Ameryka, jaką mało kto zna i jakiej większość nie chce znać. Prawo do wolności i do własności oraz broń, która ma je egzekwować, zamieniają amerykański sen w koszmar.
Królestwo Traw to nazwa fikcyjnej mikrospołeczności w USA. Jezioro, łąki, kilka domostw i ich mieszkańcy ceniący sobie prywatność. Szeryfa z pobliskiego miasta przywita seria z broni maszynowej. Za każdym z outsiderów ciągnie się jakiś prywatny dramat, ucieczka w odludne miejsce nie daje jednak spokoju, a swoista komuna ma swoje, wspólne już, tajemnice i problemy. Oczywiście, surowa i malownicza sceneria amerykańskiej prowincji pozwala skupić się na bohaterach i ich relacjach, a scenarzysta tworzy plątaninę powiązań międzyludzkich i pomiędzy dwoma światami: tym, z którego uciekli, a tym, w którym żyją.
Fabularnie w serii zatytułowanej Grass Kings dominują dwa wątki. Pierwszy to tajemnicza śmierć dziecka, lata temu, mogąca mieć związek z pewnym seryjnym zabójcą. Drugi to historia Meksykanki, która wyszła za lokalnego szeryfa, by zdobyć amerykańskie obywatelstwo. Oba wątki prowadzą do Królestwa Traw. Matt Kindt zatem pisze nie tylko kameralny dramat, którego akcja rozgrywa się w zamkniętej społeczności, lecz także kryminał, w którym śledztwo jest okazją do pokazania ludzkich emocji, ale jego nadrzędnym celem wydaje się refleksja nad prawdą mającą pozwolić na samooczyszczenie. Bez tego demony przeszłości i teraźniejszości nie odejdą.
Pierwszy tom zachwycą niespieszną narracją i wciąga fabułą, która pokazuje często pomijaną przez ambitnych twórców rzeczywistość. Drugi rozczarowuje nieco przegadanymi rozwiązaniami fabularnymi, ale angażuje już samą historią. Uwagę zwracają również rysunki. Tyler Jenkins operuje szkicową, cienką konturówką i kolorami swobodnie kładzionymi akwarelą. Efekt jest malowniczy, ale i bardzo dynamiczny, a rysunki sprawiają wrażenie wręcz reporterskich. Duży nacisk położono na opowiadanie samym obrazem, a narracja wizualna jest płynna, wręcz filmowa.