
Wielu wybitnych pisarzy i pisarek opisywało surowe, pełne przemocy życie na amerykańskim Południu. Ale z nich nie robił tego tak dosadnie jak Harry Crews, autor wydanej niedawno po polsku autobiograficznej książki O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii.
Na ramieniu miał wytatuowaną trupią czaszkę i słowa: „How do you like your blue-eyed boy, Mr. Death?” („Czy lubi pan swoich niebieskookich chłopców, Panie Śmierć?”, tłum. Artur Międzyrzecki). Cytat z wiersza Buffalo Bill E.E. Cummingsa Harry Crews testował na własnej skórze. Wychowując się wśród świń, krów i mułów, patrzył na śmierć od dziecka. „Przeżyć to już dostateczny triumf” – powiedział kiedyś. Jego wspomnienia, które ukazały się niedawno po polsku pt. O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii, jawią się jako starcie dwóch żywiołów. Pierwszy to huragan nędzy na amerykańskim Południu lat 30. XX w., drugi – powódź alkoholu i przemocy przelewającej się przez dom pisarza.
„Zawsze wystarczył jeden cios, zadany zręcznie, z ogromną wprawą, i świnia padała trupem. Wtedy wuj przechodził z obuchem do kolejnej i też ją okraczał. Jakoś nie wydawało się, żeby świniom przeszkadzało, że wokół ściele się trup ich towarzyszek, wciąż zapamiętale się zażerały. Nie wadziło im nawet, kiedy któryś z moich kuzynów zaraz po ciosie obuchem podchodził do powalonej świni i podcinał jej gardło długim nożem rzeźnickim, ostrym jak