Reportaż o pamięci autorek filmu Fuga. W rolach głównych Gabriela Muskała i Agnieszka Smoczyńska.
Wiosenny wieczór 2005 roku. Kobieta wróciła z pracy do mieszkania w bloku. Leży w łóżku i przerzuca kanały w telewizorze. Od zawsze robił to jej ojciec, kardiolog. Odreagowywał po trudnych dyżurach. Ona zawodowo „trzyma za mordy” po kilkaset osób.
Tamtego maja najczęściej zdejmowała w garderobie kostium kupiony w ciuchach na wagę: obrzydliwie sztuczną sukienkę z wielkim kołnierzem, za duże skarpety – walonki. To ubrania Merylin Mongoł, tytułowej bohaterki przedstawienia Barbary Sass, która na deskach Teatru im. Jaracza w Łodzi wystawiła sztukę Nikołaja Kolady. Patologia, gwałty, wódka. Merylin, opóźniona umysłowo, wykorzystywana seksualnie przez sąsiada, jak anioł czeka na koniec świata.
– Trochę więcej widzi i czuje, ale nikt się z tym nie liczy. Można ją wziąć jak lalkę i wykorzystać, bo nie umie się bronić – mówi aktorka o swojej postaci. Po trzech godzinach scenicznej jazdy bez trzymanki, wraca do domu wyżęta.
Mariusz Grzegorzek, reżyser Królowej aniołów, jej filmowego debiutu, mawiał: – Albo grasz głową w dół na mokrą szmatę, albo nie ma sensu wychodzić na scenę.
Stała się specjalistką od ról trudnych emocjonalnie, po których aktor jest kompletnie wypruty. Po powrocie do domu zawieszała się na podstawowych czynnościach. Owej majowej nocy, po spektaklu lub próbie, skacze po kanałach. Nie zatrzymuje się, jak większość widzów, która ma jakiekolwiek telewizyjne wspomnienie z maja 2005 roku, na Dudek Dance i meczu, który przeszedł do historii piłki nożnej. Liverpool odrobił trzy bramki straty, dostał nowe życie i wygrał finał Ligi Mistrzów z Milanem. Gabriela Muskała zobaczyła inny punkt zwrotny.
Pani Maria ma na imię Maria
Telewizor wyświetla twarz. Jest w niej coś wciągającego, fascynującego. Brak przeszłości. Własnej historii. Dzieciństwa. Imię nadały jej inne pacjentki ze szpitala psychiatrycznego. Za chwilę twarz zmieni swój wyraz.
Prowadzący odbiera telefon. Głos w słuchawce:
– Pani Maria ma na imię Maria. Jest moją sąsiadką.
Po następnym zdaniu twarz zmienia swoje rysy. To zdanie staje się objawieniem dla Gabrieli:
– Pani Maria ma męża i dwójkę dzieci.
Kamerzysta jest czujny. Od razu robi zbliżenie. Maria trzyma żółtą kaczuszkę. Pluszową zabawkę, którą dostała od innych pacjentek. Gabriela pamięta, że pani Maria była zagubiona jak dziecko i powtarzała pod nosem:
– Boże. Ja mam dzieci. Ja mam dzieci.
Telewidzka z Warszawy nie może uwierzyć w to, co widzi. „Co takiego musi się stać, żeby człowiek samego siebie wymazał?” – zadaje sobie pytanie. Wynajduje różne powody, odracza moment rozpoczęcia pracy, ale wie od razu: znalazła to, czego szukała bezskutecznie – temat na film. Na debiutancki scenariusz.
Zależało jej na temacie, nie na roli. Ale w tym przypadku i postać jest fascynująca. Na początku próbuje pisać ze swoim partnerem, reżyserem Gregiem Zglińskim. On chce najpierw wymyślić postacie, relacje.