Przepis na to, jak zmieścić 24 godziny w 48 sekundach, czyli sprawić, by czas stał się dla nas nieskończenie elastyczny. Ćwiczyć można choćby w windzie.
Nazywał się Baudru i ci, którzy go nie lubili, nazywali go Baudru. Dowodzi to, że najlepszym sposobem wyrażenia swej pogardy wobec kogoś, jest nazywanie go jego własnym nazwiskiem. A więc Baudru. Baudru był młodszym księgowym w U.R.T. – anonimowym towarzystwie ubezpieczeniowym o ograniczonym kapitale i ograniczonej odpowiedzialności, założonym w 1835 r. przez Lamberta i Schwarza i zajmującym całe dwa piętra biur.
Posada ta zmuszała go do kupowania raz na dwa lata dwurzędowego ciemnopopielatego garnituru, do noszenia przez okrągły rok ciemnego krawatu o niewyraźnych wzorach i szarego kapelusza. Koleje losu sprawiły, że opuścił rodzinny dom w La Garenne-Colombes i zamieszkał na ósmym piętrze wieżowca w La Garenne-Bezons. Długo musiał się przyzwyczajać. Przez okrągły tydzień praca od 8–12, od 12–13 stołówka, powrót do pracy o 13 i tak do 18, o 18.10 autobus, o 18.25 półtorej bagietki w piekarni, o 18.30 winda, o 18.34 siusiu, kapcie z pomponami, gazetka i do łóżka!
8 listopada 1971, w dniu swoich 43. urodzin, Baudru, wchodząc do windy, zrobił w ciągu paru sekund zaskakująco porządny, jak na tak krótki czas, rachunek sumienia i wyciągnął z niego myśl