Przed 20 laty, na przełomie przedwiośnia i wczesnej wiosny, odeszli nieodżałowani: Agnieszka Osiecka i Roland Topor. Niedługo potem rozpoczęli intensywną korespondencję, której wybór tu prezentujemy. Listy, bezcenny materiał ze styku eschatologii, grafologii i plotki towarzyskiej, odkrył przypadkiem w kartonowym pudle Tomasz Wiśniewski. (Publikacja przedpremierowa dzięki uprzejmości Wydawnictwa Blaga).
23.02.2000
Droga Agnieszko,
zawsze twierdziłem, że powaga to brud, który zbiera się w pustych łbach. Ale teraz, po przejściu na drugą stroną, ze zdziwieniem obserwuję, że sam jej ulegam. Zamiast krwistych makabresek, zamiast wściekłej perwersji, wyolbrzymionych insektów czy komicznej zbrodni, stoję godzinami na łące i maluję realistyczne pejzaże. Odczuwam zachwyt. Obrzydliwa radość życia. Kompletny idiotyzm.
Ratunku,
Roland
22.02.2000
Rolandzie,
przynajmniej masz łąkę. U mnie wszystko wygląda inaczej. Wszystko, co mam, to dwa pokoje z ogródkiem, długie noce, dni krótkie. Wszystko, co mam, to opierunek i wikt, stertę nut i kilka płyt. Wszystko to, wszystko, co mam.
W każdym razie pamiętaj, mój drogi Rolandzie, że co się polepszy, to się popieprzy.
Dygam,
A.
21.02.2000
Agnieszko,
odbija mi coraz bardziej. Spaceruję bez celu po kilka godzin dziennie. Rzuciłem palenie, nawet cygara, a w spożywczym sprawdzam skład przed zakupem. Niby tak jak wcześniej ciągle się uśmiecham – ale już nie uśmiechem demonicznym.
Ostatnio malując, spostrzegłem na horyzoncie wysuszone drzewko; rzuciłem pędzel i pobiegłem z konewką, aby je podlać. Starzy kumple z paryskich knajp pewnie pękają ze śmiechu, jeśli widzą mnie takiego w swoich snach.
Nie wiem, co będzie dalej.
R.
23.02.1999
Rolandzie,
wybacz, że długo nie odpisywałam, ale w tej części nieba, gdzie się znajduję, jesień (czy jej wyobrażenie) zniewala, wywołując uczucie osobliwej tęsknoty. Właściwie nie wiadomo, dlaczego tęsknię, skoro żyjemy tu poza normalnym czasem, a wszystkie zdarzenia są obecne równocześnie, więc nie można za niczym ani na za nikim tęsknić, bo wszystko jest zawsze przy mnie, a jednak, a jednak…
Tęsknię przez stół, przy którym siedzę, z fotela na fotel obok. Może nawet pocieszam się pewnym zmyśleniem, tym, że Ty istniejesz, Rolandzie – żeby coś wypełnić, ale co?
Gdzie jesteś?
Czyś ty mi piosenka?
Agnieszka
22.02.1999
Agnieszko,
nie znam dokładnie swojego niebiańskiego adresu, ale popytam. Swoją drogą, wiesz, że ostatnio popadłem w konflikt z tutejszym prawem? Całą wieczność nie zgadłabyś, z jakiego powodu. Otóż raz zaśpiewałem wesoło „Niech żyje bal”. Władze zinterpretowały to jako „Baal”, czyli pogańskie bóstwo.
Czas. To zagadka. Jeszcze przed transformacją zawsze zauważałem ze zdumieniem: oho, miałem tyle czasu przed sobą, a teraz jest już za mną! Ale tu jest inaczej. Czy zauważyłaś, że nawet nasze listy są datowane chronologią odwrotną niż ziemska?
Ukłony,
R.
21.01.1999
Rolandzie,
mam pewną teorię, jeśli chodzi o ten odmienny bieg czasu. Myślę, że wracamy do początku, do stanu rajskiej doskonałości. Może to niebo, w którym teraz jesteśmy, nie jest jeszcze niebem prawdziwym?
Bo coś się powoli zmienia. Gdzie się nie rozejrzysz, wszędzie robi się coraz bardziej zielono. Jak w niedzielę.
A przynajmniej we mnie to uczucie rośnie: zielono mi i spokojnie…
A.