Kornwalia na pierwszym planie Kornwalia na pierwszym planie
i
"Przynęta"; zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty
Opowieści

Kornwalia na pierwszym planie

Jan Pelczar
Czyta się 8 minut

„Zależy mi na tym, by Kornwalia była na pierwszym planie moich filmów. Świat zasługuje na to, by dowiedzieć się o tak niezwykłym miejscu” – mówi laureat Nowych Horyzontów, z którym rozmawia Jan Pelczar.

Mark Jenkin przychodzi na wywiad w koszuli, krótkich spodenkach i klapkach. Jeszcze nie wie, że za kilka godzin sam zażartuje ze swojego stroju i to dwukrotnie. „Teraz żałuję, że nie wziąłem ze sobą butów. Albo spodni” – powie, odbierając Nagrodę Publiczności 19. MFF Nowe Horyzonty. Wywołany na scenę chwilę później, po odbiór przyznanego przez jury Grand Prix Festiwalu, reżyser filmu Przynęta już tylko machnie ręką: „Buty, spodnie, wiecie, o co chodzi”. „Odkąd tu jestem, widzę, że to wyjątkowe miejsce, ale teraz. Co za wspaniałe miasto” – powie o Wrocławiu. Organizatorzy nie musieli mu zdradzać, że dostanie nagrodę, by przedłużył swój pobyt na festiwalu o dobę. Wystarczyło zaproszenie na galę i pokaz najnowszego filmu Quentina Tarantino. „Miną wieki, zanim Pewnego razu… w Hollywood trafi do kin w Kornwalii” – stwierdzi Jenkin. Sam robi, co może, by wzbogacić filmową kulturę rodzinnych stron. W nadmorskich krajobrazach umieszczał akcję swoich krótkich form, a teraz pełnometrażowego debiutu. Przynęta, nakręcona na taśmie 16-milimetrowej, poddanej później ręcznej obróbce, opowiada historię rybaka, który zarzuca sieci w małym miasteczku, przekształcającym się w kurort. Główny bohater zbiera pieniądze na łódź rybacką, po tym jak jego brat przerobił kuter na statek wycieczkowy, a w ich rodzinnym domu przyjezdni z Londynu wynajmują apartamenty innym turystom. Film Jenkina zrobił już furorę na Berlinale i wygrał nagrodę publiczności w Lizbonie. Nowe Horyzonty wywarły na brytyjskim reżyserze wrażenie za sprawą widzów.

„Macie tu ogromną, bardzo oddaną kinu widownię. W piątkowy wieczór byłem w klubie festiwalowym, zwiedzałem nocny Wrocław. Miasto tętniło życiem do późnych godzin, pewnie do rana. Mimo to na seansie Przynęty o dziesiątej była pełna sala. To krzepiące widzieć taką kulturę kina. Nie znam takich miejsc w Wielkiej Brytanii. Wszystko dzieje się w bliskiej odległości, co chwila można spotkać innych filmowców, mieć bliski kontakt z widzami”.

Jan Pelczar: Jak mocno jesteś związany z Kornwalią?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Mark Jenkin: Kornwalia to mój dom. Mieszkam tam od zawsze, wyjechałem jedynie na studia. Większość moich filmów dotyczy tego regionu, a nawet jeśli zajmuję się czymś, co nie ma tam miejsca, to patrzę na świat z kornwalijskiej perspektywy. Społeczność rybacka jest niezmiernie interesująca. Nie miała nigdy wystarczającej reprezentacji w kinie. Obraz mieszkańców nadmorskich miejscowości zawsze jest upraszczany i pełen stereotypów. Dlatego tak bardzo zależy mi, by opowiedzieć o społeczności, z której się wywodzę, by poprawić wizerunek z przeszłości. Zależy mi też na tym, by Kornwalia była na pierwszym planie moich filmów. Świat zasługuje na to, by dowiedzieć się o tak niezwykłym miejscu.

"Przynęta"; zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty
„Przynęta”; zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty

W Kornwalii sytuacje, które pokazujesz, są na porządku dziennym?

Gentryfikacja postępuje cały czas. W Kornwalii zachodzi ten sam proces, który dotyka innych rejonów Wielkiej Brytanii, Europy i wielu pozostałych części świata. To jak przesunięcie mocy, coraz mniejsza grupa ludzi posiada coraz więcej, a coraz większa zostaje pozbawiona faktycznych praw obywatelskich. Większość czuje się niereprezentowana, nie znajduje swoich rzeczników. Frustracja manifestuje się w negatywny i destruktywny sposób. Widzimy to obecnie na całym świecie. Kornwalia podąża w tym samym kierunku. W mojej opinii w zdecydowanie zbyt wielkim stopniu gospodarka regionu polega na turystyce oraz na czymś, co kiedyś było handlem sezonowym. Dziś pojawia się bowiem promocja całorocznego ruchu turystycznego. To rodzi kolejne problemy. Kornwalia nie ma zasobów mogących utrzymać taką zmianę. Nie wiem, gdzie ostatecznie trafiają pieniądze, które turyści zostawiają w Kornwalii od lat, ale sam region wciąż należy do najbiedniejszych w zachodniej Europie. W filmie zadaję pytanie, czy turystyka to gałąź przemysłu, czy dziedzina handlu? Jeśli to drugie, w co wierzę, to co nam pozostanie, kiedy przehandlujemy naturalne środowisko, tradycje kulturowe i historię. To są zagadnienia, które Przynęta poddaje pod debatę.

Jaką rolę odgrywałby w niej brexit? W Polsce mało dyskutuje się na jego temat z perspektywy brytyjskiej prowincji. Słyszymy o tym, co dzieje się w Londynie, interesuje nas to, jak wpłynie on na polską imigrację. O Kornwalii w jego kontekście nie słyszałem nic.

Wszyscy patrzą na brexit przez pryzmat Londynu. To oczywiste, bo tam zapadają decyzje. Sam Londyn, podobnie jak większość metropolii, głosował za pozostaniem w Unii Europejskiej, to prowincjonalne okręgi, takie jak Kornwalia właśnie, zagłosowały w przeważającej części za wyjściem ze Wspólnoty. To rodzi zdezorientowanie, bo w regionie zainwestowano sporo unijnych pieniędzy w ramach programów pomocowych. Z drugiej strony nie dziwiłem się, bo ludzie dostali prezent: mogli odrzucić coś, co ich zdaniem nigdy im nie służyło. Można dyskutować, czy to Unia Europejska ponosi największą odpowiedzialność za ich brak perspektyw. W Kornwalii ruch nawołujący do głosowania za wyjściem z Unii był potężny także ze względu na rybołówstwo. Rybacy mieli poczucie, że są sprzedani przez Wspólnotę i nie czuli się reprezentowani w Brukseli. Co w ich sprawie robił brytyjski rząd? To też pytanie pod dyskusję. Brexit to toksyczny temat w każdym miejscu Wielkiej Brytanii. Rodzi olbrzymie podziały. Wskutek procesu, przez który teraz przechodzimy, uprzedzenia stały się powszechnie akceptowane. Poglądy, z jakimi wcześniej się skrywano, dziś brzmią w przestrzeni publicznej. Ksenofobia i rasizm stały się wspólną walutą. To przerażające. Jest jednak nadzieja. Wiem, że teraz każdy żyje w swojej małej bańce, ale uważam, że nie jesteśmy aż tak źli, jak się nas dzisiaj przedstawia. W Wielkiej Brytanii tak naprawdę wciąż mieszają się rozmaite przekonania. Niestety ostatnio zyskaliśmy lidera, którego zupełnie to nie obchodzi. Boris Johnson uważa wprawdzie, że przejmuje się losem ludzi, ale tak naprawdę przywódcą mojego kraju jest dziś socjopatyczny brzdąc. Nie wiem, jak długo to potrwa, ale mam nadzieję, że krótko.

Większą cierpliwość masz do własnych pomysłów. Ten na Przynętę narodził się dwie dekady temu, a sama realizacja trwała kilka lat.

Patrząc wstecz, myśl o ręcznej obróbce 5 km negatywu wydaje się dość przerażająca. Bezpośrednio po powrocie z planu, gdzie jako reżyser jesteś cały czas w centrum wydarzeń i musisz nieustannie komunikować się z ludźmi, być skoncentrowanym, stanowić dla wszystkich oparcie, zamknięcie się samotnie w studiu jest rodzajem wytchnienia.

Dlatego przedłużasz izolację, samotnie montując film?

Jestem zainteresowany prostotą. Im prostsza forma, tym lepiej. Tak traktuję również opowiadanie historii i grę aktorską. Tak staraliśmy się zrealizować Przynętę. Odbiór skończonego filmu sprawia, że to, co robię, jest postrzegane jako skomplikowane i zmuszające do ogromnego wysiłku. Nie mogę się z tym zgodzić, choćby ze względu na sprzęt, jakiego używamy na planie – kamera, statyw, jeden obiektyw, trzy lampy. Dopiero w montażowni zaczynam kombinować. Materiał z planu mam dość ograniczony, nie robię wielu dubli, nie stosuję szerokich ujęć, przebitek i zbliżeń. Nie mam kontrplanów. Kreatywność uruchamia się podczas montażu. Dlatego cięcia muszą być ekstremalne. Na planie podążam za tym, jaki obraz gotowego filmu mam w głowie. W montażowni często okazuje się, że moje wyobrażenia są nie do złożenia. Wtedy używam innych ujęć, nakręconych na potrzeby innych scen, mieszam, wznoszę się ponad oryginalny zamysł. Ograniczenia związane ze sprzętem i budżetem działają na korzyść kreatywnego montażu.

"Przynęta"; zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty
„Przynęta”; zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty

We współczesnych filmach awangardowych często oglądamy rozwiązania, które obecne były w starym kinie.

A przy tym wszystkie horyzonty kina są nowe. Ta forma sztuki ma dopiero 120 lat. Jeszcze niewiele z nią zrobiliśmy. Moje dzieła są na jej tle anomalią, więc ludzie traktują je jako coś nowatorskiego, ale gdy zaczynają je analizować, wracają do odkryć z lat 20. XX w. Do kina międzywojennego. Wtedy doszło do ważnej, niby postępowej, ale i uwsteczniającej zmiany w historii kina – udźwiękowienia filmów. To zakłóciło rozwój kina jako wizualnej formy sztuki. Film musi być samodzielną dziedziną, wyzwolić się od literatury, teatru i fotografii. To medium, które nie powinno opierać się na literackich tradycjach, dramaturgicznych rozwiązaniach znanych ze scen czy doświadczeń fotograficznej pracy z obrazem. Film może łączyć zbliżenia, których nie mamy w teatrze, z przekraczającym czas montażem, nieistniejącym w fotografii. Eksperymentowanie z takimi rozwiązaniami cofa nas właśnie do lat 20. XX w. Zapomnieliśmy o tym, bo dźwięk przyniósł ogromny techniczny postęp. Od tego momentu słowa, które wypowiadają bohaterowie, stały się najważniejsze. Mnie bardziej interesuje opowiadanie obrazami, wizualna sztuka przekazywania historii. To nie oznacza, że obywam się bez dialogu i bez dźwięku. Impresjonistyczny, abstrakcyjny sound design jest obecny w naszym filmie. I tego nie było w latach 20.

Jak w Twoim specyficznym kinie odnajdują się aktorzy?

Obsada składa się niemal wyłącznie z aktorów teatralnych. Kocham współpracę z nimi. W Kornwalii są mocne tradycje dobrego teatru. Jako reżyser mam w kim wybierać. Na planie odzieram ich z teatralnych nawyków, nie mogą polegać na swoim rzemiośle. Emocje muszą wyrażać bardziej intensywnie, w zastygłych pozach, spojrzeniach. Kombinacja mojego podejścia i teatralnego doświadczenia aktorów wydaje się przynosić dobry rezultat. Dla aktorów praca ze mną jest ryzykowna, bo nie pozwalam im na zbyt wiele. Kieruje mną determinacja, by uciekać od realizmu. We wszystkim, co robię – od sposobu filmowania przez nagrywanie dźwięku, ustawianie scenografii po obrabianie negatywu mieszanką z kawy rozpuszczalnej – zawsze uciekam od realistycznego obrazu. O to samo proszę swoich wykonawców. Dla niektórych to kontrpropozycja wobec tego, na czym wyrośli – od początku szkół aktorskich wpaja się im, że najważniejsza jest naturalność, przekonanie widza: jestem tym, kogo oglądasz. Ja nie jestem zainteresowany takim sposobem kreowania swoich bohaterów. Mimo takiego podejścia, naprawdę daję aktorom sporo wolności. Po lekturze scenariusza rozmawiamy na temat postaci. Często, szczególnie podczas prób, mogą interpretować swojego bohatera w dowolny sposób. Po napisaniu scenariusza, na etapie którego każda postać jest jakąś wersją mnie, dostaję wtedy po raz pierwszy szansę, by bohaterowie ożyli i zyskali bogatsze, bardziej złożone wnętrze.

 

Czytaj również:

10 „Przekrojowych” filmów do obejrzenia na Nowych Horyzontach 10 „Przekrojowych” filmów do obejrzenia na Nowych Horyzontach
i
"Maiden", zdjęcie: materiały promocyjne 19. MFF Nowe Horyzonty
Rozmaitości

10 „Przekrojowych” filmów do obejrzenia na Nowych Horyzontach

Jan Pelczar

Spośród 223 pełnometrażowych filmów tegorocznych Nowych Horyzontów we Wrocławiu wybrałem złotą dziesiątkę doskonale uzupełniającą się z lekturą „Przekroju”. Filmy z poniższej listy powinny dobrze komponować się z letnim numerem, który możecie zabrać ze sobą na festiwal oraz ze stroną przekroj.pl – do podczytywania między seansami. Parafrazując zdanie z okładki kwartalnika: Masz takie piękne oczy! Obejrzyj nimi te filmy.

19. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty potrwa od 25 lipca do 4 sierpnia. Dzisiaj w południe do sprzedaży trafiają bilety na ponad 600 nowohoryzontowych seansów. Macie spore szanse, by zdobyć miejsca na filmy z playlisty „Przekroju”, celowo pominąłem bowiem największe hity – premiery od Tarantino i Almodóvara będą w polskich kinach jeszcze w sierpniu, dzieła innych mistrzów kina też mają zagwarantowaną dystrybucję. Wybrałem filmy, które trudno będzie zobaczyć poza festiwalem. Wyjątek jest jeden, ale uzasadniony.

Czytaj dalej