine and Roses [Dni wina i róż]. Kwitnące krzewy różane z zachwycająco rzewnej ballady George’a Jonesa Good Year for the Roses [Dobry rok dla róż], która w 1970 roku podbiła listy przebojów, okazały się jednak bardziej trwałe niż jego małżeństwo.

Kolce wyróżniają różę na tle innych kwiatów i zapewne dlatego bywa ona przedstawiana antropomorficznie w postaci kapryśnej piękności lub femme fatale, jak wyniosła róża, wybranka głównego bohatera Małego Księcia Antoine’a de Saint-Exupéry. Księżniczka ze Śpiącej królewny w wersji braci Grimm nosi imię Różyczka (Dornröschen, z niemieckiego „cierniowa różyczka”), a niegodni jej ręki zalotnicy grzęzną wśród ciernistych krzewów pleniących się dookoła jej wieży, by umrzeć tam żałosną śmiercią. Dopiero gdy pojawia się ten jedyny królewicz, ciernie zmieniają się w pąki kwiatów. Wonne kwiecie wabi, kolce zaś odstraszają bądź stanowią cenę, jaką należy zapłacić za możliwość poddania się jego uwodzicielskiemu czarowi. „Prawda jest jak róża: ma kolce”, głosi stare porzekad­ło, a podmiot liryczny wiersza Marianne Moore Roses Only [Tylko róże] zwraca się bezpośrednio do róży, co w poezji zdarza się zaskakująco często, i kończy wersem: „Kolce twe są najlepszą częścią ciebie”. Średniowieczni teolodzy uważali, że w ogrodach Edenu wprawdzie kwitły róże, lecz pozbawione były kolców; te pojawiły się dopiero po wygnaniu Adama i Ewy z raju.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Choć kwiaty, jako organy rozrodcze roślin, mogą być wyposażone zarówno w męskie, jak i w żeńskie narządy płciowe, często przypisuje się im atrybuty typowo kobiece. Tak sfeminizowane zjawiska są nierzadko ignorowane – uznawane za nieistotne ozdobniki. Być może kwiat nabiera tych cech, gdy ścina się go do przyozdobienia ołtarza lub stołu, ponieważ zostaje wyrwany z naturalnego cyklu życia roś­liny i nie zrodzi już więcej owoców ani nasion, nie wyda na świat kolejnego pokolenia. To właśnie owa bezużyteczność ciętych kwiatów, wyłączając zapewniane przez nie doznania estetyczne, sprawia, że doskonale nadają się na prezenty. Ucieleś­niają bowiem bezinteresowność i anty­utylitaryzm, leżące u podłoża aktu obdarowywania innych. Kwiaty mają jednak ogromną moc oddziaływania, a ludzkie życie jest z nimi ściśle splecione, nawet ­jeśli zdarza się nam tego nie zauważać.

Przez pryzmat kultury postrzegamy kwiaty jako kruche, błahe i zbędne, ale z naukowego punktu widzenia są one nieodzowne dla naszego przetrwania. Ich pojawienie się na Ziemi około stu czterdziestu milionów lat temu zapoczątkowało prawdziwą rewolucję i odtąd opanowały one niemal wszystkie środowiska lądowe, od biegunów po tropiki. Jak kwiaty podbiły świat – tak ujął to opublikowany przed kilku laty artykuł naukowy. Kwiaty to organy rozrodcze roślin z grupy okrytonasiennych (okrytozalążkowych), nasiona zaś to ich potomstwo zrodzone w wyniku rozmnażania płciowego. Wspomniana rewolucja dotyczyła zatem w równym – o ile nie większym – stopniu także nasion. U okrytonasiennych, jak sama nazwa wskazuje, nasiona pokryte są zewnętrzną powłoką chroniącą składniki pokarmowe zmagazynowane wewnątrz dla rozwijającego się zarodka, a niekiedy wyposażone są również w skrzydełka, rzepy lub inne elementy ułatwiające im przemieszczanie się. Dzięki tym adaptacjom okrytonasienne zwiększyły swoje szanse na przetrwanie, zyskując szerszy wachlarz skutecznych mechanizmów rozmnażania i rozprzestrzeniania się niż starsze grupy roślin. Ich owoce oraz nasiona są ponadto źródłem pożywienia dla innych istot. W opublikowanym ponad pół wieku temu eseju, który w młodości wywarł na mnie duże wrażenie, poeta paleontolog Loren Eiseley przekonywał, że okrytonasienne odegrały kluczową rolę w ukierunkowaniu ewolucji ssaków i ptaków.

„Aby stałocieplne ptaki i ssaki mogły bez przeszkód prowadzić swój aktywny tryb życia, ich zwinne mózgi wymagają regularnych dostaw znacznych ilości tlenu oraz pożywienia w skoncentrowanej postaci” – pisze on w rozdziale swojej książki The Immense Journey [Bezkresna podróż] zatytułowanym Jak kwiaty zmieniły świat. Eiseley kontynuował swój wywód: „Rośliny okrytonasienne stały się źródłem tej niezbędnej energii i zmieniły oblicze świata przyrody. Ich pojawienie się w zaskakujący sposób zbieg­ło się z nadejściem ery ptaków i ssaków”. Owady ewoluujące współzależnie z kwiatami otrzymywały pyłek lub nektar, w zamian pomagając przy zapylaniu; podobne ewolucyjne przymierze zawarły z roś­linami ptaki oraz nietoperze żerujące na ich kwiatach. Więzi te miały tak kardynalne znaczenie, że wśród tych organizmów zachodziła koewolucja, prowadząc niekiedy do powstania związków quasi-monogamicznych. Tak było w przypadku Angraecum sesquipedale, madagaskarskiej orchidei o ostrodze tak długiej, że tylko jeden gatunek ćmy dosięga swoją trąbką ssącą nektaru ukrytego na jej dnie, lub juki sinej, od czterdziestu milionów lat zapylanej jedynie przez motyle nocne z gatunku Tegeticula yuccasella, których larwy żywią się wyłącznie nasionami tej rośliny. Nasiona są ważnym źródłem pożywienia dla innych gatunków, w tym Homo sapiens, w postaci ziaren zbóż, roślin strączkowych, orzechów i owoców, a także kabaczków, pomidorów, papryk oraz innych warzyw, z punktu widzenia botaniki będących owocami przenoszącymi nasiona.

Nasiona również nawiązały obopólnie korzystne relacje – na przykład z ptakami, które zjadają jagody, a później rozsiewają niestrawione nasiona daleko od rośliny rodzicielskiej. Zdaniem Eiseleya symbiotyczne związki okrytonasiennych ze zwierzętami były przędzą, z której ewolucja utkała gęstą sieć wzajemnych połączeń, a szersza dostępność źródeł skoncentrowanych substancji pokarmowych przyspieszyła ewolucję ssaków.

Pisząc te słowa, popijam herbatę z indyjskich plantacji i zajadam swoje tradycyjne śniadanie: wieloziarnisty tost, masło i jogurt z mleka od lokalnych krów, pasących się na dobrze znanych mi pastwiskach, oraz miód pszczeli – słowem, sielankowy pejzaż na talerzu. Większość naszej diety stanowią rośliny okrytonasienne lub produkty pochodzące od żywiących się nimi zwierząt. Z kwiatami łączą nas więzi tak bliskie, że nasze zauroczenie nimi może mieć podłoże ewolucyjne. Udomowiliśmy je, uprawiając i świadomie krzyżując, by podkreślić ich woń, kolory oraz kształty lub tworzyć nowe odmiany. Od nich zależy nasze życie – jeśli nie od samych kwiatów, to od wypuszczających je roślin.

Choć róże nie zaliczają się do podstawowych produktów spożywczych w żadnym zakątku świata, ich płatków używano w średniowiecznych recepturach, a ich owoce nadal dodaje się do herbat i innych mikstur. W trakcie drugiej wojny światowej brytyjskie Ministerstwo Aprowizacji (gdzie pracowała żona Orwella, Eileen O’Shaughnessy Blair) prowadziło kampanie zbierania owoców dzikiej róży, by zapewnić źródło witaminy C społeczeństwu odciętemu od towarów importowanych, szczególnie cytryn. Wedle doniesień prasowych do 1942 roku zebrano dwieście ton, czyli około stu trzydziestu czterech milionów szupinek. Przeznaczono je głównie do produkcji syropu, ale ministerstwo rozpowszechniało także przepisy na domową marmoladę z róży; takie przetwory, notabene, nadal cieszą się dużą popularnością w Niemczech. Róże wykorzystuje się oczywiście również do produkcji perfum i olejków zapachowych.

Rośliny te należą do rodziny różowatych (Rosaceae), obejmującej ponad cztery tysiące gatunków, w tym jabłonie, grusze, pigwy, morele, śliwy oraz brzoskwinie, a także krzewy z rodzaju Rubus, takie jak kolczaste jeżyny i maliny, w porze kwitnienia przypominające dzikie róże. Kwiaty dzikiej róży, podobnie jak te pojawiające się na drzewach owocowych, mają pięć płatków; dobrze znane nam korony wielopłatkowe powstały w wyniku krzyżowania krzewów o losowych mutacjach w Chinach, Europie i na Bliskim Wschodzie. W III wieku p.n.e. filozof Teofrast pisał:

„Wiele istnieje różnic między różami, co się tyczy mniejszej lub większej ilości płatków, szorstkości, gładkości, pięknej barwy i zapachu. Przeważnie mają pięć listków, a inne dwanaście i dwadzieścia, a inne jeszcze o wiele więcej niż te. Bo twierdzą, że istnieją takie, które też nazywają różami o stu listkach”.

Trzy wieki później o stulistnych różach wspomniał również Pliniusz Starszy:

„Na bazie tych form hodowcy stworzyli w ciągu kilku ostatnich stuleci tysiące odmian: od szlachetnych róż piżmowych, damasceńskich i białych (Rosa alba) po niezliczone współczesne mieszańce herbatnie; od miniaturowych po stulistne, o imponujących koronach; od wypuszczających pojedyncze kwiaty po te uginające się pod bujnymi kwiatostanami; od krzewów po róże pnące; od kwiatów śnieżnobiałych po jasnofioletowe i purpurowe oraz w odcieniach karmazynu, różu, czerwieni i żółci; od wydzielających słodkie, cytrusowe i owocowe zapachy po te o woni mirry i piżma. Nawet jako ozdoby kwiaty są symbolem życia – jego płodności, przemijalności, kruchości oraz bujności. I w takiej postaci wchodzą do języka, sztuki i obrzędów”.

 

Fragment książki Rebekki Solnit Róże Orwella, wyd. Karakter, Kraków 2023. Przypisy do tekstu zostały usunięte, a tytuł dodany przez redakcję „Przekroju”.

Czytaj również:

Ślimak i róża
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 535/1955 r.
Opowieści

Ślimak i róża

Hans Christian Andersen

Kwiat nie zastanawia się, po co kwitnie. Ślimak widzi dla siebie lepszy los, ale nie podzieli się tym ze światem.

Nad rowem wyrósł szpaler leszczynowy, poza nim rozciągały się łąki i pola, a z drugiej strony był ogród, a w ogrodzie zakwitł krzak róży.

Czytaj dalej