Moja Gaja Moja Gaja
i
kolaż, zdjęcie: NASA
Przemyślenia

Moja Gaja

Mikołaj Golachowski
Czyta się 14 minut

Czasem mówimy o niej z rozczuleniem, słowami Edwarda Stachury, że „toczy, toczy swój garb uroczy”. Czasem, z większym patosem, ale też bardziej adekwatnie, nazywamy ją Matką Ziemią.

Pierwszy raz zobaczyliśmy ją na sławnym zdjęciu Earthrise (z ang. Wschód Ziemi) wykonanym 24 grudnia 1968 r. przez Williama Andersa z misji Apollo 8. Nie było to pierwsze zdjęcie Ziemi w historii, ale pierwsze kolorowe, dzięki czemu widać, jak niesamowicie jej żywe barwy kontrastują z szarą i martwą powierzchnią Księżyca. Wygląda na nim pięknie i krucho. O tym, jaka jest wielka, osobiście przekonałem się, płynąc po raz pierwszy statkiem na Antarktydę.

Rowerem na Antarktydę

Podróż z Gdyni na mroźny koniec naszego świata (w niezbyt dosłownym sensie, wszak kula nie ma żadnego krańca) trwała 40 dni. Nasz statek płynął z prędkością około 12 węzłów, czyli 12 mil morskich na godzinę. Z kolei mila morska to jednostka odległości stosowana w nawigacji żeglarskiej oraz lotniczej i wynosi tyle, w przybliżeniu, co długość odcinka południka odpowiadająca jednej minucie kątowej koła opisującego całą naszą planetę –1852 m. Innymi słowy płynęliśmy z prędkością około 20 km/h, czyli tak, jakbyśmy na Antarktydę jechali na rowerze.

W czasie tej samej podróży zobaczyłem, że rzeczywiście jest okrągła. To była jedna z tych rewelacji, które na własny użytek nazywam „idiotycznymi odkryciami”, czyli czymś, na co byśmy natychmiast sami wpadli, gdybyśmy się odrobinkę zastanowili. Jakoś tak blisko połowy rejsu zaczęliśmy dostrzegać, że księżyc wygląda trochę dziwnie. Na początku trudno było zrozumieć, o co chodzi, poza tym przez długi czas mogliśmy widzieć tylko jego kawałek. Ale już za równikiem była pełnia i faktycznie – jakaś inna niż ta, którą znamy. A potem w trakcie którejś z wieczornych imprez jeden z kolegów stanął w rozkroku, wypiął zadek w kierunku naszego ulubionego satelity i spojrzał między własnymi nogami. No i rzeczywiście – teraz księżyc był „do góry nogami”, co jest przecież oczywiste, biorąc pod uwagę kształt naszej planety i to, gdzie teraz byliśmy. Ale co innego móc to wymyślić, a co innego wreszcie zobaczyć.

Płaska, pusta albo z sutkiem

O tym, że Zi

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kochaj i chroń Kochaj i chroń
Ziemia

Kochaj i chroń

Stas Bartnikas

Stas Bartnikas uważa Matkę Naturę za największą artystkę, siebie zaś widzi jako kronikarza jej twórczości. Ponieważ zdjęcia wykonuje z pokładów awionetek, dociera w odległe, niedostępne pieszo miejsca. Patrzy na nie z wyjątkowej perspektywy, przez co jego zdjęcia zaskakują, zbijają z tropu, oszałamiają. Fotograf sądzi, że obrazy przedstawiające piękno Ziemi mogą wywołać głębokie uczucia: miłości, podziwu i szacunku dla przyrody. Ukazywanie tego piękna stało się jego misją, bo wierzy, że ludzie chronią to, co kochają.

Czytaj dalej