Książki na receptę – 1/2018
Przemyślenia

Książki na receptę – 1/2018

Bibliocreatio
Czyta się 6 minut

Na zimowe wieczory zalecamy książki z „Przekrojowej” apteczki: oswoją demony i rozwieją złudzenia.

ilustracja: Tomasz Kozłowski
ilustracja: Tomasz Kozłowski

Moby Dick, czyli biały wieloryb

Herman Melville
tłumaczenie: Bronisław Zieliński

Gdy tylko w Waszej duszy zawita wilgotny, dżdżysty splin albo, jak ostrzega główny bohater, jeśli złapiecie się na tym, że mimowolnie przystajecie przed składami trumien lub zaczynacie podążać za każdym napotkanym pogrzebem, wtedy musicie wiedzieć, że przyszedł ten czas. Trzeba ruszyć w drogę, zaciągnąć się na statek, oddać się szaleństwu, ewentualnie zacząć czytać Moby Dicka.

Któż z nas nie gonił nigdy za wielkim pragnieniem? Nie marzył o dalekich podróżach? Nie chciał uciec w bezkres? Izmael, młody wielorybnik, którego oczami poznajemy historię Moby Dicka, jest trapiony wieczną tęsknotą za tym, co dalekie. Gnany tym pragnieniem, zaciąga się na statek rybacki, a jego morska opowieść zanurza nas w świat wielorybników i w jego niepowtarzalną atmosferę. Stajemy na pokładzie „Pequoda” i z rosnącą niecierpliwością czekamy na wielki połów, coraz bardziej ulegając szaleństwu kapitana Ahaba, który ma z białym wielorybem swoje porachunki. Każdy rozdział historii o Moby Dicku wypełniają fakty i legendy. Może dlatego książka Melville’a przez lata stała w bibliotece w Yale w dziale naukowym „wieloryby”? W Dzienniku pisanym nocą Gustaw Herling-Grudziński pisał, że książka Melville’a to powieść mit. „Można ją czytać wiele razy, za każdym razem odkrywając jakieś niedostrzeżone przedtem piękno. […] Wszystko u Melville’a staje się poe­zją, wszystko służy jednej potężnej wizji, nawet pedantyczne rozdziały o gatunkach wielorybów, o sztuce ich połowu, o odmianach harpunów, o wytapianiu tranu, o wyżywieniu marynarzy. Wszystko jest równocześ­nie bajką, legendą, przypowieścią, alegorią i posuniętym do skrajności opisem realistycznym. Gdzie kończy się prawda widzialna, a zaczyna niewidzialna?”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Moby Dicka rekomendujemy na wszelkie zagubienia i pragnienia, a także na regulowanie czytelniczego krwiobiegu.

ilustracja: Tomasz Kozłowski
ilustracja: Tomasz Kozłowski

Stancje

Wioletta Grzegorzewska

Dojrzewanie. Przepoczwarzanie się. Poszukiwanie siebie. Powroty do przypadkowych spotkań, które stają się kluczowymi momentami życia. Rodzinna przeszłość, pochodzenie i wspomnienia, które kształtują naszą tożsamość, nawet jeśli wydaje nam się, że potrafimy, wyjeżdżając, zostawić je w domu. Dojrzałość rodząca się na granicy jawy i snów. Wybory, przypadki, rodzina, historia – co nas stwarza?

Wiola pochodzi z małej wsi Hektary w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, jej dzieciństwo poznaliśmy w Gugułach, debiucie prozatorskim Grzegorzewskiej, który znalazł się w zeszłym roku na długiej liście nominowanych do Nagrody Bookera. Bohaterka Stancji przyjeżdża na studia filologiczne do Częstochowy: „W ciągu trzech lat, od dnia, w którym wysiadłam na dworcu, żyłam jak poczwarka związana oplotem; szłam z walizką, pozwalając po drodze, by inni wybierali dla mnie rolę, dyrygowali i wyznaczali kierunek działania”.

Dziewczyna nie dostaje akademika – będzie mieszkać na stancjach. Najpierw w hotelu robotniczym bez ogrzewania. Potem przypadkowe spotkanie w sylwestrową noc zaprowadzi ją do Zgromadzenia Sióstr Oblatek. Matka przełożona odnajdzie w niej córkę wysłaną do komory gazowej. Wiola wejdzie w swoją rolę, zacznie reagować na imię zmarłej, czesać się jak ona, nosić po niej ubrania i pierścionki, a sama powolutku zacznie znikać podtruwana piołunową herbatką. Kolejną lekcję dorosłości Wiola dostanie od starszego i żonatego pana Kamila, z którym zamieszka.

Polecamy na smutne zimowe wieczory – wtedy pocieszająca może być myśl, że już przetrwaliśmy to, co najgorsze. Poranne ćwiczenia z łaciny dłużące się jak roraty i dojrzewanie!

Poetycka opowieść dla rodziców i nastolatków. Dla poszukujących dobrej literatury i prawdy o dorastaniu.

Literacka terapia wstrząsowa. Poruszająca podróż w najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki, w głąb naszych potrzeb i motywacji.

ilustracja: Tomasz Kozłowski
ilustracja: Tomasz Kozłowski

Księga nocnych kobiet

Marlon James
tłumaczenie: Robert Sudół

Lilit jest czarnoskórą niewolnicą o zielonych oczach. Pyskatą i zuchwałą, która nie zgadza się na to, żeby ktoś narzucał jej swoją wolę. „Los niewolnicy spisany jest przed jej urodzeniem”, ale dorastająca Lilit na to nie zważa. Chociaż plantacja trzciny cukrowej w 1785 r. to zamknięty krąg. Piekło, gdzie nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Marlon James daje nam książkę niezwykłą. Po pierwsze, ze względu na wspaniały język – soczyście wulgarny i śmiały. Po drugie, udaje mu się uniknąć pułapki w postaci łatwej kliszy. Nie staje po niczyjej stronie. Nie osądza. Pokazuje zdeformowany system, który przeobraża ludzi w bestie. Zarówno białych, jak i czarnych. Jest to świat, w którym trudno o bliskość i solidarność. Lilit ma jednak szansę znaleźć pokrewne dusze. Ma w sobie potrzebny mrok i kobiecość. Może dołączyć do nocnych kobiet, które spiskują, żeby wzniecić na wyspie bunt niewolników. Wiedźmy i czarownice. W Księdze nocnych kobiet jest ich kilka. Homer to przywódczyni buntu i nocnego spiskowania. To ona daje rogatej Lilit schronienie. Uczy ją czytać. „Coś jeszcze ci powiem o czytaniu. Widzisz to? Za każdym razem jak to otwierasz, jesteś wolna. Wolność jest tutaj i nikt nie będzie wiedział, żeś wolna, tylko ty”. Litera po literze Lilit uczy się innego świata. Uczy się, że czarnym niewolnikom też wolno myśleć.

Jest jednak przekonana, że dzięki swoim zielonym oczom jest wyjątkowa. Lepsza niż inne kobiety. Skoro podział między „brzydkim a ładnym biegnie od czarnych do białych”, jest pewna, że życie ma jej do zaoferowania znacznie więcej ponad to, co dają jej nocne kobiety. W konsekwencji musi sama zmierzyć się ze wszystkimi bolesnymi lekcjami. Sama zdecydować, którą drogą pójdzie i jaką bohaterką się stanie. Bądźmy z nią do końca!

ilustracja: Tomasz Kozłowski
ilustracja: Tomasz Kozłowski

Niewidzialne miasta

Italo Calvino
tłumaczenie: Alina Kreisberg

Oto wielki włoski podróżnik Marco Polo prowadzi dialogi z potężnym mongolskim wodzem i pierwszym cesarzem Chin z dynastii Yuan – Kubłaj-chanem. Opowiada mu o miastach, które odwiedził podczas swoich wypraw. Opisuje je, a równolegle snuje refleksje o ludzkim życiu, uczuciach, tęsknocie i przemijaniu. Miasta jednocześnie istnieją i nie istnieją. Są fikcyjne i prawdziwe zarazem. Wszystkie mają kobiece imiona. Każde jest inne, ale czy Polo nie opowiada tak naprawdę ciągle o jednym tylko mieście – swojej rodzinnej Wenecji? Czy nie każe nam podobnie, z różnych perspektyw, spojrzeć na miasta, w których sami mieszkamy? A może te „niewidzialne” miasta to wspomnienia o czymś zupełnie innym? Straconej miłości? Odległej młodości? Nadziei na nowe, takie co przyjdzie i wszystko odmieni?

Calvino, związany z grupą literacką OuLiPo, choć Niewidzialne miasta stworzył w lirycznej stylistyce, to zgodnie z zasadami grupy skonstruo­wał całość według reguł matematyki. Dziewięć rozdziałów podzielił na 55 podrozdziałów, które z kolei zostały pogrupowane w 11 wątków. Są „Miasta i znaki”, „Miasta i pragnienia” czy „Zwiewne miasta”.

Nie dajcie się zwieść skromnym rozmiarom tej książki. Nie pozwólcie zmylić króciutkim rozdziałom. Niech Was nie oszukają nierzadko proste zdania. Proza Itala Calvina skrzy się od ukrytych znaczeń. I złudzeń, które nie przemijają. Może kiedyś wcale nie było lepiej?

Czytaj również:

Książki na receptę – 2/2018
Przemyślenia

Książki na receptę – 2/2018

Bibliocreatio

Na wiosenne deszcze, mżawki i przejaśnienia proponujemy książki z „Przekrojowej” apteczki.

Czytaj dalej