Są miłe dla oka, można się z nimi utożsamiać albo przerobić je na alegorię. Owce mają sporo wspólnego ze sztuką! Na ślepej ścianie kamienicy przy ul. Radzymińskiej 150 w Warszawie widnieje mural Człowieczy los grupy Twożywo. Przedstawia dwie figury; obie stoją jak ludzie, na dwóch nogach obutych w trzewiki, noszą czarne stroje, ale głowy mają zwierzęce. Mniejsza postać to uczłowieczona owca (a może baranoidalna istota ludzka?), niczym dziecko ufnie wyciągająca rękę do górującej nad nią drugiej figury, która mocno chwyta podaną dłoń i gdzieś małego owieczkoluda prowadzi. Wygląda na kogoś, kto wie, dokąd idzie. Ma głowę wilka. W tle widnieje tekst „Człowieczy los” napisany tak, że dostrzegamy kryjącą się w nim inną frazę: „los owiec”. Nie potrafię policzyć, ile razy widziałem ten mural, od kiedy został odsłonięty w 2010 r. Tym bardziej nikt nie zliczy wszystkich tych, którzy go od tamtego czasu oglądali. Radzymińska to nie jest pierwsza z brzegu ulica. Leży na trasie między śródmieściem stolicy a centrum handlowym. Ktoś powie: i cóż w tym nadzwyczajnego, centrów handlowych jest bez liku i wszystkie drogi prowadzą do któregoś z nich. Owszem, ale nie w każdym znajduje się skandynawski supermarket meblowy. W okolicach Warszawy działają dwie takie placówki. Można powiedzieć, że ludność miasta podzielona jest na dwie części. Różnica między nimi polega na wyborze jednego z dwu sklepów meblowych. Jest to, powiedzmy sobie szczerze, różnica tak mała, jakby nie było jej wcale, bo przecież oba są identyczne i oferują dokładnie taki sam asortyment. W grę wchodzi jedynie topografia: do jednego sklepu jeździ się aleją Krakowską, do drugiego – właśnie ulicą Radzymińską. Należę do tych, którym bardziej po drodze jest ta druga trasa. Mural ogląda się, jadąc z powrotem, raczej z okna samochodu lub autobusu niż z chodnika, bo kto by chodził na piechotę wzdłuż Radzymińskiej, która na tym odcinku jest już nie tyle ulicą, ile wielopasmową wylotówką.
Jeżeli stanie się na czerwonym świetle, to jest chwila, żeby patrząc na mural, zadumać się nad człowieczym losem. I nad losem owiec. Fakt, że rozważania te snute są w drodze powrotnej z centrum handlowego, nadaje im specyficzny ton – melancholijny, nawet fatalistyczny; w końcu mówimy tu o kwestiach losu. W każdym razie ja tak mam. Na zakupy jadę napędzany apetytem i wydaje mi się, że jestem istotą sprawczą (która zaraz coś sobie sprawi). Staję się wilkiem, który złapał trop, drapieżnikiem na polowaniu. W drodze powrotnej wpadam jednak w nastrój refleksyjny i czuję się raczej trybikiem w jakiejś wielkiej maszynie niż panem swojego losu. Kiedy patrzę na twarze kierowców stojących ze mną na światłach, mam wrażenie, że nie jestem w tych odczuciach osamotniony. Czy widzę oblicza owiec? Czy jedno z nich dostrzegam w lusterku? Ależ skąd, nie mam halucynacji, po wizycie w markecie nie zwidują mi się owce –