Monolog o tym, jak łatwo stać się ziemią
i
zdjęcie: Andrzej Karoń/Flickr (CC BY 2.0)
Opowieści

Monolog o tym, jak łatwo stać się ziemią

Swietłana Aleksijewicz
Czyta się 10 minut

Radziecki chemik dostaje z komendy uzupełnień wezwanie na ćwiczenia. Już w drodze dowie się, że jedzie tam, gdzie dwa miesiące wcześniej wybuchł reaktor jądrowy. Przedstawiamy fragment książki Czarnobylska modlitwa.

Prowadziłem dziennik…

Starałem się zapamiętać tamte dni… Było wiele nowych doznań. No i strach oczywiście… Wyrwaliśmy się w nieznane, jak na Marsa… Pochodzę z Kurska, niedaleko nas w sześćdziesiątym dziewiątym roku zbudowano elektrownię atomową. W mieście Kurczatow. Z Kurska jeździło się tam na zakupy. Po kiełbasę. Bo atomowców zaopatrywano według najwyższej kategorii. Zapamiętałem wielki staw, w nim łowiło się ryby. W pobliżu reaktora… Po Czarnobylu często to wspominałem… Teraz coś takiego jest niemożliwe…

No więc było tak: wręczają mi wezwanie, a ja jako człowiek zdyscyplinowany tego samego dnia stawiam się w komendzie uzupełnień. Komendant kartkuje moją „sprawę”. „Ani razu – mówi – nie byłeś na ćwiczeniach. A tutaj potrzeba chemików. Nie chciałbyś pojechać na dwadzieścia pięć dni na obóz pod Mińsk?”. Pomyślałem, czemu nie odsapnąć trochę od rodziny, od pracy… Trochę sobie pobiegam na świeżym powietrzu. Dwudziestego drugiego czerwca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku o godzinie jedenastej z ubraniami, menażką i szczoteczką stawiłem się w miejscu zbiórki. Zdziwiło mnie, że było nas trochę za dużo jak na czas pokoju. Przemknęły przez głowę jakieś wspomnienia z filmów wojennych.

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Niebieski gumowy czepek
i
zdjęcie: Jeffrey Hamilton/Unsplash
Opowieści

Niebieski gumowy czepek

Kateryna Babkina

Nina nie rozumie rytuału, któremu co rok poddaje ją matka. Ale gdy dorasta do niebieskiego czepka, trafia na basen, gdzie doświadcza dziwnej kąpieli…

Co roku, odkąd Nina cokolwiek pamięta, kilka dni po Bożym Narodzeniu, kiedy prawie jeszcze były ferie, choć faktycznie już nie, wieczorem mama wyciągała z antresoli niebieski gumowy czepek i naciągała go Ninie na głowę. Najpierw głowa Niny wchodziła w czepek cała, po brodę, potem czepek zakrywał już tylko nos, wreszcie jedynie zsuwał się na oczy. W dotyku czepek był gładziutki, jak skóra delfina, którego Nina pogłaskała po spektaklu w sewastopolskim delfinarium, kiedy w lecie mama za radą babci woziła ją nad morze, a w uszach, zakrytych czepkiem, szumiały dalekie, niewidoczne fale.

Czytaj dalej