Kyotographie: cała prawda o przyszłości fotografii
i
"The forms of nature – 100 Years Bauhaus", Alfred Ehrhardt; zdjęcie: Wojtek Wieteska
Przemyślenia

Kyotographie: cała prawda o przyszłości fotografii

Ania Diduch, Wojtek Wieteska
Czyta się 13 minut

Szwajcarski pisarz i podróżnik Nicolas Bouvier pisał w „Kronikach japońskich”, że chętnie umieściłby Kioto na liście 10 miast, które każdy powinien przetestować do życia. Warto tam zamieszkać przynajmniej na czas trwania corocznego festiwalu fotograficznego Kyotographie. U progu XXI w. serce awangardowego myślenia o medium fotografii bije właśnie w starożytnej stolicy Japonii. Rozmawiają historyczka sztuki Ania Diduch i fotograf Wojtek Wieteska.

W sztuce, podobnie jak w turystyce artystycznej – przypadki nie istnieją

Ania Diduch: Kyotographie nie przypomina żadnego z fotograficznych festiwali, na których byłam, choć o mały włos byśmy na niego przez Ciebie nie trafili.

Wojciech Wieteska: Przyznaję, nie śpieszyłem się tam. Nie miałem weny na zwiedzanie wystaw fotograficznych w Kioto. Nie po to jedziesz pracować nad swoim tematem 8,5 tys. kilometrów od domu, żeby oglądać prace innych. Interesowało mnie raczej to, co było widać przed obiektywem. No, ale właśnie trochę tym tropem trafiliśmy jednak na Kyotographie. Byłem ciekaw, jak wyglądają ludzie, którzy go odwiedzają…

Wizytę zaczęliśmy bez konkretnego planu. W zamku Nijo-jo, zamiast oglądać lokum szoguna, w pierwszej kolejności trafiliśmy do pawilonu, który był pałacową kuchnią – Okiyodokoro. Pani wpuszczająca kolejne grupki zwiedzających na wystawę Kusunoki Ismaila Bahriego pukała cicho w przesuwane drzwi i po chwili one „same” otwierały się z drugiej strony. Pomieszczenie w środku było zupełnie ciemne – jak sala kinowa. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zobaczyliśmy pierwszą pracę i poczułam się, jakby ktoś wyjął z mojej głowy wspomnienie i bezceremonialnie wyświetlał je na monitorze w centrum Kioto.

 "Kusunoki", Ismaïl Bahri; zdjęcie: Wojtek Wieteska
„Kusunoki”, Ismaïl Bahri; zdjęcie: Wojtek Wieteska

Praca wideo przedstawiała źdźbło trawy, które – poruszane wiatrem – rysuje okrąg na piasku jak cyrkiel wbity w kartkę papieru. Pomyślałem: „O! Nieźle, przecież dokładnie to widzieliśmy w styczniu na Litwie”. Podczas pobytu w kolonii artystycznej w Nidzie. Znajduje się tam przestrzeń nazywana litewską Saharą

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pojechałem do Japonii, żeby sfotografować siebie
Opowieści

Pojechałem do Japonii, żeby sfotografować siebie

Wojtek Wieteska

Podobno w dzień koronacji japońskiego cesarza w 1989 r. padał deszcz. Niektórzy Japończycy upatrują w tym źródła nieszczęść (spadku gospodarczego, trzęsień ziemi), które spotkały kraj za czasów jego panowania. Dwa lata później dwudziestokilkuletni polski fotograf Wojtek Wieteska po raz pierwszy przyjeżdża do Japonii i rozpoczyna prace nad cyklem, który stanie się jednym z jego najdłuższych (tworzonym nieprzerwanie do 2019 r.). Dziś, 28 lat później i w roku koronacji nowego władcy oraz nastania kolejnej epoki – Reiwa – zdjęcia Wieteski są nie tylko zapisem najnowszej historii Japonii. Układają się w opowieść o zmianie technologicznej, jaką przeszło medium fotografii: od negatywów przez aparaty cyfrowe po wideo w jakości 4K dostępne w zasięgu ręki. Dla artysty kadry z Japonii są też pretekstem do rozmyślań nad sposobem, w jaki zmieniało się jego podejście do fotografowania Polski. O przygodzie bycia artystą we własnym i w obcym kraju opowiadał 22 maja, podczas spotkania autorskiego w Sumida Hokusai Museum w Tokio. Dla redakcji „Przekroju” wybrał i opracował kilka z poruszonych tamtego dnia wątków.

01 PODWÓJNE WIDZENIE

Czytaj dalej