Filmy z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) autorstwa Chrisa Hadfielda zna już prawie każdy internauta. Dzięki nim wiemy, jak wygląda życie codzienne w kosmosie – co mieszkańcy stacji jedzą, jak spędzają czas wolny, jak się kąpią, śpią, a nawet jak myją zęby. Ale projektant wnętrz, oglądając, płacze…
Jak to widzi reżyser…
Trudno jednak nie zauważyć, że istnieje pewien rozdźwięk między rzeczywistymi obrazami z kosmosu a naszymi wyobrażeniami o życiu tam. Od kiedy powstają filmy o zdobywaniu wszechświata, kolejni reżyserzy prześcigają się w coraz śmielszych wizjach pozaziemskich stacji i międzyplanetarnych statków. Najbardziej emblematycznymi przykładami stały się wszystkie filmy z serii Gwiezdne wojny i nakręcona w 1968 r. 2001: Odyseja kosmiczna w reżyserii Stanleya Kubricka. Widzimy tam zawsze sterylnie czyste wnętrza o idealnie wystudiowanych formach.
Szczególnie Odyseja była filmem rewolucyjnym, jeśli chodzi o scenografię. Kubrick, znany ze swojego bardzo skrupulatnego podejścia do niej, zatrudnił wielu ekspertów. Przygotowania do produkcji trwały ponad cztery lata (!), sam film nakręcono w prawie trzy (!), a standardy scenografii wnętrz statków kosmicznych wyznaczono na kolejne 50 lat. Żaden inny film ani wcześniej, ani później nie prezentował tak spójnej i wyjątkowej wizji.
Sceny z wnętrza statku Discovery One – czarno-białe korytarze o przekroju ośmiokąta czy wnętrze procesora komputera pokładowego HALL 9000 – stały się klasyką gatunku. W epickim dziele Kubricka można też zauważyć wyjątkowe zagęszczenie futurystycznych przedmiotów codziennego użytku: buty na rzepy stewardes amerykańskich linii lotniczych Pan Am, stolik kawowy Eero Saarinena, czerwony fotel Djinn projektu Oliviera Mourgue’a czy zestaw smukłych sztućców Arnego Jacobsena. Na potrzeby filmu firma IBM zaprojektowała cały sprzęt elektroniczny, a Whirlpool – urządzenia AGD. Co zabawne, żaden z tych przedmiotów po dziś dzień nie znalazł zastosowania w kosmosie.
…a jak jest naprawdę
W rzeczywistości bowiem wnętrza gwiezdnych stacji prezentują się trochę inaczej. Na filmach Chrisa Hadfielda z ISS widzimy zawsze podłużne, cylindryczne pomieszczenia, w których zauważamy tylko jedno: totalny chaos. Ze ścian wystają tysiące kabli, setki rur i osprzętu. Jest to wnętrze maksymalnie utylitarnej maszyny, w której nie ma miejsca na sterylny, futurystyczny dizajn. A wszystko to z powodu braku grawitacji. Każda połać ściany może być tak samo zabałaganiona, bo nie potrzeba przestrzeni do chodzenia. Za to każdy przedmiot musi być przypięty. Najlepiej widać to na tablicy, która służy astronautom za stół jadalny. Opakowania z jedzeniem wyposażone są w rzepy. Nożyczki do ich rozcinania przywiązano stalowymi linkami lub zamocowano za pomocą magnesu. Do tego tablica podzielona jest pasami, pod które wkłada się inne przedmioty lub używa się ich jako uchwytu pod specjalne łapki, które również służą unieruchomieniu kolejnych produktów. Obrazu dopełnia wodoodporna szara taśma klejąca. W kosmosie spisuje się bez zarzutów.
A jak jest ze sprzętem komputerowym? Próżno szukać na stacji cienkich jak kartka papieru najnowszych notebooków firmy Apple. Do niedawna jedynym certyfikowanym komputerem przenośnym, który mogli zabierać ze sobą astronauci, był ThinkPad firmy IBM/Lenovo. Zaprojektował go Richard Sapper w 1992 r. i co ciekawe, od tego czasu obudowa komputera nie została zmieniona! ThinkPady znane są z wyjątkowo wytrzymałych obudów, specjalnych wewnętrznych kanalików odprowadzających ciecze na wypadek zalania (w najgorszym wypadku trzeba wymienić klawiaturę) oraz z aktywnego systemu ochrony wykrywającego moment spadania, który zmniejsza ryzyko uszkodzenia.
Paradoksalnie technologia na stacji kosmicznej zawsze pozostaje kilka lat w tyle za ziemską – z tak prozaicznego powodu jak testy bezpieczeństwa. Każdy przedmiot używany w kosmosie, a szczególnie sprzęt elektroniczny, musi być niezawodny. Dlatego też nim cokolwiek zostanie dopuszczone do użytku w kosmosie, będzie musiało najpierw przejść kilka lat testów na ziemi.
To chyba dobrze, że ludzkość mimo wielkich oczekiwań estetycznych jest w stanie podejść do najważniejszych cywilizacyjnych zadań w tak praktyczny sposób. Głupio byłoby tylko, gdybyśmy w końcu spotkali w kosmosie tych Obcych, a oni by pomyśleli, że nasze statki są strasznie brzydkie.