Woda – źródło i warunek wszelkiego istnienia. Jak woda buduje nasz świat?
Według najstarszych mitów z niej wyłonił się świat. Tkwi w niej dobroczynna i kreacyjna moc. Moc dawania i podtrzymywania życia. Oczyszcza i uświęca. Symbolizuje płodność. W kulturze ludowej wykorzystywana w praktykach magicznych i leczniczych. Zwracano się do niej czule i z szacunkiem: wodeńka, wodzinka, woduleczka, wodziczka, wodejka. Otaczana kultem i czcią. Często porównywana z żywą istotą: w ciągłym ruchu, trudno uchwytna. W przekazach ludowych potrafi współodczuwać z ludźmi. Ich ból jest jej bólem, ich radości – jej radościami. Powierniczka wstydliwych sekretów, świadkini miłosnych uniesień i upadków, niema towarzyszka życia. Z drugiej strony bywa kapryśna, mściwa, nierzadko bezwzględna – żąda ofiar, także w ludziach. Gdy świat schodzi na złą drogę, potrafi go zniszczyć. Występuje wtedy z brzegów rzek, zalewa plaże, podchodzi pod domy, wlewa się do piwnic, sięga do pierwszej, drugiej i trzeciej kondygnacji, zabiera krzesła, stoły, pamiątki rodzinne i poczucie bezpieczeństwa.
Chaos – kosmos
„Wody symbolizują całokształt wszelkich możliwości, są one fons et origo, macierzą każdej możliwej egzystencji” – pisze religioznawca Mircea Eliade w Traktacie o historii religii. Woda – symbol pierwotnej substancji. Woda – pełna zarodków, niepodzielna jedność. Podkreślmy za Eliadem: niezależnie od kultury, wody „[…] poprzedzają każdą formę i są u podłoża każdego stworzenia”. Dlaczego? „Woda ma dwie zasadnicze właściwości, które decydują o jej znaczeniu: jest bezkształtna i niezróżnicowana, i dlatego w tradycyjnych imago mundi może być ulokowana przed początkiem Kosmosu” – wyjaśnia folklorysta prof. Piotr Kowalski w Kulturze magicznej. Omen, przesąd, znaczenie.
Kosmosu jeszcze nie było, był chaos akwatyczny – brak form, bezład, pustkowie. Ciemność i bezmiar wód, nad którymi – czytamy w Księdze Rodzaju – unosił się duch boży. Z niezróżnicowanego chaosu boski kreator wydobywał kolejne składowe świata. Jak w wielu kosmogoniach, także w biblijnej akt nazywania jest tożsamy z aktem kreatorskim. Nazywam, więc stwarzam. Oznaczające i oznaczane stanowią jedność. Tamten tydzień był pracowity. Powstały światłość, ciemność, wody górne i wody dolne, ląd, roślinność, słońce, księżyc, gwiazdy, zwierzęta wodne, latające i lądowe, wreszcie człowiek. Ale na początku była amorficzna woda, to w niej tkwił potencjał wszelkiego istnienia. Z praoceanu, w mitologii egipskiej nazywanego Nun, wyłonił się jako pagórek – Atum, bóg stworzenia. Zgodnie z jedną z wersji słowiańskiego mitu kosmogonicznego bóg stworzył Ziemię z ziaren piasku wydobytych z dna kosmicznego morza. O pierwotnych wodach czytamy też w babilońskim eposie Enuma elisz. Na początku, zanim pojawił się czas, złączyły się wody Apsu i Tiamat. Apsu to pierścień słodkiej wody otaczający Tiamat – pierwotną otchłań, bezmiar chaosu. Praojciec i pramatka. Z ich burzliwego związku narodzili się bogowie: Lahmu i Lahamu, Anszar i Kiszar, a potem ich syn – Anu… Marduk, bóstwo opiekuńcze miasta Babilon, zabił Tiamat i z jej ciała stworzył ziemię i niebo. To koniec chaosu i początek świata.
Myli się ten, kto myśli, że raz ustawiony świat będzie trwał. Człowiek musi zaangażować się w jego trwanie. Jak? „Istotą wszelkich rytuałów jest odtworzenie wydarzeń, które miały miejsce na początku czasu” – pisze Eliade w Traktacie… Dalej cytuje on religioznawcę Gerardusa van der Leeuwa, który w Fenomenologii religii twierdzi, że „Ryt jest powtórzeniem odcinka pierwotnego. Czas pierwotny służy za model dla wszystkich czasów. To, co się ongiś stało, stale się powtarza. Wystarczy poznać mit, żeby zrozumieć życie”.
Cyklicznie woda niszczy wszelkie życie, co wcale nie oznacza – jak pokazują mity: od greckich przez sumeryjskie po majańskie – że definitywnie się ono kończy.
Koniec i początek świata
Prometeusza zgubiła miłość do ludzi. Dał im duszę. Podarował ogień. Nauczył ich pisać, liczyć, czytać niebo, uprawiać rolę, żeglować, a nawet przepowiadać przyszłość ze snów, lotu ptaków i głosów w przyrodzie. Gdy Prometeusz uznał, że ludzie są gotowi prowadzić samodzielne życie, usunął się w cień. Nie przewidział, że podopieczni bez jego kierownictwa zejdą na manowce. Będą gubić ich żądze, chciwość, pycha. Będą znieważać bogów, mieć ich za nic, deptać boskie prawa. Miarka się przebrała, gdy Likaon, król Arkadii, ugościł Zeusa ludzkim mięsem. Na Olimpie zadecydowano, że ludzki ród trzeba wytępić. Potop. Deszcze padały bez ustanku, rzeki wystąpiły z brzegów, woda zalała domy, nawet najwyższe góry, zniknęła granica między lądem a morzem, ludzie i zwierzęta daremnie ratowali się ucieczką. Ponad falami wystawał tylko jeden szczyt, Parnas. Po bezkresnym oceanie dryfowało chybotliwe czółno. W nim dwoje staruszków, Deukalion i Pyrra, przerażonych rozmiarami klęski, samotnych i niepewnych jutra. Jeszcze nie wiedzieli, jak doniosłe zadanie dostaną, że to oni, starzy i słabi, będą zaludniać Ziemię na nowo. Po dziewięciu dniach dopłynęli do Parnasu. Wody zaczęły opadać. Przed parą odsłonił się straszny widok: w szlamie leżały ludzkie i zwierzęce zwłoki, żadnej zieleni, bura breja po horyzont. Pierwotny, niezróżnicowany chaos, bez form i właściwości.
Dlaczego świat się skończył? Czy konieczne było zsyłanie kataklizmu na ludzkość? Może wystarczyłoby ostre upomnienie? Po co ta wielka woda? Motyw potopu co rusz przewija sięw tekstach kultury, także w obrazach popkultury. Stary świat musi zostać zniszczony, by mógł narodzić się nowy. Wraz z nim nowa ludzkość: dziecięca, szczera, ufna, posłuszna boskim prawom. Z czasem świat i ludzkość się zużyją i nadejdzie kolejny kataklizm. „Wody, rozkładając każdą formę i przekreślając wszelką »historię«, posiadają właściwość oczyszczenia, regeneracji i odrodzenia” – pisze Eliade w Traktacie… W planie symbolicznym zanurzenie się w wodzie można porównać do rytualnej śmierci, zaś wynurzenie z wody – do powtórnych narodzin. Sens tego wydarzenia zawiera się w jednym słowie – reintegracja. Ponowne scalenie. Jak podczas chrztu czy obrzędowych ablucji dokonywanych w trakcie zaślubin, np. w tradycji żydowskiej. Dzięki wodzie rodzi się nowy człowiek i nowy świat. Ale woda ma też swoje mroczne strony.
Topielce, wiły, mamuny
W jeziorach, rzekach i stawach żyją tajemnicze istoty: złośliwe, kapryśne, nieobliczalne.
Zawsze gotowe, żeby zaszkodzić ludziom, których mamią pieniędzmi i błyskotkami. Słodkim głosem zachęcają, by wejść dalej do wody, tu, na środek rzeki, krok, jeszcze jeden… Ofiara już nigdy nie opuści wodnej toni. Niekiedy istoty te zawędrują do miast i miasteczek, między ludzi. Przechadzają się po targach, jatkach, zaglądają do sklepów bławatnych, niby pytają o ceny. Zdradza je mokra plama na surducie, krople wody na brodzie, wilgotny ślad buta. Wyobraźnię ludową zamieszkują setki demonów wodnych. Choć są one różne, mają dwie cechy wspólne. Pierwsza to związek z księżycem. Gdy księżyc pojawia się na niebie, demony stają się wyjątkowo aktywne. Druga cecha to wspólne pochodzenie. Demony wodne powstają z dusz ludzi zmarłych gwałtownie i przedwcześnie. Takich, którzy nie przeszli przez wszystkie fazy życia, co skazuje ich na przebywanie w wiecznej potencjalności. To istotna cecha łącząca demony wodne z żywiołem wody. Ona także istnieje tylko w stanie potencjalności, jest – jeszcze raz podkreślmy – „zbiornikiem wszystkich zalążków”.
Jednym z najczęściej pojawiających się w wierzeniach ludowych demonów jest topielec. Żyje on na dnie jezior i rzek, według niektórych podań karmi się promieniami księżyca. Popularnością nie ustępują mu rusałki. Wyglądają jak młode, piękne dziewczęta. Dużo się śmieją, chętnie tańczą, zwłaszcza w czasie pełni. Kto wpadnie w objęcia rusałek, ten w najlepszym razie dostanie pomieszania zmysłów. Równie niebezpieczne są wiły: zsyłają ulewy niszczące zasiewy, podobnie jak rusałki zatańcowują ludzi na śmierć. Mamuny, sibiele, płaczki, marudy – to pochodzące z różnych regionów Polski określenia tego samego niebezpieczeństwa. Rodzi się dziecko, znajomi przychodzą je zobaczyć, chcą pozdrowić położnicę. Puka sąsiadka, jak jej nie otworzyć. Wystarczy sekunda, matka odwraca się, może sprawdza garnki na płycie. Wraca do kołyski, ale nie znajduje w niej swojego dziecka. Obezwładnia ją strach – już wie, że nie odwiedziła jej sąsiadka, że w kołysce leży „bękart” – ma wielką głowę, duży brzuch i ciągle płacze. W ludowej wizji świata pełno takich niebezpieczeństw, dlatego człowiek musi zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza gdy przekracza granicę – w przestrzeni, czasową, związaną ze zmianą statusu w społeczności.
Zmiany, przemiany
Tu jest ludzka ekumena, tam obszar sacrum. Dwa odrębne porządki, między nimi granica, nienależąca do żadnego z nich, która jednocześnie je spaja i rozdziela. Granicy nie można przekroczyć ot tak. Nie można przemieścić się między fragmentami przestrzeni o zupełnie innych właściwościach bez przygotowania i powodu. Potrzebna jest woda – medium przemiany. Przed wejściem do sanktuariów umieszczano w starożytnej Grecji, choć oczywiście nie tylko tam, naczynia z wodą. Gest przeżegnania się święconą wodą przed wejściem i wyjściem z kościoła również oznacza symboliczne wyzbycie się właściwości światów sacrum bądź profanum. Czym grozi pogwałcenie rytualnego porządku? Bogowie zakuli Heraklesa na rok w żelazo po tym, jak nieuprawniony wtargnął do Hadesu, by porwać stamtąd Cerbera. Żywi nie mogą zejść do piekielnych podziemi. Tu wstęp mają wyłącznie dusze zmarłych, tylko w asyście zrzędliwego i gburowatego starca Charona, mieszkańca nocy. Najpierw dusze muszą jednak przeprawić się przez rzeki: Acheront (rzeka boleści), największą z piekielnych rzek – Styks, Kokytos (rzeka lamentu), wreszcie Lete (rzeka zapomnienia). Kto napije się z Lete, ten traci pamięć. Rwie się ostatnia nić łącząca duszę z życiem. Odtąd będzie ona przebywać w zaświatach.
Co ciekawe, w mitologicznych opisach zaświatów również pojawia się woda. To nie jest jednak woda młoda i czysta. Cudowna, pochodząca ze źródła otaczanego kultem, jak w Dukli czy Gietrzwałdzie. Żadna to „woda życia”, aqua vitae, zdrój młodości. Nie ma ona uzdrawiającej mocy, nie leczy śmiertelnie chorych, nie przywraca młodości czy życia, nie przysparza nadludzkiej siły. Taka woda nie sprawia, że odrąbane kończyny przyrastają do ciała, jak czytamy w legendach i podaniach. Nie jest to wykorzystywana w ludowej terapii „woda nienapoczęta”, symbolizująca pierwotną substancję i mająca właściwości regeneracyjne. Ona „nie wchłonie” w siebie choroby. Nie można o niej pisać za Eliadem: „Taka woda leczy dlatego, że w pewnym sensie odtwarza akt stworzenia”.
Ta woda nie przywraca ludzkiej postaci zaklętym w kamień lub zwierzę. Bohater nie wyprawi się w dalekie krainy, by szukać jej źródła, ulokowanego najczęściej w miejscu mediacji, między niebem, ziemią i światem podziemnym: na szczycie góry, w zaklętym lesie, w magicznym ogrodzie. Nie będzie ryzykował życiem, walcząc ze smokami, wężami, demonami, które bronią do niej dostępu. Nie o takiej wodzie piszą bracia Grimm w jednej ze swoich baśni: gdy król był śmiertelnie chory, jedyną rzeczą, która mogła go uzdrowić, była woda żywota, jego trzej synowie zdecydowali się więc po nią wyruszyć. Tylko najmłodszy syn dotarł do celu, po drodze ratując z opresji urodziwą księżniczkę. Na dziedzińcu zaklętego zamku bohater znalazł studnię, z której nabrał wody żywota. Jego misja zakończyła się sukcesem, ponieważ miał czyste intencje i prawy charakter. Na dobrą, odżywczą wodę trzeba sobie zasłużyć, zaś na wodę w zaświatach jest się skazanym.
Jest ona zastygła i mętna. „Martwica” – jak złowieszczo określano ją w staropolszczyźnie. Wody Styksu są czarne i nieruchome. W sadzawce, a więc w znieruchomiałej wodzie, z rozkazu Olimpu miał spędzić wieczność Tantal. Ten okrutny król podjął raz bogów pieczenią przyrządzoną z ciała zabitego królewicza Pelopsa, za co Olimpijczycy przykładnie go ukarali. Tantal czuł pragnienie, ale gdy tylko sięgał po wodę, ona znikała. Już chwytał jabłko, by zaspokoić głód, gdy gałąź gwałtownie się odchylała. Wszystko to działo się w mrocznej scenerii Tartaru, w najgłębszych czeluściach podziemi, skąd teoretycznie nie ma powrotu. Wyjątkiem jest historia Anny In, opowiedziana przez jej wierną towarzyszkę życia Ninę Szubur.
W książce Olgi Tokarczuk Anna In w grobowcach świata, będącej uwspółcześnioną wersją sumeryjskiego mitu sprzed niemal czterech tysięcy lat, główna bohaterka zstępuje do krainy zmarłych. Anna In idzie na spotkanie ze swoją siostrą bliźniaczką. „Jedna drugiej ssała nos, tak były blisko. Trzymały się w kleszczach, tańczyły powoli w płodowych wodach, w tym ciemnymi ciepłym oceanie. Mózgi przędły wspólne nici, tkały z niego świat” – czy można wyobrazić sobie bardziej zachwycającą interpretację mitu kosmogonicznego? Potem siostrzeństwo umarło. Świat się podzielił. Już zawsze będzie on oparty na opozycjach: sacrum – profanum, góra – dół, lewa – prawa, męskie – kobiece, natura – kultura etc. Zawsze będą mu też towarzyszyć zmagania, by te podziały zasypać.
Anna In też chce przekroczyć ustalony porządek. Nieodłącznym elementem jej wędrówki po zaświatach jest woda. Bogini sunie w dół mokrymi korytarzami, brodzi w zimnej wodzie, do wody musi wrzucić święcące naszyjniki, kolorową czapkę i suknię – atrybuty górnego świata. Wszechobecna tu wilgoć niszczy formy: drewniane drzwi, poręcze i pomosty gniją, materiały tleją, porośnięte mchem kolumny tracą kontury. Totalny rozpad i chaos. To zaprzeczenie uporządkowanej ludzkiej ekumeny górnego świata. Gdzie kwitną ogrody i tryskają życiodajne źródła. Ta woda daje siłę, tamta ją odbiera. Niezależnie, jaka to woda, czy „dobra”, czy „zła”, z mitów, legend i baśni płynie wniosek, że każdej należy się szacunek. Wiedzieli o tym budowniczowie rzymskich łaźni w Bath, którzy na jednym ze zdrojowych budynków wyryli napis: „Najszlachetniejszym z żywiołów jest woda”. Kropka?
Korzystałam z następujących książek: Mircea Eliade, Traktat o historii religii (1966), Piotr Kowalski, Kultura magiczna. Omen, przesąd, znaczenie (2007), Jerzy Bartmiński, Słownik stereotypów i symboli ludowych. Kosmos, tom 1 (1999), Joanna i Ryszard Tomiccy, Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka (1975), Olga Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata (2007), Jan Parandowski, Mitologia (2006).