Modlitewnik do przewidywania przyszłości
i
ilustracja: Igor Kubik
Przemyślenia

Modlitewnik do przewidywania przyszłości

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Średniowieczne modlitewniki to stosunkowo rzadkie i cenne skarby. Weźmy liczący tysiąc lat Kodeks Gertrudy, łączony z osobami żon i córek pierwszych Piastów. Skarbem polskiej kultury jest trójjęzyczny Psałterz floriański wykonany pod koniec XIV w. prawdopodobnie dla królowej Jadwigi. Uczy się o nim w szkołach, jednakże ostatnio najgłośniej było o tej księdze, gdy ktoś wypatrzył na jej kartach ilustrację z postacią przypominającą skrzyżowanie mistrza Yody i Nosferatu.

Z kolei za unikatowy skarb całej kultury europejskiej uważa się Bardzo bogate godzinki księcia de Berry, mające jakieś 600 lat. Pełne są przepięknych ilustracji w żywych kolorach (zgodnie z buńczuczną nazwą), w tym miniatur z życia arystokratów i ich poddanych. Pokazują także – rzecz niesłychana – ogólną anatomię człowieka w relacji ze… znakami zodiaku związanymi z danymi częściami ciała. Rzecz znacznie odbiegająca od kościelnych hymnów, wersetów z Biblii, psalmów i zdrowasiek stanowiących istotę modlitewników.

Nawet jednak Bardzo bogate godzinki księcia de Berry nie są tak osobliwe jak tzw. Modlitewnik Władysława Warneńczyka.

Zapomniany jagielloński skarb

Odkryty został w roku 1893 w oksfordzkiej Bodleian Library za sprawą polskiego historyka i bibliotekarza Józefa Korzeniowskiego – naukowca z krakowskiej Akademii Umiejętności. Natrafiwszy na tajemniczy modlitewnik, uznał, że ma w rękach prawdziwy skarb polskiej kultury. Dlaczego polskiej, skoro napisano go łaciną pełną niemieckich naleciałości? Po pierwsze, na miniaturach księgi widać białego orła w koronie umieszczonego na czerwonym polu. Po drugie, obok godła pojawia się postać króla bądź księcia, królewicza. Modlitwy umieszczone w księdze pisane są w imieniu tegoż i wiadomo, że ma na imię Władysław.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na podstawie badań pisma można było przyjąć, że księga powstała w latach 1400–1430. Orzeł przypominał te używane przez Jagiellonów. A jaki młody Władysław był w pierwszej połowie XV stulecia najpierw księciem, a potem królem? Władysław II, po swojej śmierci w bitwie pod Warną (1444) nazywany Warneńczykiem.

To jednak okazała się zaledwie część tajemnicy – i to najmniej osobliwa. Bowiem chrześcijańskie modlitwy podane w księdze są zaledwie wstępem do tego, co opisano dalej. Władysław wzywa bowiem anioły, aby przyniosły mu oświecenie i dar czytania przyszłości… w krysztale. Jest to więc w istocie podręcznik magiczny, księga krystalomanty!

Ezoteryczny Kraków

Krystalomancja to magiczna technika, stosowana od starożytności, polegająca na wpatrywaniu się w kryształy, szklane kule, zwierciadła itp. w poszukiwaniu wizji mających odpowiedzieć na dręczące nas pytania. Kościół oczywiście traktował takie praktyki podejrzliwie, jednak przymykał na nie oko, zwłaszcza jeśli towarzyszyło im przywoływanie Jezusa, Maryi i aniołów, a przygotowanie do rytuału wymagało spowiedzi i postów.

Ze słynnych historycznych krystalomantów łączy się z Polską angielskiego alchemika Edwarda Kelleya. Odwiedził on Rzeczpospolitą wraz z okultystą i szpiegiem Johnem Dee. Przyjęto ich nawet na polskim dworze królewskim. Działo się to jednak za rządów Stefana Batorego, a więc prawie półtora wieku po śmierci Władysława Warneńczyka!

Pytanie, czy ów młody Jagiellon mógł zetknąć się z krystalomancją w swojej epoce? Jak najbardziej. W Akademii Krakowskiej funkcjonowała katedra astronomii i astrologii. Alchemią i kabałą parało się wielu żydowskich uczonych, którzy znaleźli się nad Wisłą. W czasach jagiellońskich przyjeżdżali do Krakowa wolnomyśliciele z całej Europy, np. Włoch Kallimach, wychowawca Jagiellonów i sekretarz Kazimierza Jagiellończyka – brata i następcy Warneńczyka. Później, na przełomie XV i XVI w. miał nawet w Krakowie studiować sławetny Johann Georg Faust.

To ostatnie oczywiście działo się już po śmierci Warneńczyka. On sam mógł się zainteresować magią w sposób jeszcze bardziej oczywisty niż przez kontakt z alchemikami – przez osobę swego ojca: Władysława Jagiełły!

Czech mag

Jagiełło znany był jako człowiek bardzo zabobonny. Jego astrologiem został Henryk Bohemus (czyli Czech). Zaufany mag stawiał horoskopy synom władcy, m.in. właśnie Warneńczykowi. A kiedy w 1429 r. Bohemusa oskarżono o stosowanie krystalomancji (w celu wynajdowania skarbów w ziemi!) oraz – co ważniejsze z punktu widzenia kościelnych oskarżycieli – o posiadanie zabronionych ksiąg służących do przywoływania demonów, władca stanął w obronie swego ulubieńca.

Przy okazji procesu Czecha pojawiły się nazwiska także innych uczonych, znajomych Henryka parających się podobnymi praktykami: Nicolausa Hinczonisa, Monaldusa z Luki i Stanisława Jana z Kazimierza. Kto wie, czy ich seansom nie przyglądał się z ciekawością sam król…

W tej sytuacji od razu narzuca się pytanie: a może to nie Warneńczyk był pierwszym właścicielem modlitewnika, tylko inny Władysław – Jagiełło? Któż lepiej by się do tego nadawał, jak nie mecenas krystalomanty oskarżanego przez Kościół?

Zdaniem historyków to możliwe, że księgę napisał Bohemus dla Jagiełły, a następnie odziedziczył ją Warneńczyk. Niewykluczone, że zabrał ją nawet ze sobą w feralną wyprawę wojenną i to z Bałkanów trafiła na Zachód. Wiadomo, że tam tułała się po rozmaitych kolekcjach (np. kilkakrotnie zmieniała właścicieli we Francji, którzy już wtedy podejrzewali, że wcześniej należała do jakiegoś polskiego władcy), aż w XVIII w. trafiła do Bodleian Library za sprawą jej bogatego sponsora Richarda Rawlinsona.

Czyżby więc księga znana jako Modlitewnik Władysława Warneńczyka powinna być raczej nazywana Modlitewnikiem Władysława Jagiełły?

Trzeci Władysław

Tu jednak pojawił się dla badaczy nielichy problem. Oto po wnikliwych analizach okazało się, że jedna z ilustracji z modlitewnika, przedstawiająca Matkę Boską z Dzieciątkiem, jest kopią miedziorytu Martina Schongauera z lat… 70. XV w. A zatem z czasów, gdy i Jagiełło, i Warneńczyk, nie żyli już od kilku dekad.

W tej sytuacji pojawiło się przypuszczenie, że księgę wykonano dla Władysława Jagiellończyka, bratanka Warneńczyka i niedoszłego króla Polski – za to monarchę Czech i Węgier. Zapisał się w historii jako władca dość kiepski: ani nie odniósł większych sukcesów, ani nie zginął w żadnej walnej bitwie… Owszem, miał astrologów. Poza tym badania pisma wskazywały jednak na epokę Jagiełły i Warneńczyka. Jak jednak poradzić sobie ze sprawą zbyt późnej – jak na ich czasy – ilustracji w modlitewniku? Może po prostu została dodana, gdy ten trafił w ręce Władysława Jagiellończyka. Byłby wtedy księgą wykonaną na polecenie Jagiełły, odziedziczoną przez Warneńczyka, a następnie przejętą przez Jagiellończyka.

Ciekawe, czy Bohemus, patrząc w szklaną kulę, przewidział, ile kłopotów sprawi historykom podręcznik Jagiellonów do krystalomancji…

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

Czytaj również:

Manuskrypty z Timbuktu
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Manuskrypty z Timbuktu

Adam Węgłowski

Najstarsze informacje o naszym państwie Piastów, państwie Mieszka I, pochodzą od Ibrahima Ibn Jakuba, który w roku 965 pojawił się na Słowiańszczyźnie. Był to Żyd z Półwyspu Iberyjskiego wysłany przez Maurów na wschód Europy. Trochę kupiec, trochę szpieg, trochę podróżnik. Państwa Mieszka wprawdzie osobiście nie odwiedził, ale informacje o nim zebrał w Pradze.

Jego opowieść znamy z XI-wiecznej Księgi dróg i królestw andaluzyjskiego geografa Abu Abdullaha al-Bakriego. Nie zachowała się oryginalna relacja samego Ibn Jakuba, a przynajmniej nic o tym nie wiemy. Ciekawe, że jest pewne miejsce, gdzie mogłaby przetrwać jej kopia i nawet byśmy się nie zorientowali. To dalekie, afrykańskie pustynne Timbuktu.

Czytaj dalej