Fragmenty pochodzą z książki Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996 Wydawnictwa a5, w opracowaniu edytorskim Ryszarda Krynickiego.
Wisławie Szymborskiej
– Mojej Nocy GWIAŹDZISTEJ
Warszawa, wrzesień, samotność, alkohol
Dedykacja na stronie przedtytułowej tomu Studium przedmiotu (1961); wrzesień/październik? 1961.
******
18.8.1962
Zbyszku Kochany! Schnę bez Ciebie, ale to trudno, widocznie tak być musi, przeznaczenie jest nieubłagane. Natomiast nie mogę się pogodzić z faktem, że nie przysyłasz nic do „Życia”. Bądź tak dobry i wydziel cząstkę swych arcydzieł dla naszego pisma. Z radości wepnę kwiaty we włosy i będę pląsać klaszcząc w ręce. Naprawdę, przyślij mi koniecznie kilka nowych wierszy! A przy okazji napisz co u Ciebie słychać i czy jesteś smutny czy wesoły. U mnie panuje stan pośredni. Postanowiłam zachować go jak najdłużej. Gdybyś jednak przyjechał do Krakowa, odstąpię od zasad na rzecz euforii.
Twoja Wielbicielka – Wu.
WIERSZE, PAMIĘTAJ!
PROZA MOŻE BYĆ TEŻ!
******
I.II. [19]63
Zbyszku I!
W IMIENIU LUDU PRACUJĄCEGO MIAST I WSI ORAZ UCZĄCEJ SIĘ MŁODZIEŻY NASZEJ KOCHANEJ OŚWIADCZAM ŻE TWOJA KSIĄŻKA TO JEST PRAWDZIWA KSIĄŻKA, KTÓRĄ SIĘ PISZE DLATEGO, BO MA SIĘ O CZYM I JESZCZE DIATEGO, ŻE TO SPRAWIA PRZYJEMNOŚĆ. W IMIENIU WSZECHŚWIATA I JEGO NAJBLIŻSZYCH OKOLICZAKLINAM CIĘ, ŻEBYŚ TE SŁOWA WZIĄŁ NA SERIO. Pożywcze to, gęste, faktów pełne, napisane gdzie trzeba z powściągliwą zgrozą. Jak bym była krytykiem, to bym sobie pozwoliła zauważyć, że czasy się zmieniają, bo oto powstaje proza, która zawdzięcza poezji nie jakieś tam kwiecistości, mglistości i słodyczki ale właśnie rzeczowość i umiar, czyli to dzięki czemu proza jest dobra! Ale że nie jestem krytykiem (-czką) to mogę sobie pozwolić na luksus czytania bez wnikliwych analiz. Dość na tym, że Twoja książka pokrzepiła mnie bardzo. Nabrałam pewności, że mózg elektronowy nie tak prędko zdoła zdystansować żywego Herberta.
Chcę Ci jeszcze powiedzieć, że nie jestem kretynką i poznałam się na uroku Twoich opisów obrazów (dwa dopełniacze, przebacz). I że uśmiecham się po właściwych zdaniach a włos mi się jeżył w chwilach przez autora przewidzianych. Książeczka ma jednak tę wadę, że się kończy. Powinieneś kiedyś rozbudować w osobną KSIĘGĘ motyw nietolerancji. Nawet pomijając z konieczności zasłużony w tym zakresie wiek XX, można by znaleźć sporo równie atrakcyjnych afer, począwszy od mitów. Zresztą komu ja to mówię, autorowi wiersza o Marsjaszu?
Szkoda że nie masz telefonu*), bo będąc czasem w stolicy PRL mam ochotę ujrzeć Twoje oblicze. Zawsze mam nadzieję, że przynajmniej serce powie Ci o mojej obecności i że gdzieś zjawisz się niespodzianie, ale ha! jakże się mylę. W tym dramatycznym miejscu tyrady kartka się kończy.
Pa! W.
*) to taki aparat
******
[wczesna jesień 1984 roku?]
Pani Wielmożna
Och Pani,
Kiedy jesienna mgła okrywa jeziorne oczodoły swem kryształowym całunem, wszystko dyszy wprost zadumą – myśli me lecą ku Pani, Pani Wisławo, myśli dumne i nieskalane.
Powiało chłodem więc zwiedzałem ten urokliwy zakątek – jego pomniki przyrody (moreny denne i czołowe) oraz zabytki. W Suwałkach – mieście, ten oto monument, wzbudził mą uwagę i zadumę. Zrazu myślałem że to pomnik radzieckich Czołgistów – Ależ nie! W błędzie byłem. Wszak to nasza poetka M. Konopnicka, która tak zdecydowanie i odważnie piętnowała paskudny zwyczaj niemców – plucia Polakom w twarz.
Dziękuję najserdeczniej za pochlebne uwagi o moim poemacie. Ja też myślę, że jestem lepszy od mego Pana. On wszystko wydusza z siebie, a jak tak dusi to sinieje na twarzy, nogi mu stygną, a na karku wzbierają żyły – proszę mi wierzyć – duże jak karbunkuły.
A co tam u Wielmożnej Pani? Jak przeleciało lato??
Do nóg Pani padam
i niezmierne wyrazy uwielbienia ślę
oddany
Frąckowiak
P.S. Pan zasyła uniżoności.