Literatury fantastycznej wydaje się dużo, jednak nie wszystko wydaje się warte czytania. Sprawdzamy zatem, kto dziś w niej trzyma się mocno.
Mamy w polszczyźnie piękne słowo „fantastyka”, które – co ciekawe – nie ma swojego odpowiednika w wielu językach. Jak parasol zbiera ono pod sobą różne typy literatury. Dwa najważniejsze to science fiction, inaczej fantastyka naukowa, zakorzeniona w XIX-wiecznym optymizmie związanym z rozwojem technologii, oraz fantasy – literatura wywodząca się z mitów i baśni. Oprócz tekstów pełnych, powiedzmy, robotów i rakiet lub smoków i magii mamy też pod parasolem fantastyki opowieści grozy, horrory, realizm magiczny czy historie alternatywne. Łączy je wszystkie obfite korzystanie z siły i bogactwa ludzkiej imaginacji, a także nieustanna potrzeba przekraczania jej granic. Fantastyka okazuje się przy tej różnorodności trudna do zdefiniowania. Jedyną spajającą ją cechą szczególną, co do której zgadza się większość krytyków i teoretyków, jest gest światotwórczy autora, czyli powoływanie do życia świata nienaśladującego, różniącego się od tego, który znamy, jakimiś – z braku lepszego określenia – nieistniejącymi elementami.
Literatura fantastyczna, uprawiana wręcz masowo od kilku pokoleń, już dawno okrzepła i wpadła w koleiny konwencji: ogranych rekwizytoriów i utartych tropów. Obeznani z gatunkiem czytelnicy bez trudu wskażą inspiracje danego tekstu oraz zestawienia znanych im już motywów. Z drugiej strony autorzy chętnie łączą owe wypracowane konwencje w nowe konfiguracje. Pojawiają się utwory określane jako science fantasy oraz liczne inne mariaże gatunkowe, w obrębie których napotkamy kryminały, thrillery, romanse czy farsy albo powieści psychologiczne, obyczajowe bądź filozoficzne w fantastycznym sztafażu.
Świat tych tekstów mieni się zachwycającymi pomysłami i zaskakującymi przedstawieniami odmiennych rzeczywistości. Jednak równie łatwo można