„Gdzie oni są? Ci wszyscy moi przyjaciele” – w pierwszej części muzycznego podsumowania 2017 roku lista zespołów, o których mieliśmy dyskutować przy okazji rankingów najlepszych płyt, ale nie ma o czym mówić. Albumom zespołów, które jeszcze kilka lat temu znajdowały się w centrum uwagi, a dziś – kto wie? – może grają w waszej okolicy, ale szkoda czasu, by to sprawdzić. Zdaję sobie sprawę, że to wybór na wskroś autorski. Starając się jakoś obiektywizować tę listę, jako punkt wyjścia traktowałem podsumowania, recenzje prasowe, a czasem także dane sprzedażowe. Przede wszystkim jednak wybierałem ze zbioru: „pupilkowie mediów”. Uznałem, że nie ma sensu pisać o ostatniej płycie Fergie (fatalny wynik sprzedażowy) czy o dwudziestej siódmej płycie Alice’a Coopera, bo jej premiery nie odnotowali nowojorscy hipsterzy. Ale dość tłumaczeń, oto lista, która dla poniższych zespołów może być jedyną w tym roku szansą na znalezienie się w pierwszej dziesiątce.
10. Cut Copy – Haiku from Zero
Zespół Cut Copy
Australijski zespół nigdy nie grzeszył kreatywnością i nie na darmo nazywa się „kopiuj wklej”. Nie zmienia to faktu, że piosenki z albumu In Ghost Colours wyciągały na parkiet nawet tych najbardziej opornych. Od czasów, gdy Hearts on Fire walczyło o tytuł wszechhymnu indie-młodzieży, nie minęło dziesięć lat, a grupa zniknęła jak tłuste plamy w reklamach z Irkiem Bieleninikiem. Dość powiedzieć, że Haiku from Zero nie doczekało się nawet swojej strony na Wikipedii. Czy w dzisiejszych czasach istnieje bardziej jednoznaczny symbol upadku?
09. Washed Out – Mister Mellow
Washed Out, okładka albumu „Mister Mellow”
Ernest Greene w ciągu kilku lat poznał wszystkie plusy i minusy, jakie wiążą się z byciem twarz