
Zachód słońca: bajka na dobranoc czy kosmiczny dramat? Można też to pytanie sformułować inaczej: obraz czy rzeźba? Wybór należy oczywiście do Państwa. W niniejszym felietonie będzie jednak również mowa o tym, że wyboru być może już nie ma.
Wraz z letnimi wakacjami zaczyna się sezon na zachody słońca. Ktoś powie, że sezon ten trwa cały rok. Teoretycznie tak właśnie jest, a jednak większość zachodów przechodzi niezauważona. Dopiero podczas urlopu wrażliwość na ten spektakl natury skokowo – choć przelotnie – rośnie, szczególnie jeśli zachodzące słońce odbija się w wodzie. Gwiazda, kiedy zakończy swój codzienny performans, bywa nawet nagradzana oklaskami. I trzeba przyznać, że zawsze na owacje zasługuje.
Tak oto w letnie wieczory urlopowy wymiar ludzkiej egzystencji łączy się z jej wymiarem kosmicznym, zaplatając się jednocześnie z mentalnością społeczeństwa spektaklu.
Zachód słońca ma również swój aspekt artystyczny. W sztuce to drażliwy temat, kojarzony z kiczem. W konsekwencji, podziwiając zachód słońca, cywilizowana ludzka istota oczy ciała