Media, którym można zaufać
i
Alan Rusbridger, zdjęcie: International Journalism Festival/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Przemyślenia

Media, którym można zaufać

Urszula Kaczorowska
Czyta się 9 minut

Alan Rusbridger przekonał bogatych, że dostęp do wiarygodnej informacji nie powinien być zarezerwowany dla elity. Każdy może czytać gazetę online za darmo, subskrypcja nie jest obowiązkowa. Dobrowolnych wpłat uzbierało się tak dużo, że „The Guardian” uniezależnił się od reklam.

Urszula Kaczorowska: Czy „The Guardian” zawdzięcza swoje istnienie mądremu biznesmenowi, który rozumiał, że dziennikarstwo to służba publiczna?

Alan Rusbridger: Punktem startowym było założenie, że gazeta nie powstaje po to, żeby zarabiać pieniądze – żeby się na niej dorobić. W ten projekt była też wpisana intencja, że jej właścicielem jest jedna rodzina. I to podejście udaje się utrzymać już 200 lat. To, że kwestią nadrzędna jest misja, ułatwia działanie. „Guardian” ciągle odgrywa rolę służby publicznej i jeszcze nikt się na nim nie wzbogacił. Nie ma takiej osoby jak udziałowiec, któremu trzeba obiecać 40% wzrostu przychodów w ciągu roku. De facto „Guardian” miał długie okresy w swojej historii, kiedy ciągle tracił. Ale zawsze znalazł się ktoś, kto go dofinansowywał.

Co kształtowało założyciela Johna Edwarda Taylora? Stosunek do pieniędzy?

Taylor założył „Guardiana”, bo wierzył, że społeczeństwo musi mieć dostęp do rzetelnych danych. Już wtedy – 200 lat temu – przekazywano dużo fałszywych informacji. Tym oficjalnym też nie można było wierzyć. Kierowało nim myślenie, że ktoś musi prowadzić szczerą dyskusję na podstawie dowodów i faktów. Oczywiście musiał zarobić pieniądze na wynagrodzenia,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Znajomy widok z okna
i
"Martwa natura z obrusem w kwadraty", 1915 r., Juan Gris; źródło: MET
Przemyślenia

Znajomy widok z okna

Jakub Mejer

„Warren wstał, podszedł do okna. Zatrzymał się i spojrzał w dół. Była taka pora roku, w której kalendarz był bezlitosnym sądem. To ona zmuszała Silvermanna do myślenia o tegorocznym sprawozdaniu finansowym, a Morrisseya o tegorocznych wynikach finansowych. Wszystkich tam na dole, których widział śpieszących się przez ulice, dociskały te same problemy – prywatne i służbowe – wynikłe ze zbliżającego się końca roku. Widział strumienie, utkane z małych postaci kobiet i mężczyzn, wyglądających jak wijące się mrówki, które, gdy zbliżały się do czerwonych świateł, zwalniały, a potem zatrzymywały się”.

Podobna historia

Widok z czwartego piętra przy ulicy Czerskiej jest z pewnością mniej atrakcyjny niż z 40. na Manhattanie, jednak, czytając The View from The Fourtieth Floor Theodore’a H. White’a, łatwo złapać się na podobieństwach, jakie łączą General American Publishing Corporation i sytuację współczesnej prasy – niektóre sceny są wręcz bliźniacze do wydarzeń, jakie w ostatnich latach zachodziły np. w najsłynniejszej polskiej gazecie codziennej. Tu też mamy dystyngowany flagowy tytuł – tygodnik „Trumpet” – który przez lata mówi ludziom, jak mają żyć i myśleć („Siedząc w tym biurze, możesz z lokalnego śmiecia zrobić narodowego wroga; ze zwykłego senatora kandydata na prezydenta. Możesz wziąć, pokazać cokolwiek, a kraj na to spojrzy i zacznie to naśladować”), ma własną rozgłośnię radiową, której wyniki u księgowego wywoływały „maksymalny, choć sterylny poziom entuzjazmu”, a jednocześnie cały czas traci pieniądze („Mimo iż to magazyny dały początek wydawnictwu i przez pokolenie obdarzały kierownictwo wagą, księgowy analizował je tak, jakby ich zaznaczone na czerwono wyniki były martwą tkanką”). Co prawda, amerykańskie wydawnictwo nie jest właścicielem sieci kin, ale za to zarabia m.in. na podręcznikach i pismach branżowych. Ich zyski przejada jednak flagowy tytuł.

Czytaj dalej