Zostać dostrzeżonym i uznanym – o tym marzą nasi bohaterowie, mieszkańcy królestwa grzybów. Zawdzięczamy im wiele, a mimo to nie doceniamy ich należycie.
Szkolne konkursy talentów zawsze wywoływały u mnie mieszankę sprzecznych emocji. Z jednej strony umożliwiają zaprezentowanie się, co dla dzieciaków może być zachętą do rozwoju i podążania za marzeniami. Z drugiej – rodzice często traktują takie wydarzenia jako szansę na wystrzelenie swoich pociech na orbitę celebryctwa, czego oczywiście nie pochwalam. Tym razem jednak nie zaprzątałem sobie głowy rozterkami, ponieważ otrzymałem zaproszenie do zostania jurorem konkursu organizowanego w Szkole Podstawowej nr 7 im. Prawdziwych Prawdziwków. Nie pytajcie, proszę, dlaczego. Wystarczy powiedzieć, że mam szerokie znajomości. Pani Piestrzenica Kasztanowata, dyrektorka szkoły, rozpoczęła ceremonię. Zasiadłem więc pośród widowni z wytężonymi zmysłami.
Na scenę wyszedł niewielki, stalowoniebieski owocnik. Nieśmiało zbliżył się do mikrofonu i nerwowo próbował dopasować go do swojego wzrostu.
– To mój, to mój! – wyszeptała nerwowo jedna z siedzących na widowni grzybek.
– Dorodny. Musi być pani bardzo dumna. Jestem Tomasz Sitarz, maślak. Miło poznać.
– Więc to pana synkiem jest ten malusi maślaczek?
– Tamten to akurat Maślak Zwyczajny. Mój mały Sitarzyk niestety rozchorował się i nie może dziś wystąpić.
– Wielka szkoda. Zresztą nie wygląda pan ani trochę na grzyba, z czego wnoszę, że pańska pociecha nie może pochwalić się zbyt imponującą morfologią.
– Moim synkiem proszę się nie martwić. Jestem za to ciekaw, jakim talentem popisze się pierwszy uczestnik, szanowna pani…
– Panno. Boczenia Ostrygowata – przedstawiła się, zalotnie uchylając kapelusza.
Nie zdążyłem nawet odwzajemnić ukłonu, ponieważ grzybek na scenie rozpoczął właśnie swój pokaz. Zza pazuchy wyciągnął pudełko i wysypał z niego kilka niewielkich nicieni. Kiedy uwolnione obleńce rozpełzły się po scenie,