W 1998 r. Gus Van Sant nakręcił Psychola, czyli remake Psychozy Alfreda Hitchcocka. Ujęcie po ujęciu, niemalże jeden do jeden – tyle, że w kolorze. Wyszła mu zarazem prawdziwa katastrofa, jak i jeden z najciekawszych projektów w historii kina. Bo Psychol to przede wszystkim dobra lekcja X muzy. Nie znajdziemy wielu lepszych dowodów na to, że filmy nie są zaledwie kombinacjami danych, które da się zaprotokołować i potem dowolnie odtworzyć. Na przykładzie Psychola można uczyć, że reżyseria nie polega na prostym zrealizowaniu zapisanego w scenariuszu schematu; że reżyser kreuje sensy również na poziomie – dajmy na to – castingu. Można też szukać tu dowodu na potwierdzenie tezy, iż geniusz jest czymś niemierzalnym; czymś, co funkcjonuje między słowami i między liczbami. Twórcy dokumentu 78/52 postanowili ów geniusz odnaleźć, albo chociaż zrozumieć.
Tytuł filmu Alexandra O. Philippe’a odnosi się do 78 ustawień kamery i 52 cięć montażowych, jakie złożyły się na słynną hitchcockowską scenę pod prysznicem. W pewnym sensie Philipe robi to samo, co Van Sant 20 lat temu: rozkłada oryginał na części w poszukiwaniu sedna tajemnicy. Zbiera w tym celu grono specjalistów-entuzjastów, a więc aktorów, reżyserów i rozmaitych znawców kina, by razem z nimi rozwiązać zagadkę Psychozy. Wśród osób wypowiadających się tu do kamery jest nawet montażystka Amy E. Duddleston, która pracowała z Van Santem. Tyle, że – jeśli jej wierzyć – projekt Philippe’a wydaje się skazany na niepowodzenie. Montażystka Psychola sama przyznaje się bowiem do porażki. Opowiada, że kiedy zmontowała dla Van Santa wierną wersję pamiętnej sceny prysznicowej, poczuła, że „to nie to”. Wsteczna inżynieria nie zadziałała, nie dało się ponownie złapać błyskawicy w butelkę, czar prysł. Philippe próbuje mimo to.
78/52 może wydawać się ciekawostką, która zainteresuje tylko i wyłącznie hardkorowych fanów Hitchcocka, takich, którzy z chęcią obejrzą scenę pod prysznicem choćby i 78×52 razy, najlepiej w zwolnionym tempie, analizując pod lupą każdą klatkę filmu. Jednym z lejtmotywów dokumentu jest zresztą akt przewijania: nie ma zatem wątpliwości, że Philippe i jego rozmówcy to właśnie owi hardkorowcy, raz za razem wciskający guzik „rewind”. Na szczęście, 78/52 nie jest hermetycznym filmoznawczym referatem. Philippe nie głosi wykładu dla wtajemniczonych: najpierw wprowadza w temat osoby nieobyte z filmografią klasycznego reżysera, a potem dopisuje ciekawe konteksty z każdej możliwej strony: od anegdot zza kulis przez skrupulatną analizę audiowizualnej materii po sugestywnie nakreślone tło obyczajowe. Zamiast naukowego chłodu czuć raczej pasję osób (m.in. Elijah Wooda, Guillerma del Toro, Danny’ego Elfmana czy Jamie Lee Curtis), które razem z dokumentalistą opowiadają o Psychozie. Ich pasja się udziela.
Tym bardziej, że Philippe nie tylko wykorzystuje swoich rozmówców do opowiedzenia o Psychozie, ale wykorzystuje też Psychozę do opowiedzenia o świecie. Dlatego jeśli idea dokumentu, w którym grupa (głównie) mężczyzn ogląda w kółko scenę szlachtowania roznegliżowanej panienki, wyda wam się czymś śliskim, to niesłusznie. 78/52 nieprzypadkowo otwiera cytat z Edgara Allana Poe’go: „nie ma nic piękniejszego niż śmierć pięknej kobiety”. Philippe nie podchodzi do tych słów czołobitnie, zamyka je w cudzysłów i traktuje jako punkt wyjścia do dyskusji. Jego rozmówcy problematyzują Hitchcockowską perwersję, wspominają o stopniowej marginalizacji kobiet w Hollywood, w jednej ze scen filmu dostrzegają reprodukcję przedstawiającą biblijną Zuzannę w towarzystwie starców (czyli roznegliżowaną dziewczynę na pastwie dwóch oblechów). Nie jest to może manifest #metoo, ale Philippe zachowuje czujność na wewnętrzne sprzeczności i napięcia procesu kreacji/recepcji dzieła filmowego.
Owa chęć rozpoznawania i rozplątywania supłów znaczeń to chyba największy atut jego dokumentu. Film pokazuje, jak białe kafelki filmowej łazienki łączą się z końcem amerykańskiej niewinności na początku lat 60., swobodnie przeskakuje między zabawną anegdotą o dźwiękowcu szlachtującym melona a zjawiskiem eskalacji ekranowych wizerunków przemocy. W hitchcockowskich ujęciach z ptasiej perspektywy odnajduje sugestię boskiego milczenia, a w kolistym ruchu skupionej na oku kamery – spiralę Drogi Mlecznej. 78/52 zabiera nas w fascynującą podróż od cięcia montażowego do metafizyki i z powrotem, pokazując, jak konstytuuje się sens w kinie, w sztuce, w życiu. Godard powiedział, że kino to prawda 24 klatki na sekundę, Haneke – że to kłamstwo w służbie prawdy. Philippe skrupulatnie przygląda się zainscenizowanemu w owych 24 klatkach morderstwu i pokazuje że, gdy umiera Marion Crane – a wraz z nią, prawda bądź kłamstwo – to zarazem coś się rodzi. Do kina chodzimy, by usłyszeć krzyk tego noworodka.