Uważam, że kryzys jest niezbędny. Permanentny kryzys. Bo wtedy pojawia się pytanie o rozwój własny i zawodowy. To są pytania egzystencjalne, wręcz kwestie życia i śmierci. To jest niezbędne do osiągnięcia dobrej jakości tego, co robimy. Zadowolenie z siebie i osiadanie na laurach niszczą – przyznaje austriacki architekt Adolf Krischanitz, autor pawilonu Muzeum nad Wisłą, mający w dorobku projekty licznych przestrzeni wystawienniczych, m.in. Krischanitz pracuje głównie w Szwajcarii i Austrii należących – jak dodaje – do ostatnich krajów, w których można żyć z zajmowania się architekturą.
Zygmunt Borawski: Ciekawią mnie początki. Kiedy Pan postanowił być architektem?
Adolf Krischanitz: Już w najwcześniejszej młodości wyobrażałem sobie, że zostanę budowniczym. Później, po podstawówce, wyobrażałem sobie, że chcę zostać inżynierem. Chciałem, by to, co będę robił, było związane z budowaniem. Potem zacząłem studiować. Z czasem zrozumiałem, że właściwie to jestem architektem. Przy czym młodemu człowiekowi bardzo trudno ocenić, czy ma odpowiedni talent do zawodu architekta, czy nie. Bo nie można sobie w tak młodym wieku wyobrazić, co to oznacza.
No właśnie: brak wiary w talent, ciągłe pytania w głowie, czy się go ma, czy nie. To są wszystko dylematy, które prowadzą do kryzysu. Pan miewa kryzysy?
Miałem oczywiście najróżniejsze kryzysy. Mam je cały czas! Architekt operuje przecież, jeśli można tak powiedzieć, bardzo blisko życia człowieka. Takie