Tytułowy mur, choć niewidzialny, jest wyjątkowo nieprzenikliwy.
Wznosi się wszędzie tam, gdzie istnieją mniej lub bardziej radykalne różnice – etniczne, religijne albo polityczne. I gdzie nie umiemy z tymi różnicami żyć, bo nie widzimy w kimś, kto jest inny, człowieka posiadającego jakąś osobistą historię, złożone motywacje, sieć uzasadnień własnych wyborów i decyzji. Widzimy w nim wyłącznie wroga.
Nie kogoś, kto się myli, nie kogoś, kto tkwi w błędzie albo kto po prostu świat pojmuje odmiennie, tylko kogoś, kto uosabia błąd, kto jest wcielonym chaosem, osobowością nieodwołalnie skażoną, niegodziwą i podłą.
***
Nietrudno się domyślić, że przy takich parametrach przemoc pojawia się niejako naturalnie. Bo przecież ona w ogóle jest naturalna. Nie trzeba się o nią starać. Przynależy do historii naszego gatunku od zarania dziejów. Oddychamy nią jak powietrzem.
Problem polega tylko na tym, że – może właśnie ze względu na jej wszechobecność, a może pomimo tej wszechobecności – przemoc pozostaje przed nami starannie ukryta, o ile sami nie padamy jej ofiarą. Wtedy rozpoznajemy ją bez trudu. Jednak kiedy ją stosujemy, wymyka się nam do ostatniej chwili. Że w ogóle mieliśmy z nią do czynienia, dowiadujemy się zazwyczaj post factum. Kiedy już nie da się odwrócić jej opłakanych skutków. I kiedy sami się dziwimy i nie możemy zrozumieć: jak to się właściwie stało, jak do tego wszystkiego doszło?
Nie możemy zrozumieć, bo wcześniej mieliśmy graniczące z pewnością poczucie, że przemoc stosują zawsze i tylko inni. My – nigdy i w żadnym razie. My zawsze dostrzegamy granice, których nie należy przekraczać. My jesteśmy szlachetni, reprezentujemy dobro, piękno i prawdę. I światło. W porządku moralnym stoimy wyżej. Nienawiść – to uczucie jest nam fundamentalnie obce.
W przeciwieństwie do tamtych. Oni nie cofną się przed niczym. Nie mają żadnych zasad. Żadnych świętości. Żadnych uczuć. No, może poza nienawiścią. To uczucie znają doskonale, wypełnia ich bowiem bez reszty.
Dlatego musimy z nimi walczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Wyjątkowe sytuacje domagają się wyjątkowych rozwiązań. Nie czas na cywilizowane dyskusje, nie czas na próby rozumienia, nie czas na rachunek sumienia, nie czas na zastanawianie się nad własnymi słabościami i wadami, nie czas na przyglądanie się własnym ograniczeniom, własnym błędom, własnym niepokojącym odruchom. Nie czas na ślepe trzymanie się reguł i standardów. Przeciwnik ich przecież nie stosuje, nie zna żadnych standardów, żadnych nie uznaje. Dlaczego zatem my mielibyśmy zachowywać się inaczej?
(Dlaczego mielibyśmy się od niego różnić?)
***
Tak właśnie uruchamia się spirala, która może doprowadzić do nie wiadomo czego.
A może – niestety – wiadomo.