Lovecraft pielgrzymuje do Bostonu
Przemyślenia

Lovecraft pielgrzymuje do Bostonu

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Zaskakująca publikacja autora niesprawiedliwie, jak się okazuje, kojarzonego wyłącznie z grozą i szaleństwem; jest to późne dzieło mistrza z Providence, napisane już po jego konwersji na posoborowy katolicyzm.

Geneza tej antologii jest urocza: pewnego dnia, jesienią 1963, posiwiały i zgorzkniały Lovecraft, z szyderczą intencją, chwycił za Kwiatki św. Franciszka; złośliwie zaśmiał się przy lekturze pierwszej strony; spoważniał po drugiej; przy trzeciej – płakał jak dziecko; czwartej już nie doczytał, tylko zerwał się z fotela i ruszył w pielgrzymkę pokutną do Bostonu. Bóg objawił się w połowie drogi, nalegając, by Amerykanin użył swojego talentu do popularyzacji Ewangelii (o tym wszystkim można przeczytać w przedmowie).

Opowiadania Lovecrafta oscylują wokół odwiecznych ludzkich trosk i zachowań; przepełnia je głęboka sympatia do człowieka i świata. W zbiorze znajdziemy między innymi historię chłopca przygotowującego się do pierwszej komunii świętej. Historię dziewczyny zakochanej w rok młodszym koledze, mającemu tylko baseball w głowie. Historię o przygotowaniach do złotych godów małżeńskiej pary, nie złamanej ani wiekiem, ani chorobą. I wreszcie, w dużym stopniu autobiograficzną, opowieść o niejakim Paulu jadącym rowerem do Pawtucket, któremu objawiło się oślepiające światło – opowieści wywołującej natychmiastowe skojarzenie z przypadkiem św. Pawła podróżującego do Damaszku.

Niektórzy miłośnicy Lovecrafta i wyznawcy mitologii Cthulhu będą robić wszystko, by zbojkotować sprzedaż tej książki. Faktem jest jednak, że przyzwoity historyk literatury nie może przeczyć ani jej istnieniu, ani jej humanistycznym walorom.

Czytaj również:

Papierowe kosmosy
i
Powstała z gazu i gwiezdnego pyłu Mgławica Pierścień oddalona o 2,3 tys. lat świetlnych od Ziemi; zdjęcie z teleskopu Webba.zdjęcie: ESA/Webb, NASA, CSA, M. Barlow (UCL), N. Cox (ACRI-ST), R. Wesson (Cardiff University)
Przemyślenia

Papierowe kosmosy

Przemysław Kordos

Literatury fantastycznej wydaje się dużo, jednak nie wszystko wydaje się warte czytania. Sprawdzamy zatem, kto dziś w niej trzyma się mocno.

Mamy w polszczyźnie piękne słowo „fantastyka”, które – co ciekawe – nie ma swojego odpowiednika w wielu językach. Jak parasol zbiera ono pod sobą różne typy literatury. Dwa najważniejsze to science fiction, inaczej fan­tastyka naukowa, zakorzeniona w XIX-wiecznym optymizmie związanym z rozwojem technologii, oraz fantasy – literatura wywodząca się z mitów i baśni. Oprócz tekstów pełnych, powiedzmy, robotów i rakiet lub smoków i magii mamy też pod parasolem fantastyki opowieści grozy, horrory, realizm magiczny czy historie alternatywne. Łączy je wszystkie obfite korzystanie z siły i bogactwa ludzkiej imaginacji, a także nieustanna potrzeba przekraczania jej granic. Fantastyka okazuje się przy tej różnorodności trudna do zdefiniowania. Jedyną spajającą ją cechą szczególną, co do której zgadza się większość krytyków i teoretyków, jest gest światotwórczy autora, czyli powoływanie do życia świata nienaśladującego, różniącego się od tego, który znamy, jakimiś – z braku lepszego określenia – nieistniejącymi elementami.

Czytaj dalej