Kto przyjmie jazzmana?
i
fot. Sławek Przerwa/ archiwum NFM
Przemyślenia

Kto przyjmie jazzmana?

Jan Błaszczak
Czyta się 12 minut

Jazztopad angażuje swoją publiczność w stopniu wyjątkowym. Od pięciu lat część organizowanych podczas tego festiwalu koncertów odbywa się w prywatnych mieszkaniach. Wystarczy zgłosić swoją gotowość i mieć trochę szczęścia, bo chętnych na przyjęcie zespołu nie brakuje. W ubiegłym roku organizatorzy wybierali z osiemnastu lokali, w tym – z niemal czterdziestu. Dlatego w 2018 roku koncertów w mieszkaniach będzie więcej. Tym bardziej, że taka formuła odpowiada mieszkańcom, ale także muzykom i samym pomysłodawcom festiwalu. – Te koncerty mają bardzo luźną formułę, tu nie ma scenariusza – tłumaczy dyrektor Jazztopadu, Piotr Turkiewicz. – Bywa i tak, że do samego końca nie wiadomo, kto z kim zagra. Liczy się moment. Wszystko toczy się swoim tempem. Bardzo to lubię.

Od strony organizacyjnej koncerty w mieszkaniach nie wymagają wiele. Dwa, trzy miesiące przed festiwalem zbierane są zgłoszenia. Organizatorzy chcieliby dać szansę każdemu właścicielowi domu czy mieszkania, ale mają też ulubione miejsca, do których chętnie wracają. Choć Turkiewicz twierdzi, że na tym poziomie nie istnieją żadne formalne ograniczenia, wiadomym jest, że kwintet z perkusją i pianinem nie wystąpi w kawalerce. Tym bardziej, że na każdy z występów przychodzi publiczność. W tym roku organizatorzy rozdali trzydzieści darmowych biletów na każdy z koncertów. Rozeszły się w dwadzieścia minut. Kiedy do grona szczęśliwców dodamy muzyków, obsługę i grupę znajomych gospodarzy, okaże się, że lokum musi pomieścić sześćdziesiąt-siedemdziesiąt osób. W tym roku należało do nich doliczyć dziennikarza „Przekroju”.

Gospodarzami mieszkań i domów, które odwiedził w tym roku Jazztopad byli często melomani związani zawodowo z różnymi dziedzinami sztuki. Turkiewicz twierdzi jednak, że to nie jest regułą. – Już na samym początku okazało się, że wśród osób, które nas zapraszają są i takie, które nigdy nie były na festiwalu. Dla mnie to był sygnał, że ludzie potrzebują bliskości z muzyką, ale niekoniecznie w oficjalnej scenerii. Inna sprawa, że po tym,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Achtung! Pożar
Przemyślenia

Achtung! Pożar

Joanna Kinowska

Od pewnego czasu nie rozgrzewa już myśl o nowym albumie ulubionego zespołu, ani wieść o tym, że wpadają na koncert nieopodal. Może to zblazowanie, może zmiana gustu? Bo się już było na koncercie. Bo ostatni album uwierał. Bo zespół się postarzał. Gdzie te czasy kiedy się zgrywało świeże kawałki z radia na kasety, biegło potem do sklepu wypytując, kiedy będzie nowa EP-ka? I te momenty kiedy się z nią wracało do domu? Cały rytuał odsłuchiwania? Jedni z woleli w towarzystwie, inni samotnie. Słuchanie, patrzenie w listę utworów, wsłuchiwanie się w tekst. Potem wymienianie się i zgrywanie wzajemne. Rozmowy, dyskusje. Więc może o ten rytuał chodzi… Dziś dowiadujesz się, że jest nowa EP-ka i momentalnie odsłuchujesz ją na telefonie.

Wtem słychać, że nadeszła nowa książka Kuby Dąbrowskiego. Jego czwarta autorska EP-ka. Nie przejrzysz na skróty, nie zobaczysz w pdf-ie. Trzeba poczekać aż będzie w rękach. I po swojemu jej odsłuchasz. Strona po stronie, no, jaki kto ma tam ulubiony system czytania i oglądania. I ten moment, ten młodzieńczy rytuał odżywa. A jest istny tytułowy pożar. Sztos, powiedziałaby młodzież.

Czytaj dalej