Czym jest kolor? Dla fizyków jest mierzalny – to fala elektromagnetyczna o określonej długości i częstotliwości; dla chemików barwy tworzą związki różniące się składem pierwiastkowym, dla fizjologów natomiast, to rezultat bodźców dochodzących do zmysłu wzroku i wrażenia wytwarzane na tej podstawie przez mózg. Dla jednych kolor istnieje, dla innych jest tylko subiektywnym wrażeniem. Jak zatem mierzyć kolory, nazwać je i usystematyzować? Naturalnym spektrogramem koloru jest tęcza. Do dzisiejszego jej postrzegania przyczynił się Newton, utrwalając arbitralny podział na kolory spektralne, znane z uproszczonych, graficznych reprezentacji, w tym rozlicznych kół barw. Koła barw zawierają bardzo ograniczony zestaw kolorów w stosunku do tych, które znajdują się w ciągłym widmie tęczy; najczęściej występują: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, turkusowy, niebieski, fioletowy. Tymczasem ludzkie oko jest w stanie rozróżnić nawet do kilkuset barw. Widzielibyśmy ich jeszcze więcej, gdyby nie to, że ludzkie oko potrafi odebrać jedynie pewien zakres promieniowania elektromagnetycznego, zwanego z tego powodu – i jakże antropocentrycznie, światłem widzialnym. Ewolucja sprawiła, że nasz wzrok korzysta tylko z wąskiego spektrum, mieszczącego się w przedziale od ok. 400 do ok. 700 nanometrów. Szerszy zakres, zawierający fale krótsze i dłuższe, dałby nam inne, niezwykłe możliwości, jak np. widzenie przez ściany. Porównanie widzenia człowieka do widzenia innych istot ujawnia, jak dalece nasz obraz świata uwarunkowany jest gatunkową fizjologią. Niektóre bezkręgowce, jak np. rawka, mają w oku aż kilkanaście rodzajów receptorów barwnych (czopków), podczas gdy w ludzkim oku posiadamy tylko trzy. Widzenie rawki obejmuje podczerwień, ultrafiolet i polaryzację światła. Nie jesteśmy w stanie nawet wyobrazić sobie, jak wygląda kolorowy świat rawki. I czy dalibyśmy radę wszystkie te kolory nazwać w języku naturalnym? Sposoby katalogowania i nazywania kolorów odzwierciedlają, w jaki sposób barwy były postrzegane w określonym czasie. Dawne nazwy związane były zazwyczaj z substancją barwiącą, która umożliwiała otrzymanie określonego koloru, albo nazwą rośliny. W języku polskim nazwa koloru różowego pochodzi od róży, fioletu od fiołka, a czerwonego od larw czerwca polskiego, owada, z którego pozyskiwano cenny czerwony barwnik. Poetycka nazwa „kolor straconego czasu”, występuje w jednym z francuskich, osiemnastowiecznych żurnali mody. Nie wiemy, jak wyglądał, najpewniej miał odcień zbliżony do błękitu. Dzisiaj używamy numerów i symboli na oznaczenie kolorów w różnorodnych systemach przestrzeni barw, czy systemach kolorów wzorcowych. Czym jest kolor dla artystów? Z pewnością fundamentem ich artystycznej wypowiedzi i na tyle pojemnym, że może nie tylko określić formy w obrębie dzieła sztuki, ale też jego wyraz, a przez to również emocje. Czy artyści potrzebują precyzyjnych nazw poszczególnych barw? A może, tak jak Bownik, chcą zatrzeć naszą poznawczą (i jakże złudną) pewność, że widzimy i potrafimy nazwać otaczające nas kolory. Poszczególne dzieła w cyklu Bownika przypominają osobliwe koła barw. Nie są one jednak w żaden sposób uporządkowane i poddane regułom. Przenikające się w nich kolory nie mają nazw, ale też – podobnie jak w tęczy, wyraźnych pomiędzy sobą granic. Przybierają subtelne odcienie, które łączą się ze sobą w nieoczywisty sposób. Nie są to tonacje i zestawienia znane z ikonosfery codziennego życia. Ich rozedrganą, nieokreśloną naturę, podkreśla użyty do wydruków chropowaty papier. Każde koło powstało w wyniku sfotografowania, kręcącej się na obrotowej tarczy, fotografii lub ryciny przedstawiającej pojedynczego ptaka. Co więcej, ptaka, którego już nie ma. W wizji Bownika wyraziste, nasycone kolory ptasiego upierzenia rozpłynęły się i zamieniły w wirujące widmo spektroskopowe. Wymarłe ptaki powróciły do życia w formie tajemniczego, rzucającego cienie spektrum. Każde „Koło” z cyklu jest numerowane, chociaż jest transpozycją i artystyczną rejestracją konkretnego przedstawiciela nieistniejącego już gatunku. Ptaki widma nie mają już nazw własnych, podobnie, jak nie ma w naszym słowniku wszystkich kolorów straconego czasu. Czas zjada własne dzieci, ale też pamięć o nich.
Grażyna Bastek Bownik (ur. 1977) studiował filozofię na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie oraz fotografię na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (obecnie UAP). Do najbardziej znanych prac artysty należą cykle fotograficzne: „Dissasembly”, „Gamers”, „Koleżanki i koledzy”. Jego prace znajdują się w kolekcjach Museum In Huis Marseille, Fundacji Sztuki Polskiej ING, Biblioteki Narodowej, Narodowej Galerii Sztuki Zachęta i w zbiorach prywatnych. W 2014 roku był nominowany do Paszportów „Polityki”, a jego książka fotograficzna „Disassembly” (wyd. Mundin) otrzymała główną nagrodę w konkursie Fotograficzna Publikacja Roku 2014 i była nominowana do Kassel Photobook Award 2014. Artysta mieszka i pracuje w Warszawie. Otwarcie wystawy Bownik, Kolory straconego czasu / Colours of Lost Time odbyło się w ramach tegorocznej edycji Warsaw Gallery Weekend w galerii BWA Warszawa. Wystawa potrwa do 16.11.2019 r. www.bownikstudio.com www.bwawarszawa.pl