
Khyber-Pakhtunkhwa, czyli pusztuńska prowincja Pakistanu, znana jest jako kraina gościnności. To fascynujący kraj: pełen surowego piękna i poetyckiego dramatyzmu. I choć tak wiele jest tu do zobaczenia, to nie ma turystów. Są goście.
Gość w pusztuńskim domu może spodziewać się nie tylko tego, że zostanie „ugoszczony”, czyli że będzie miał co zjeść i gdzie położyć głowę, gdyby chciał przenocować. Prawo gościnności to także obowiązek ochrony gościa i udzielenia mu azylu w razie potrzeby. Nawet jeśli gość jest wyjętym spod prawa uciekinierem. Nawet jeśli gość lub rodzina, z której pochodzi, są skonfliktowani z naszą rodziną. Bo prawo gościnności stoi nawet nad prawem zemsty.
Obowiązek odwiedzin
Dzień był mglisty, zimowy, chłodny. Wracaliśmy z wesela w Peszawarze. Byliśmy przemarznięci i zmęczeni, ale Ami nalegała, że musimy jechać do wioski pod Mardanem, odwiedzić rodzinę Iqbala. Syn Iqbala leżał chory w szpitalu, a w takiej sytuacji wizyta jest obowiązkiem dla krewnych i przyjaciół. Tyle że ja nawet nie wiedziałam, kim jest Iqbal, a w siąpiącym deszczu błotniste, wiejskie drogi wydawały mi się wyjątkowo niegościnne. Muhammad też nie miał ochoty tam jechać. Poza tym ani on, ani Ami nie znali drogi. Zanim odnaleźliśmy tę wioskę i ten dom, było już niemal ciemno. I minęła pora obiadu, a trójka dzieci podróżujących z nami była głodna…
Rodzina Iqbala powitała nas w tradycyjnym wiejskim pasztuńskim domu. Z zewnątrz, od ulicy widać mur. W murze, za kotarą, są drzwi, czasem brama, które prowadzą na dziedziniec otoczony izbami z werandą. Czasem dziedziniec