Na gościnnej ziemi Na gościnnej ziemi
i
Droga w Dystrykcie Mansehra w Chajber Pasztunchwa w Pakistanie. Zdjęcie: Muhammad Khubaib Sarfraz/Unsplash
Opowieści

Na gościnnej ziemi

Klaudia Khan
Czyta się 10 minut

Khyber-Pakhtunkhwa, czyli pusztuńska prowincja Pakistanu, znana jest jako kraina gościnności. To fascynujący kraj: pełen surowego piękna i poetyckiego dramatyzmu. I choć tak wiele jest tu do zobaczenia, to nie ma turystów. Są goście.

Gość w pusztuńskim domu może spodziewać się nie tylko tego, że zostanie „ugoszczony”, czyli że będzie miał co zjeść i gdzie położyć głowę, gdyby chciał przenocować. Prawo gościnności to także obowiązek ochrony gościa i udzielenia mu azylu w razie potrzeby. Nawet jeśli gość jest wyjętym spod prawa uciekinierem. Nawet jeśli gość lub rodzina, z której pochodzi, są skonfliktowani z naszą rodziną. Bo prawo gościnności stoi nawet nad prawem zemsty.

Obowiązek odwiedzin

Dzień był mglisty, zimowy, chłodny. Wracaliśmy z wesela w Peszawarze. Byliśmy przemarznięci i zmęczeni, ale Ami nalegała, że musimy jechać do wioski pod Mardanem, odwiedzić rodzinę Iqbala. Syn Iqbala leżał chory w szpitalu, a w takiej sytuacji wizyta jest obowiązkiem dla krewnych i przyjaciół. Tyle że ja nawet nie wiedziałam, kim jest Iqbal, a w siąpiącym deszczu błotniste, wiejskie drogi wydawały mi się wyjątkowo niegościnne. Muhammad też nie miał ochoty tam jechać. Poza tym ani on, ani Ami nie znali drogi. Zanim odnaleźliśmy tę wioskę i ten dom, było już niemal ciemno. I minęła pora obiadu, a trójka dzieci podróżujących z nami była głodna…

Rodzina Iqbala powitała nas w tradycyjnym wiejskim pasztuńskim domu. Z zewnątrz, od ulicy widać mur. W murze, za kotarą, są drzwi, czasem brama, które prowadzą na dziedziniec otoczony izbami z werandą. Czasem dziedziniec

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zaślubiny lodowców Zaślubiny lodowców
i
Batura Sar i lodowce, Gilgit-Baltistan w Pakistanie, zdjęcie: Imran Shah/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Ziemia

Zaślubiny lodowców

Klaudia Khan

Tam, gdzie spotykają się pasma Himalajów, Karakorum i Hindukuszu, w wysokogórskich dolinach do niedawna przez większą część roku niedostępnych, warunki dyktują pogoda i przyroda. Lokalne społeczności nauczyły się żyć w tym pięknym, choć jakże trudnym, środowisku i z konieczności stały się samowystarczalne. Mieszkańcy tych rejonów ze wszystkimi problemami – najazdami walecznych sąsiadów, suszą czy powodziami – musieli sobie radzić sami. I udało im się wypracować kilka genialnych rozwiązań.

Do Gilgit-Baltistanu, krainy w północnym Pakistanie znanej także jako Little Tibet, a poprzednio oficjalnie nazywanej Northern Areas, można dojechać spektakularną Karakorum Highway (KKH), czyli wijącą się wzdłuż zboczy gór wąską jednopasmówką. Przejazd tą trasą to gwarancja niezapomnianych wrażeń, zarówno estetycznych, jak i ekstremalnie emocjonujących: po jednej stronie szosy jest skalista ściana, po drugiej przepaść, barierek brak, a za każdym kolejnym (ostrym) zakrętem ukazują się coraz to piękniejsze widoki. Ale KKH została zbudowana zaledwie 50 lat temu. Wcześniej, przez wieki, do osiedli w dolinach przez wysokogórskie przełęcze prowadziły jedynie górskie ścieżki. Lecz chociaż wioski i miasteczka Baltistanu były tak trudno dostępne, to nie omijały ich zastępy wojsk sąsiadujących z regionem mocarstw. Według legendy, gdy na początku XIII w. mieszkańcy Baltistanu dowiedzieli się o nadciągających z północy mongolskich najeźdźcach pod wodzą Czyngis-Chana, postanowili zagrodzić im drogę do swojego kraju i w przełęczy, która stanowiła drogę wjazdową, zbudowali lodowiec. Genialny projekt skutecznie ochronił ich przed hordami, ale co ważne, okazało się, że budowa lodowca rozwiązała także inny z poważnych problemów – brak wody.

Czytaj dalej